Święto Świętych Młodzianków, Męczenników
Środa, 28 XII 2011 r.
I CZYTANIE 1 J 1, 5 – 2, 2
Heroda zawiedli nie tylko Mędrcy. Zawiodło go sumienie, zawiodło go (w ostatecznym rozrachunku) zło, któremu służył, zawiódł go także system, który pomagał mu utrzymywać władzę. Zawiodło go to, w czym pokładał nadzieję. Podobnie zresztą zawiodą się wszyscy Herodowie naszych czasów, szczególnie ci, którzy w jakimś szaleńczym pomieszaniu przyczyniają się do śmierci bezbronnych. A ponieważ król Judei nakazał wymordować samych chłopców (wpisując się tym samym w stara tradycję tyranów, sięgającą egipskiego faraona z czasów księgi Wyjścia) to zawiodą się również ci, którzy próbują zniszczyć męskość od najmłodszych lat; przyświeca im taki sam cel, jak starożytnym władcom – zniszczyć tych, którzy mogą unieść dziedzictwo wolności w przyszłe pokolenia.
Cóż można zrobić wobec Herodowej wszechwładzy, gdy oprawcy tyrana, zaopatrzeni w nowoczesne środki przemocy, jakimi staja się uległe mainstreamowi media i sprzedajne „elity”, zdają się nieustannie przeprowadzać swą wolę? Jak uciec z tej pułapki?
Z jednej strony, podobnie jak w Ewangelii, nieuchronną konsekwencją jest męczeństwo. Rodzin, młodych małżeństw, dzieci, młodych ludzi, wchodzących w dorosłość. O niektórych formach współczesnego męczeństwa pisał już bł. Jan Paweł II, gdy w encyklice Veritatis Splendor wyrażał swój szacunek i uznanie dla wszystkich, którzy płaca wielką cenę – zarówno krwi, jak i (co pewnie częstsze) bólu i cierpienia duszy – zachowując czystość i broniąc jej jako wartości. Męczennicy naszych czasów, to wielka rodzina betlejemska mordowanych wprost w klinikach aborcyjnych, czy chrześcijan prześladowanych w krajach takich jak Sudan. Jednocześnie (a może przede wszystkim) to miliony ludzi nie zgadzających się na zanurzony w cywilizacji śmierci styl życia. Swój protest okupują często brakiem pracy, perspektyw, czy wreszcie tragedią wewnętrznego rozdarcia, tym większą, że zdarza się, iż zrozumienia nie odnajdują pośród ludzi wierzących, a nawet hierarchów Kościoła. Jest szczególnie bolesne, gdy duchowni, zwłaszcza mający swobodny dostęp do mediów, nie stają w obronie swych owiec, ale są w stanie długimi i skomplikowanymi wywodami, czy też metodą gestów publicznych, bronić postaw prześladowców życia i Ewangelii. Często trudno o większe zgorszenie.
Są też tacy, których Pan, w niemalże cudowny sposób, ratuje z kataklizmu Herodowego szaleństwa – tak, jak ochronił Świętą Rodzinę. W tym ocaleniu kryje się zapowiedź konkretnego powołania, niekoniecznie kapłańskiego, czy zakonnego (choć pewnie też), ale przede wszystkim powołania do bycia świadectwem – jasnym, mocnym i wyraźnym. Być może, u kresu takiej drogi, także spotkają zaproszenie do szczególnego naśladowania Chrystusa, poprzez krew przelaną, czy trud krzyża. Poniosą jednak tę ofiarę, gdyż będą mieli doświadczenie pomocy Tego, który może wszystko.
Nie zawiodą się, gdyż zaufali Bogu.
I to będzie ich siłą.