Wtorek, 28 IX 2010 r.

I CZYTANIE Hi 3, 1-3. 11-17. 20-23
Hiob tak mówił: „Niech przepadnie dzień mego urodzenia i noc, która rzekła: «Poczęty mężczyzna». Dlaczego nie umarłem po wyjściu z łona, nie wyszedłem z wnętrzności, by skonać? Po cóż mnie przyjęły kolana, a piersi podały mi pokarm? Nie żyłbym jak płód poroniony, jak dziecię, co światła nie znało.
Teraz bym spał, wypoczywał, odetchnąłbym we śnie pogrążony z królami, ziemskimi władcami, co sobie stawiali grobowce, wśród wodzów w złoto zasobnych, których domy pełne są srebra. Tam niegodziwcy nie krzyczą, spokojni, zużyli już siły. Po co się daje życie strapionym, istnienie złamanym na duchu, co śmierci czekają na próżno, szukają jej bardziej niż skarbu w roli: cieszą się, skaczą z radości, weselą się, że doszli do grobu. Człowiek swej drogi jest nieświadomy, Bóg sam ją przed nim zamyka”.
EWANGELIA Łk 9, 51-56
Gdy dopełniał się czas wzięcia Jezusa z tego świata, postanowił udać się do Jerozolimy i wysłał przed sobą posłańców. Ci wybrali się w drogę i przyszli do pewnego miasteczka samarytańskiego, by Mu przygotować pobyt. Nie przyjęto Go jednak, ponieważ zmierzał do Jerozolimy.
Widząc to uczniowie Jakub i Jan rzekli: „Panie, czy chcesz, a powiemy, żeby ogień spadł z nieba i zniszczył ich?” Lecz On odwróciwszy się zabronił im. I udali się do innego miasteczka.

Realizm Pisma św. jest porażający. Czytamy dzisiaj o Hiobie, który nie daje się zwieść kościelną super poprawnością, nie tylko polityczną. Hiob w swoim bólu jest (do bólu, nomen omen) prawdziwy. Strapiony, złamany na duchu, szukający śmierci, nieświadomy sensu swej drogi – w tym wszystkim jednak Hiob nie złorzeczy Bogu. Nie przekracza owej cienkiej granicy oddzielającej wyrażenie ogromu cierpienia i dusznej goryczy od oskarżenia Boga o umyślne spowodowanie owego bólu. Można powiedzieć, patrząc na całość księgi Hioba, że w cierpieniu owego męża boleści mimo wszystko Pan jest obecny. Hiob nie wyrzuca Boga z krainy swej Meki, więcej nawet, w swych modlitwach przywołuje Go w najciemniejszą otchłań swych przeżyć.

To w Ewangelii jesteśmy świadkami sceny wyrzucenia Boga. W decyzji mieszkańców miasteczka samarytańskiego nie chodzi jedynie o brak gościnności. Rozumieją to Jakub i Jan i stad ich (wydawałoby się, że nieproporcjonalna) reakcja. Chrystus nie zgadza się na tak spektakularne konsekwencje grzechu, jakiego dopuszczają się względem Niego Samarytanie. On wie, że największą katastrofa ludzkiej egzystencji jest życie bez Boga. Pustka przyrodzonego cierpienia, bez zaproszenia do Niej Pana, staje się żywym piekłem i goryczą bez końca.

Hiob w swym bólu odnajduje obecność Wszechmocnego. Mieszkańcy miasteczka pozbywając się owej obecności, pozostają bezbronni wobec zła, które – prędzej, czy później – pojawi się w ich życiu. Jak jest u nas?