Niedziela, 6 VI 2010
I CZYTANIE 1 Krl 17, 17-24 …Wówczas powiedziała ona Eliaszowi: „Czego ty, mężu Boży, chcesz ode mnie? Czy po to przyszedłeś do mnie, aby mi przypomnieć moją winę i przyprawić o śmierć mego syna?” Na to Eliasz jej odpowiedział: „Daj mi twego syna”. II CZYTANIE Ga 1, 11-19 …spodobało się Temu, który wybrał mnie jeszcze w łonie matki mojej i powołał łaską swoją, aby objawić Syna swego we mnie, bym Ewangelię o Nim głosił poganom… EWANGELIA Łk 7, 11-17 Gdy zbliżył się do bramy miejskiej, właśnie wynoszono umarłego, jedynego syna matki, a ta była wdową. Towarzyszył jej spory tłum z miasta. Na jej widok Pan użalił się nad nią i rzekł do niej: „Nie płacz”. Potem przystąpił, dotknął się mar, a ci, którzy je nieśli, stanęli i rzekł: „Młodzieńcze, tobie mówię, wstań”. Zmarły usiadł i zaczął mówić; i oddał Go jego matce.
Prorok występuje w imieniu Boga. Mówi: „Daj mi”, ale tak naprawdę prosi: „Daj Bogu”. Nie trzymaj dla siebie. Nie czyń się odpowiedzialna za wszystko co się wiąże z Twoim dzieckiem. Nie ustalaj po swojemu jego życia i przyszłości. Nie decyduj po swojemu o jego życiu i o jego śmierci. Nie jesteś właścicielką swego syna. Wychowuj go i wymagaj od niego, ale oddaj gdy przychodzi chwila, w której tylko ja mogę się o niego prawdziwie zatroszczyć.
Problem z nami, że tego nie rozumiemy. Słaba jest nasza wiara. Boimy się oddać Bogu nasze dzieci, nasze całe życie. Wydaje nam się, że On zaszkodzi, że przyniesie raczej nieszczęście niż radość. Wolimy radość na naszą miarę, niż szczęście według woli Boga. Wielu rodziców mówi: nie będę go zmuszać b chodził do kościoła, bo czy ma to sens… A w chwilach kryzysowych, po latach, ci sami, zapłakani rodzice, albo jedno z nich skarży się Bogu: „Dlaczego to moje dziecko tak mnie traktuje na stare lata”…
Gdy Jan Paweł II przybył do grobu ks. Jerzego Popiełuszki w 1987 roku, przytulił tym swoim znanym, ciepłym gestem mamę ks. Jerzego. – Matko, dałaś nam wielkiego syna – powiedział papież do Marianny Popiełuszko. – Ojcze Święty, nie ja dałam, ale Bóg dał przeze mnie światu – odparła matka księdza Jerzego.
Poruszające są słowa tej prostej, nieuczonej kobiety. Proste, ale pełne wiary i mądrości, jakiej nam brakuje.
“Prościusieńko w niebo droga: kochać ludzi, kochać Boga. Kochaj sercem i czynami, będziesz w niebie z aniołkami” – ten wierszyk powtarza pani Marianna wielu dziennikarzom, co to przyjeżdżają do Okopów i chcą się od niej czegoś dowiedzieć o dzieciństwie kapłana. Jakby nie dowierzali, że prostota, normalność i pobożność polskiej wsi wystarczyły. Jakby nie dowierzali, że Bóg wystarcza.
„U mnie wszystkie dzieci były jednakowe. Nie biłam, nie karałam ich, było tylko surowe słowo: tak masz zrobić i już. Z maleńkiego trzeba nauczyć posłuszeństwa rodzicom. A teraz – jak wymagać posłuszeństwa, skoro zaraz ukarzą rodziców, że zmuszają dziecko do czegoś. Teraz rodzice nie mają prawa do dziecka, żeby je wychowywać, jak chcą.” – mówi pani Marianna prawdy niepopularne. Tego TVN nie napisze, tego Gazeta Wyborcza nie wydrukuje. Napiszą o tym, co wzruszające, o tym , że codziennie chodzi na symboliczny grób syna nie-opodal domu, że proste wierszyki cytuje z blisko stuletniej pamięci, że ksiądz Jerzy modlił się od dzieciństwa. Ale o tym, co matka polskiego męczennika sądzi o współczesnej rodzinie, o aborcji, o wychowaniu – boją się pisać.
Niektórzy rodzice pewnie powiedzą: Czego ten Kościół chce? Czy my nie mamy prawa uczy-nić z naszymi dziećmi tego, co sami chcemy? Otóż nie. Nie macie. Bóg jest ich Panem, tak samo jak waszym. Zgadzając się na oddalanie dzieci o wiary i Kościoła, zgadzając się na własne niechlujstwo religijne, na rozwody, na związki pozamałżeńskie, na życie niemoralne, na pogoń za pieniądzem – rozbijacie wiarę i niewinność waszych dzieci. A jeszcze do tego do-chodzą przeróżne nowoczesne pomysły liberalnych „pedagogów”, którzy chcieliby jak naj-szybciej wyrwać dziecko z rodziny, aby urobić młode serca wedle wskazań brukselskich mędrców. Oświecić edukacją seksualną, nauczyć specyficznie pojmowanej „tolerancji” będącej w rzeczywistości zgodą na zło i niemoralność, zatruć logiczne i zdroworozsądkowe myślenie, odciąć od korzeni tradycji i historii.
