Wspomnienie św. Tomasza Becketa, Biskupa i Męczennika
Czwartek, 29 XII 2011 r.
I CZYTANIE 1 J 2, 3-11 Po tym poznajemy, że znamy Jezusa, jeżeli zachowujemy Jego przykazania. Kto mówi: „Znam Go”, a nie zachowuje Jego przykazań, ten jest kłamcą i nie ma w nim prawdy. Kto zaś zachowuje Jego naukę, w tym naprawdę miłość Boża jest doskonała. Po tym właśnie poznajemy, że jesteśmy w Nim. Kto twierdzi, że w Nim trwa, powinien również sam postępować tak, jak On postępował. Umiłowani, nie piszę do was o nowym przykazaniu, ale o przykazaniu istniejącym od dawna, które mieliście od samego początku; tym dawnym przykazaniem jest nauka, którąście słyszeli. A jednak piszę wam o nowym przykazaniu, które prawdziwe jest w Nim i w was, ponieważ ciemności ustępują, a świeci już prawdziwa światłość. Kto twierdzi, że żyje w światłości, a nienawidzi brata swego, dotąd jeszcze jest w ciemności. Kto miłuje swego brata, ten trwa w światłości i nie może się potknąć. Kto zaś swojego brata nienawidzi, żyje w ciemności i działa w ciemności i nie wie, dokąd dąży, ponieważ ciemności dotknęły ślepotą jego oczy. EWANGELIA Łk 2, 22-35 Gdy upłynęły dni Ich oczyszczenia według Prawa Mojżeszowego, Rodzice przynieśli Jezusa do Jerozolimy, aby Go przedstawić Panu. Tak bowiem jest napisane w Prawie Pańskim: „Każde pierworodne dziecko płci męskiej będzie poświęcone Panu”. Mieli również złożyć w ofierze parę synogarlic albo dwa młode gołębie, zgodnie z przepisem Prawa Pańskiego. A żył w Jerozolimie człowiek, imieniem Symeon. Był to człowiek prawy i pobożny, wyczekiwał pociechy Izraela, a Duch Święty spoczywał na nim. Jemu Duch Święty objawił, że nie ujrzy śmierci, aż zobaczy Mesjasza Pańskiego. Za natchnieniem więc Ducha przyszedł do świątyni. A gdy Rodzice wnosili Dzieciątko Jezus, aby postąpić z Nim według zwyczaju Prawa, on wziął Je w objęcia, błogosławił Boga i mówił: „Teraz, o Władco, pozwól odejść słudze Twemu w pokoju, według Twojego słowa. Bo moje oczy ujrzały Twoje zbawienie, któreś przygotował wobec wszystkich narodów: światło na oświecenie pogan i chwałę ludu Twego, Izraela”. A Jego ojciec i Matka dziwili się temu, co o Nim mówiono. Symeon zaś błogosławił Ich i rzekł do Maryi, Matki Jego: „Oto Ten przeznaczony jest na upadek i na powstanie wielu w Izraelu i na znak, któremu sprzeciwiać się będą. A Twoją duszę miecz przeniknie, aby na jaw wyszły zamysły serc wielu”.Kolejność wspomnień w Oktawie Bożego Narodzenia jest swoistą katechezą na temat konsekwencji przyjęcia Nowonarodzonego jako Pana i Króla. Św. Szczepan, Św. Jan, betlejemskie dzieci, a wreszcie (niejako dopisany do tego katalogu) św. Tomasz Becket, średniowieczny biskup, który starł się z królem Anglii Henrykiem II w obronie praw Kościoła. Jaki jest sens tej katechezy liturgicznej? Wygląda na to, że od perspektywy indywidualnej,przechodzimy do społecznego wymiary przeżywania wiary w Boga Wcielonego. Becket, jako prymas Anglii, publicznie sprzeciwiał się prawnie wybranemu monarsze (podobnie jak nasz św. Stanisław) stawiając prawo Boże i wynikające z niego prerogatywy ponad prawem królewskim. W ten sposób zakreślił pewną przestrzeń wolności chrześcijańskiej – w epoce feudalnej głośno przypomniał o pochodzeniu władzy od Boga. Postać Becketa przypomina o społecznym i publicznym charakterze wiary, bo przecież – wbrew wielu opiniom rozsławianym u nas w czasach PRL-u – wiara nie jest sprawą prywatną. „Znak, któremu sprzeciwiać się będą” nie ma być schowany do kruchty kościelnej, ani zarezerwowany do czterech ścian mieszkania jednostki. Chrystus jest dla „wszystkich narodów”, a miłość bliźniego, o jakiej pisze dzisiaj św. Jan, nie może być ograniczona jedynie do wycinka życia ludzkiego. Więcej nawet – jako ci, którzy przyjęli Boga Człowieka, mamy obowiązek (wzorem św. Tomasza Becketa, wzorem św. Stanisława) domagać się przestrzegania Jego praw w przestrzeni państwa i narodu.
Ktoś powie – ale to polityka, a lepiej się do niej nie mieszać. Pewnie lepiej. Pewnie o wiele łatwiej i przyjemniej byłoby, gdyby Becket ustąpił ze swego stanowiska i podporządkował się Henrykowi II. Także my czulibyśmy większy komfort, gdybyśmy funkcjonowali w myśl zasady „żyj pozwól żyć innym”, nie respektując swoich praw, nie dbając o wartości wyższe, aniżeli jedzenie i miejsce do spania (z obowiązkową plazmą na ścianie), czy nitka autostrady. Pytanie tylko, co z tego wyniknęłoby w przyszłości – dla nas i tych, co po nas przyjdą.
Oby mieli gdzie…