Poniedziałek, 30 I 2012 r.
I CZYTANIE 2 Sm 15, 13-14.30; 16, 5-13a Przybył ktoś, kto doniósł Dawidowi: „Serca ludzi z Izraela zwróciły się do Absaloma”. Wtedy Dawid dał rozkaz wszystkim swym sługom przebywającym wraz z nim w Jerozolimie: „Wstańcie! Uchodźmy, gdyż nie znajdziemy ocalenia przed Absalomem. Spiesznie uciekajcie, ażeby nas nie napadł znienacka, nie sprowadził na nas niedoli i ostrzem miecza nie wygładził mieszkańców miasta”. Dawid wstępował na Górę Oliwną. Wchodził na nią płacząc i mając głowę zasłoniętą. Szedł boso. Również wszyscy ludzie, którzy mu towarzyszyli, zasłonili swe głowy i wstępując na górę płakali.
Wyobraź sobie, że ktoś, kogo bardzo kochasz, kto jest drogi, o kim myślisz ze wzruszeniem, twój mąż, twoja żona, twoja córka, czy twój syn (bo o syna tu chodzi) – chce cię zabić… Abstrakcja? To pomyśl, że ta osoba chce przede wszystkim twoich pieniędzy, twojego stanowiska, pracy, może twoich przyjaciół. Jej pragnieniem jest ograbienie ciebie ze wszystkiego, co uważasz za dobre i pożyteczne w życiu. Masz nie mieć nic. Masz nic nie znaczyć. Najlepiej, gdybyś zdechł gdzieś pod płotem. może jest tak, że temu komuś sił dodają wszystkie błędy, jakie zdarzyło się ci popełnić w waszej relacji, wszystkie twe słabości, wszystkie twe prawdzie, czy fałszywe winy. I nie ma teraz tłumaczeń, bo każde twoje słowo obraca się zaraz przeciwko tobie, tak wielka jest przecież siła zranionych emocji, siła Złego.
Ktoś powie, że tak się nie dzieje? Czyżby? A rozwodzący się małżonkowie, który podeptawszy przysięgę i wartość słowa, starają się za wszelką cenę śmiertelnie zranić tę drugą stronę? A dawni kochankowie, którzy wybrali egoizm zamiast miłości? A dzieci, które przypominają sobie o starych rodzicach jedynie w obliczu comiesięcznej wypłaty, czy spadku? A ludzie, którzy odrzucili boży fundament, jako wspólny dla relacji, czy przyjaźni, i teraz obwiniają Boga i świat cały za samotność swego życia?
Może jesteś tą atakowaną osobą, a może to właśnie ty atakujesz kogoś, sycąc się bólem człowieka, który niegdyś był ci drogi. Spotkaj się dzisiaj z bólem starego króla Dawida.
To już nie młodzieniec, co mógł przenosić góry i pokonywać Goliatów. To już nie wrażliwy poeta, swoim śpiewem uśmierzający demony Saula. To nie kochający przyjaciel, czy żarliwy kochanek Batszeby. Dzisiaj Dawid jest złamany buntem syna. Jak wielu innych rodziców wszystkich wieków widzi fiasko swego ojcostwa, dostrzega ślepotę i pychę Absaloma. Nawet więcej, z władcy staje się ofiarą, musi uciekać przed własnym dzieckiem. Zdaje sobie sprawę, grozi mu śmierć, więcej jeszcze, wie, że panowanie syna zniszczy kraj, rozwali państwo. Choćby chciał, nie może ustąpić (jakże jest w tym inny od tylu rodziców, którzy ustępują dzieciom w spraw wiary i moralności, gdybyż wiedzieli, jak wilki grzech zaciągają…). Nauczył się Dawid, posłuszeństwa wyrokom pańskim. Nauczył się, że są sprawy i odpowiedzialności, za które trzeba zapłacić cenę wielkiego bólu, a może nawet śmierci. Nauczył się ofiarowywać Panu wszystko, nawet ból ojcowskiego serca. Poznał, że nic nie jest na świecie ważne poza miłością do Pana i odpowiedzialności, co z nią się wiąże. Nauczył się, że władza nie jest zaszczytem, ale bólem i cierpieniem, którego kielich prędzej, czy później musi wypić. Gotów jest nawet znosić oszczerstwa i przekleństwa ludzi małych, ba, Dawid czuje, że w jakiś sposób się mu one należą.
I dzieje się niezwykłe, oto stary grzesznik, morderca i cudzołożnik upodabnia się do Pana Zastępów, Ojca wszechrzeczy. Bo przecież, czyż Jego Serce nie krwawi, gdy własne dzieci, synowie i córki, chcieliby tylko Jego władzy nad światem?
Ty i ja, boże dzieci, pragniemy często zabić naszego Ojca i wymazać Jego Imię z naszej pamięci i kart historii.
My, bracia i siostry Absaloma.