Środa, 1 IX 2010 r.

I CZYTANIE 1 Kor 3, 1-9
Nie mogłem, bracia, przemawiać do was jako do ludzi duchowych, lecz jako do cielesnych, jak do niemowląt w Chrystusie.Mleko wam dawałem, a nie pokarm stały, boście byli niemocni; zresztą i nadal nie jesteście mocni. Ciągle przecież jeszcze jesteście cieleśni. Jeżeli bowiem jest między wami zawiść i niezgoda, to czyż nie jesteście cieleśni i nie postępujecie tylko po ludzku?
EWANGELIA Łk 4, 38-44
O zachodzie słońca wszyscy, którzy mieli cierpiących na rozmaite choroby, przynosili ich do Niego. On zaś na każdego z nich kładł ręce i uzdrawiał ich. Także złe duchy wychodziły z wielu, wołając: „Ty jesteś Syn Boży”. Lecz On je gromił i nie pozwalał im mówić, ponieważ wiedziały, że On jest Mesjaszem. Z nastaniem dnia wyszedł i udał się na miejsce pustynne. A tłumy szukały Go i przyszły aż do Niego; chciały Go zatrzymać, żeby nie odchodził od nich.

Tak. Jesteś niemocny. Cielesny. Słaby. Wciąż jeszcze można nazywać Cię niemowlęciem. Wciąż szukasz człowieka, ludzkiego dotknięcia, uśmiechu, przytulenia, gestu zwiastującego zainteresowanie. Bez tego – marniejesz.

Tłumy z dzisiejszej ewangelii szukają Jezusa. Jedni w nadziei na zdrowie, inni w nadziei na wolność. Są pewnie i tacy, którzy poszukują sensacji, aby potem, po powrocie do rodzinnej wioski, móc chodzić przez pewien czas w chwale, jako ci, którzy widzieli Uzdrowiciela.

Do czego potrzebny jest Ci Bóg? Czemu patrzysz na Jego Słowo? Czemu czytasz teraz tego bloga? Na co patrzysz podczas Mszy św.?

Można przecież chcieć od Chrystusa jedynie poprawy własnego samopoczucia. Można słuchając homilii liczyć jedynie ile razy ksiądz spojrzał w moją stronę. Można, doświadczając swoich „niemocy” i braków poprzestać jedynie na leczeniu naskórka chorych emocji.

Problem jest w głębi nas. Głębiej aniżeli pocieszanie się drugim człowiekiem, alkoholem, komputerem, czy nawet dobrą książką. Owo „głębiej” zwiastuje potężną wyrwę w duszy – miejsce na prawdziwe spotkanie z Ojcem.