J e z u s z d j ę t y z K r z y ż a i z ł o ż o n y w r a m i o n a M a t k i
Za 12,10 b -12a
Wielki płacz i wielka boleść.
Siedem mieczy przebiło serce Matki.
Spełniła się przepowiednia Starca dana młodziutkiej niegdyś Miriam.
Nie ma już Anioła, który by zawołał: „Nie bój się, Maryjo”. Nie ma Józefa, który, oświecony widzeniem, zrozumiał i wsparł. Nie ma wreszcie tego Jedynego i Jego spojrzenia pełnego miłości. Jest ból, pustka i pełne niechęci spojrzenia tłumu, sąsiadów, znajomych. Jeszcze szloch Magdaleny. Jeszcze silne ale drżące ramiona Jana – ale to nie to samo, nie to samo…
Trzyma na kolanach Ciało, jak niegdyś w Betlejem. Ale On już nie potrzebuje matczynej opieki.
– Cóż Ci dam, Synku… – pytają bezgłośne wargi.
Jedynie nadzieja pozostaje. I wiara mocna, doświadczona przez życie całe, przez wiele boleści i lata samotności.
Wiara, że to nie koniec.
Wierzysz?