Uroczystość Świętej Bożej Rodzicielki Maryi
Niedziela, 1 I 2012 r.
I CZYTANIE Lb 6, 22-27

Upływ czasu może budzić najrozmaitsze odczucia – od lęku, po radość z kolejnej szansy na szczęście. Doskonale wiemy, że chrześcijanin winien patrzyć na przyszłość z nadzieją, wierząc, że świat i jego losy są w ręku jedynego Pana czasu, dla którego wczoraj, dziś i jutro są jak jeden dzień. Cóż, jeśli jednak chrześcijanin nie odnajduje w sobie owego „urzędowego” optymizmu i widząc znaki upływających miesięcy i lat w sobie i dookoła siebie, bardziej poddaje się smutkowi i niepewności, aniżeli temu, co „powinien”. Cóż ma zrobić człowiek, chcący zaufać Stwórcy, gdy obserwuje Jego dzieło z roku na rok coraz bardziej poobijane, brudne i jakby popsute, a droga do osobistego szczęścia zdaje się wydłużać w nieskończoność? Cóż ma zrobić ktoś, dla kogo wartości takie jak rodzina, czy naród są ważne, a w przestrzeni społecznej i publicznej nie odnajduje zbyt wielu podobnie myślących, ba, wręcz doświadcza, że jego sposób widzenia świata jest odrzucany przez mających wpływ na władzę, czy opinię publiczną? Co ma zrobić ktoś, kto chciałby być uczniem Słowa Wcielonego, ale w sobie widzi (być może pozorne) fiasko przyjmowania owego Słowa, a światło zdaje się wcale nie zwyciężać ciemności?
Początek roku kalendarzowego to w liturgii Kościoła Uroczystość Świętej Bożej Rodzicielki. Zawsze widziałem w znaku takiego, a nie innego rozpoczęcia roku, dar łaski i litości – oto wszystkie człowiecze nadzieje i lęki mamy szansę włożyć w ręce Matki. Tam przecież, gdzie zawodzi myśl, gdzie braknie wiary, gdzie zaczyna panować niepewność, tam właśnie jest miejsce na Jej wstawiennictwo i pomoc. Ta, która zachowywała sprawy Boże w sercu i (znając ból codzienności) umiała zawierzyć Miłości, nie wycofując się nigdy z owego zaufania, Ona potrafi zrozumieć serce chyba każdego człowieka.
Jej więc się powierzmy.
Maryjo, nadziejo nasza – módl się za nami!