Piątek, 27 I 2012 r.
I CZYTANIE 2 Sm 11, 1-4a. 5-10a. 13-17. 27c
Świętość nie jest sztampowa. Nie da się stworzyć jednego, doskonałego wzorca świętości, takiej foremki, do której każdy by pasował. Szufladkowanie i klasyfikacja nie należą (wbrew marzeniom wielu, także duchownych) do pojęć przydatnych w delikatnej dziedzinie kontaktów człowieka z Panem Bogiem. Gdy popatrzymy na patrona dnia dzisiejszego, bł. Jerzego Matulewicza, to widzimy człowieka dotkniętego przez całe życie cierpieniem (chorował od dzieciństwa na gruźlicę kości) a zarazem ogarniętego niezwykłą bożą determinacją, „pobożnie” mówiąc – gorliwością. Założył Stowarzyszenie Robotników Katolickich, gimnazjum na Warszawskich Bielanach, oraz Zgromadzenie Sióstr Ubogich a także zreformował Zgromadzenie Księży Marianów. Biskupem Wileńskim pobył tylko kilka lat, a potem zrezygnował z tej godności, aby zająć się swym Zgromadzeniem, co też nie było mu dane, bo zaraz papież mianował go wizytatorem apostolskim na Litwie. Trud, cierpienie, ciężka praca, nieustanne przekraczanie ograniczeń ciała – czy to opis świętości? Tak, i to budzącej szacunek, oraz pewną domieszkę leku…
A teraz popatrzmy na inną postać, którą podsuwa nam dzisiejsza liturgia. Król Dawid. Wybrany i namaszczony jako młodzieniec. Pogromca Goliata. Człowiek, dla którego nie ma rzeczy niemożliwych. Wojownik Pana. Włożył niemały trud, aby spełniała się dana mu Obietnica królowania. Wrażliwy poeta opiewający potęgę i wielkość Stwórcy w psalmach. A jednocześnie Dawid to przecież wielki grzesznik – morderca, kobieciarz (Batszeba nie była jedyną w jego życiu), cudzołożnik.
Oba życiorysy prezentują ludzi – de facto – świętych, oddanych Bogu, a jednak są diametralnie różne. Wręcz wydaje się, że bliższy grzesznemu człowiekowi może być chwiejny król Izraela, aniżeli gorliwy lecz surowy biskup. Jednak, obydwaj mają pewną cechę wspólną, którą można zdefiniować jako pragnienie przekraczania czegoś, co wydaje się nieprzekraczalne. Czy będzie to ciężka choroba, czy przeszkody na drodze do spełnienia się Bożej Obietnicy, czy też wreszcie własny grzech i słabość – obaj nie dali się pokonać i parli do przodu. Żyli pod prąd, i to pod ten najtrudniejszy, bo złożony w dużej mierzy z tego, co naturalne. Ich siła? W dużej mierze wiara i Bóg, to jasne, choć często wydaje mi się, że pewną rolę grają w takich wypadkach również jakieś naturalne skłonności, którymi Pan się posługuje prowadząc człowieka, np. upór, czy gniew. Jednak spotkanie z Bogiem, :dotknięcie” Jego mocy ma tu znaczenie fundamentalne. Jest owym ziarnem kiedyś wrzuconym w ziemię umysłu i serca, które z czasem nabiera sił, by potężnieć, decydując o krokach ludzkich.
Czy jest więc wzorzec świętości? Jeśli, to będzie nim wiara. Człowiek święty, to ten, co chce zaufać – zawsze na przekór temu, co dookoła. Zaufać słowu Tego, który jest po trzykroć Święty.