Dzień: 2011-04-22
J e z u s z ł o ż o n y d o g r o b u
Tb 2,7
Zatoczyli kamień. Przyszli położyć pieczęcie. Postawili absurdalna straż. Ucichł szloch niewiast. Żołnierze pili wino, grali w kości drwiąc z dziwnych żydowskich zabobonów. Apostołowie pochowali się po kątach Wieczernika. Piotr spazmatycznie szlochał. Piłat szukał głębi w misie z wodą służącą do mycia rąk. Arcykapłani oblizywali palce tłuste od mięsa paschalnego baranka.
Aniołowie na palcach stanęli dookoła Grobu.
W przeraźliwej ciszy pochylili bezcielesne głowy.
Niepojętą zdawała im się Jego miłość. Niepojętą, ale godną największej czci.
Trwali. Czekali.
Wiedzieli, że Pan zstąpił teraz do Otchłani, tam, gdzie ich dawni współbracia z Księciem Ciemności związali dusze ludzkich praojców.
Wiedzieli, że Pan zstąpił teraz w najgłębsze dno śmierci, stając w jednym szeregu z tysiącami synów człowieczych – tych, którzy byli i którzy nadejdą.
Wiedzieli, że Pan wkrótce powróci.
Czekali.
J e z u s z d j ę t y z K r z y ż a i z ł o ż o n y w r a m i o n a M a t k i
Za 12,10 b -12a
Wielki płacz i wielka boleść.
Siedem mieczy przebiło serce Matki.
Spełniła się przepowiednia Starca dana młodziutkiej niegdyś Miriam.
Nie ma już Anioła, który by zawołał: „Nie bój się, Maryjo”. Nie ma Józefa, który, oświecony widzeniem, zrozumiał i wsparł. Nie ma wreszcie tego Jedynego i Jego spojrzenia pełnego miłości. Jest ból, pustka i pełne niechęci spojrzenia tłumu, sąsiadów, znajomych. Jeszcze szloch Magdaleny. Jeszcze silne ale drżące ramiona Jana – ale to nie to samo, nie to samo…
Trzyma na kolanach Ciało, jak niegdyś w Betlejem. Ale On już nie potrzebuje matczynej opieki.
– Cóż Ci dam, Synku… – pytają bezgłośne wargi.
Jedynie nadzieja pozostaje. I wiara mocna, doświadczona przez życie całe, przez wiele boleści i lata samotności.
Wiara, że to nie koniec.
Wierzysz?
J e z u s u m i e r a n a K r z y ż u
J 10, 17-18
Mam moc – mówi Chrystus – oddać życie i mam moc je znów odzyskać. Czyż mając do dyspozycji takie możliwości nie zrezygnowalibyśmy z cierpienia? Czyż, gdy możemy wybrać coś łatwiejszego i trudniejszego, nie wybieramy w naszej codzienności właśnie tego, co łatwe?
Męka Jezusa jest świadomą decyzją wynikającą z miłości. śmierć krzyżowa nie jest wynikiem nieprzewidzianego splotu dziwnych okoliczności, społecznych i politycznych. Nauczyciel z Nazaretu wie co czyni. Wiedział już przed wiekami, że szalona miłość do człowieczego prochu może doprowadzić Go pod mur, aż na granicę Otchłani.
Niepojęte…
Syn Boży poddał sie śmierci, ciemnościom i mrokom. Oddał ducha. Wraz z ostatnim krzykiem podporządkował wszystko raz podjętej decyzji. I choć przetoczyła się przez Jego serce pokusa zwątpienia, choć wołał: „Czemuś Mnie opuścił”, to ostatnią myślą zwrócił się na nowo ku Ojcu i Jego miłosiernym dłoniom.
A Bóg Ojciec, jak każdy izraelski patriarcha, rozdarł Swą szatę, rozpaczając po śmierci pierworodnego.
Piątek, 22 IV 2011 r.
Ś W I Ę T E T R I D U U M P A S C H A L N E







