Wtorek, 11 I 2011 r.
I CZYTANIE Hbr 2, 5-12 Nie aniołom Bóg poddał przyszły świat, o którym mówimy. Ktoś to gdzieś stwierdził uroczyście, mówiąc: „Czym jest człowiek, że pamiętasz o nim, albo syn człowieczy, że się troszczysz o niego; mało co mniejszym uczyniłeś go od aniołów, chwałą i czcią uwieńczyłeś go. Wszystko poddałeś pod nogi jego”. Ponieważ zaś poddał Mu wszystko, nic nie zostawił nie poddanego Jemu. Teraz wszakże nie widzimy jeszcze, aby wszystko było Mu poddane. Widzimy natomiast Jezusa, który mało od aniołów był pomniejszony, chwałą i czcią ukoronowanego za cierpienia śmierci, iż z łaski Bożej za wszystkich zaznał śmierci. Przystało bowiem Temu, dla którego wszystko i przez którego wszystko, który wielu synów do chwały doprowadza, aby przewodnika ich zbawienia udoskonalił przez cierpienie. Tak bowiem Ten, który uświęca, jak ci, którzy mają być uświęceni, z jednego są wszyscy. Z tej to przyczyny nie wstydzi się nazwać ich braćmi swymi, mówiąc: „Oznajmię imię Twoje braciom moim, w pośrodku zgromadzenia będę Cię wychwalał”. EWANGELIA Mk 1, 21-28 W mieście Kafarnaum Jezus w szabat wszedł do synagogi i nauczał. Zdumiewali się Jego nauką: uczył ich bowiem jak ten, który ma władzę, a nie jak uczeni w Piśmie.Był właśnie w synagodze człowiek opętany przez ducha nieczystego. Zaczął on wołać: „Czego chcesz od nas, Jezusie Nazarejczyku? Przyszedłeś nas zgubić. Wiem, kto jesteś: Święty Boży”. Lecz Jezus rozkazał mu surowo: „Milcz i wyjdź z niego”. Wtedy duch nieczysty zaczął go targać i z głośnym krzykiem wyszedł z niego. A wszyscy się zdumieli, tak że jeden drugiego pytał: „Co to jest? Nowa jakaś nauka z mocą. Nawet duchom nieczystym rozkazuje i są Mu posłuszne”. I wnet rozeszła się wieść o Nim wszędzie po całej okolicznej krainie galilejskiej.
Przedziwny realizm bije z dzisiejszych czytań. Autor Listu do Hebrajczyków dość trzeźwo i nawet z pewnym sarkazmem stwierdza, że jakoś nie widzi, aby wszystko na ziemi było poddane Jezusowi. Jedyne co widać, to tegoż Jezusa, ale cierpiącego i za to cierpienie ukoronowanego chwałą. Generalnie, wniosek prosty: co prawda świat jest poddany Panu, ale sam Pan poddał się cierpieniu, więc nie ma co wyglądać jakichś niezwykłych śladów Jego zwycięstwa dookoła nas. Jedyny trop doprowadza do uznania niezwykłej solidarności, jaką okazał Bóg schodząc pomiędzy swe stworzenie. „Z jednego są wszyscy” – powtarza autor natchniony (przez tradycję utożsamiany ze św. Pawłem) widząc Jezusa, który stanął w jednym szeregu z milionami cierpiących ludzi. Teraz mogą oni nazywać Go nie tylko Panem, ale i Bratem.
No tak, ale czy to jest pocieszające? Czy, gdy Twoje serce rozbija smutek i ból, będzie Ci lepiej na wieść, że Bóg miał (ma) tak samo? Trochę brzmi to jak złośliwa radość ludzka, gdy sąsiadowi również zalało piwnicę.
Oczywiście, wiem, że to niebywała wiadomość – Bóg przyjął na Siebie cierpienie. Wiem, odpowiedzią na ból świata jest krzyż Chrystusa. Wiem, cierpienie nie jest dziełem Boga, weszło, wraz ze śmiercią, przez zawiść diabła. A właśnie… W Ewangelii dzisiejszej Jezus wypędza szatana z opętanego.
Więc, to nie tylko tak, że On zstąpił na ten padół aby ukazać swą boską solidarność z biednymi ludźmi! Uff… Zawsze sądziłem, że łatwo można z chrześcijaństwa uczynić smutną psychoterapię dla ubogich. Wizja Pana Jezusa bezradnie rozkładającego ręce wobec ludzkiego cierpienia i w rozpaczy rzucającego się w wir samounicestwienia, nie przemawia do mnie. We fragmencie Markowego dzieła Jezus mówi do szatana surowo, gromi go i czyni to z taką mocą, która zadziwia stojących dookoła. Chrystus nie tylko utożsamia się z ludźmi, On przywraca właściwy porządek, wskazuje upadłym duchom ich prawdziwe miejsce w hierarchii bytów, uwalnia człowieka od agresora. Owszem bierze na siebie konsekwencje błędnych ludzkich wyborów, ale pokazuje zarazem, że zło nie bierze się znikąd, że ten, który nam je zafundował jest pod władzą Boga, a droga do zwyciężania biegnie przez zaufanie Bożej mocy.
Bóg więc nie tylko solidaryzuje się z człowiekiem. On walczy. Jezusowa solidarność jest znakiem czegoś o wiele większego – miłości, która jest motywem walki ze złym duchem. Słowa Jezusa, Jego czyny, wreszcie Jego wejście w otchłań bólu, to wszystko jest przepełnione nie spokojna rezygnacją, lecz Mocą.
A nam, niestety, łatwiej przyjąć to stoickie orędzie o rezygnacji, aniżeli Ewangelię o Mocy Bożej. Bo Moc to jeszcze (Boże uchowaj) zadziała pozbawiając tylu pociągających pocieszeń, tak niezbędnych w tym trudnym życiu…