Czwartek, 23 VI 2011 r.
I CZYTANIE Pwt 8, 2-3. 14b-16a Mojżesz powiedział do ludu: „Pamiętaj na wszystkie drogi, którymi Cię prowadził twój Pan Bóg przez te czterdzieści lat na pustyni, aby cię utrapić, wypróbować i poznać, co jest w twym sercu; czy strzeżesz Jego polecenia, czy też nie. Utrapił cię, dał ci odczuć głód, żywił cię manną, której nie znałeś ani ty, ani twoi przodkowie, bo chciał ci dać poznać, że nie samym tylko chlebem żyje człowiek, ale wszystkim, co pochodzi z ust Pana. Nie zapominaj twego Pana Boga, który cię wywiódł z ziemi egipskiej, z domu niewoli. On cię prowadził przez pustynię wielką i straszną, pełną wężów jadowitych i skorpionów, przez ziemię suchą, bez wody, On ci wyprowadził wodę ze skały najtwardszej. On żywił cię na pustyni manną, której nie znali twoi przodkowie”. II CZYTANIE 1 Kor 10, 16-17 Kielich błogosławieństwa, który błogosławimy, czy nie jest udziałem we Krwi Chrystusa? Chleb, który łamiemy, czyż nie jest udziałem w Ciele Chrystusa? Ponieważ jeden jest chleb, przeto my, liczni, tworzymy jedno ciało. Wszyscy bowiem bierzemy z tego samego chleba. EWANGELIA J 6, 51-58 Jezus powiedział do Żydów: „Ja jestem chlebem żywym, który zstąpił z nieba. Jeśli kto spożywa ten chleb, będzie żył na wieki. Chlebem, który Ja dam, jest moje Ciało za życie świata”. Sprzeczali się więc między sobą Żydzi mówiąc: „Jak On może nam dać swoje Ciało na pożywienie?” Rzekł do nich Jezus: „Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam: Jeżeli nie będziecie spożywać Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie. Kto spożywa moje Ciało i pije moją Krew, ma życie wieczne, a Ja go wskrzeszę w dniu ostatecznym. Ciało moje jest prawdziwym pokarmem, a Krew moja jest prawdziwym napojem. Kto spożywa moje Ciało i Krew moją pije, trwa we Mnie, a Ja w nim. Jak Mnie posłał żyjący Ojciec, a Ja żyję przez Ojca, tak i ten, kto Mnie spożywa, będzie żył przeze Mnie. To jest chleb, który z nieba zstąpił, nie jest on taki jak ten, który jedli wasi przodkowie, a pomarli. Kto spożywa ten chleb, będzie żył na wieki”.Utrapił cię Pan Bóg – woła Mojżesz. I precyzuje – Dał ci odczuć głód. To znaczy – pozwolił, abyś doświadczył swej nędzy, swego braku samowystarczalności, tego, że nie możesz oprzeć się na swej pysze. Nie po to, aby cię bezsensownie upokorzyć, ale po to, abyś w przyszłości, wtedy, gdy zaczniesz borykać się z groźniejszymi sprawami, wiedział gdzie i w jaki sposób masz szukać ratunku. Abyś wiedział jak rozróżnić głód chleba i głód emocji, głód prawdziwy od fantasmagorii, głód duszy i głód ciała. Utrapił cię Pan, aby poznać twe serce, bo w utrapieniu objawia się prawda ludzkich pragnień i pożądliwości. Utrapił cię, bo bez tego, pobłądziłbyś w labiryncie własnych niespełnień, lęków i oporu wobec walki o dobro dla siebie i tych, co są ci dani.
A potem przyjął Pan owo utrapienie ze wszystkimi jego tragicznymi konsekwencjami na siebie – stał się jednocześnie szlachetnym głodem łaknących sprawiedliwości i pokarmem, który – jako jedyny – ów głód może zaspokoić. I wołał, ściągając na siebie przerażone spojrzenia nic nie pojmujących uczniów, ryzykując odrzucenie i wyśmianie, wiedząc, że zostanie zdeptany, wołał – jedzcie Moje Ciało i pijcie moją Krew!
I woła do dzisiaj. Często nadaremnie.
Największy dar, jaki mógł Bóg na wieki powierzyć ludziom (a dokładnie Kościołowi, zresztą to, w jaki sposób ta ziemska rodzina Boga Wcielonego opiekuje się tym darem, to już zupełnie inny temat) do dziś jest odpychany, nieszanowany, próbuje się Go „unormalnić”, „usymboilić”, aby spowszedniał każdemu i zawsze. Jakby człowiek chciał za wszelką cenę udowodnić Bogu, że ryzyko miłości się nie opłaca. Przecież słyszymy o tych Pierwszych Komuniach będących bardziej festiwalem próżności niewierzących rodziców, o tym wyciąganiu nieczystych często (w sensie przenośnym, i jak najbardziej dosłownym) rąk po Chleb aniołów, o rujnowaniu tradycyjnej pobożności eucharystycznej, o traktowaniu Ciała Chrystusa jakby to był zwykły kawałek maki z wodą, o zaniku adoracji, o obumieraniu liturgii, zmieniającej się w swoiste sacro-show, a wreszcie – o braku wiary w sercach ludzi teoretycznie uważających się za chrześcijan, o odejściu od nauki Kościoła przy jednoczesnym trzymaniu się praktyk sakramentalnych „bo mi się należ”.
Może znowu trzeba, aby utrapił nas Pan? Może tylko w tych momentach budzimy się, przerażeni, że pod naszymi stopami leży Jego Ciało? Może tylko wówczas przebija się do zaślepionej świadomości, że szacunek i uznanie Jego Obecności – realnej – pośród nas pomaga odnaleźć odpowiedź i ratunek na nasze głody dnia codziennego i wzmocnić siły na drodze ku realizacji największych pragnień – ku miłości.