„Chrześcijański system wychowania oparty na Chrystusie i Jego Ewangelii zdawał wiele razy egzamin w dziejach naszego narodu i to w najtrudniejszych momentach tych dziejów. Dlatego katolickie społeczeństwo Polski jest świadome strat i szkód moralnych, jakie ponosiło i ponosi w wyniku narzucania ludziom wierzącym programu wychowania ateistycznego, programu wrogiego religii.” – nauczał ks. Jerzy. Słowa te nie straciły na aktualności. Skąd te słowa wziął? Przeczytał w mądrych książkach? Ktoś go zmusił, aby tak mówił? Nie. Można powiedzieć, że wyssał je z mlekiem matki.
Opowiada więc ta kobieta, nazywana dzisiaj „matką kapłanów”, jak to jej syn wiele kilometrów, często po ciemku, przemierzał dążąc do kościoła w Suchowoli. – Nie bała się pani puszczać go tak po ciemku? – dziwi się dziennikarka. – A Opatrzność Boża gdzie? – odpowiada szybko pani Marianna – Zaufałam Bogu.
Jakie to proste…
A dzisiejsi rodzice, często odradzający dzieciom chodzenie do kościoła, wypełniający kalendarze swych pociech tysiącem kółek zainteresowań, dodatkowych lekcji, spotkań – komu ufa-ją? Komu ufają w swoim życiu małżeńskim? Często mieszanina pychy i egoizmu pomiędzy małżonkami jest tak wielka, że wolą niszczyć awanturami siebie i słuchające wszystko dzieci, niż przyjść po radę i pomoc. Często nie mogąc na siebie patrzeć uciekają od siebie. Pani Marianna wspominając swego, zmarłego już męża, mówi: „Ja bez niego nigdzie nie byłam i on beze mnie. Mój mąż był mi ojcem, a ja jemu matką.”
Jakie to proste…
Bóg wybiera człowieka w łonie matki. Bo każdy człowieka jest Jego, Boga własnością. Marianna Popiełuszko z Okopów wie o tym dobrze, choć nie przeczytała tego w żadnej gazecie, ani nie obejrzała w telewizji. Wie to z modlitwy różańcowej, codziennie odmawianej w domu, wie z litanii i pieśni śpiewanych przy kapliczkach, wie ze Mszy świętej, wie ze spowiedzi, wreszcie wie to z łez swoich, które porobiły długie bruzdy na jej twarzy. Wie to wszystko, bo – tak dziś jak i od lat dziecinnych – ma proste serce, pełne miłości, ale i spokojnego realizmu człowieka, który ciężką pracą dbał o swoje i rodziny życie.
Często rodzice mówią: „Żebyś nie miał, drogie dziecko, ciężko w życiu”. A czemu ma mieć łatwo? Jak jest łatwo, jak wszystko łatwo przychodzi, to człowiek się nie rozwija, to gnuśnieje. To się nudzi, a z nudów, stara się sobie uprzyjemnić życie. Oto nasze rodziny: rodzice zaganiani, często nie umiejący już ze sobą rozmawiać, krzyczący na siebie, zajęci praca, albo odpoczynkiem od niej. I dzieci – z poczuciem braku miłości, niezrozumiane, zamknięte we własnym świecie, odnajdujące krótką radość przed komputerem, w filmach, grach, na przeróżnych portach randkowych, w pornografii, alkoholu, czy szybko odkrywanym świecie do-znań erotycznych.
Chrystus widzi naszą nędzę i ból. Nasze błędy. Nasze zaplątane serca, zamknięte na te prostotę, jaką tylko On może dać. Niech się ulituje nad naszymi rodzinami. To prawda, że są atakowane od zewnątrz, przez głupie i bezbożne prawa, ale o wiele bardziej niszczący jest ten rak serca – rozkładający w człowieku wiarę i miłość. Więc módlmy się o zdrowe serca dla polskich rodzin. O serca pełne ojcowskiej i matczynej miłości. O pojednanie tam, gdzie króluje nienawiść. O uzdrowienie tam, gdzie rozpanoszył się grzech, nałogi, agresja. Aby każde z małżonków walczyło o miłość do drugiej osoby, aby każde uciekało od wszystkiego, co ma choćby pozór zła.
Oddawajmy to pod opiekę Matczynego serca Maryji, naszej Królowej.
A od jutra, błagajmy tez o wstawiennictwo umęczonego syna polskiej ziemi, ks. Jerzego. Nie odmówi pomocy.