Sobota, 10 III 2012 r

I CZYTANIE Mi 7, 14-15. 18-20
Paś lud Twój, Panie, laską Twoją, trzodę dziedzictwa Twego; co mieszka samotnie w lesie, pośród ogrodów. Niech wypasają Baszan i Gilead, jak za dawnych czasów. Jak za dni Twego wyjścia z ziemi egipskiej ukaż nam dziwy. Któryż Bóg podobny Tobie, który oddalasz nieprawość, odpuszczasz występek Reszcie dziedzictwa Twego? Nie żywi On gniewu na zawsze, bo upodobał sobie miłosierdzie. Ulituje się znowu nad nami, zetrze nasze nieprawości i wrzuci w głębokości morskie wszystkie nasze grzechy. Okażesz wierność Jakubowi, Abrahamowi łaskawość, co poprzysiągłeś przodkom naszym od najdawniejszych czasów.
EWANGELIA Łk 15, 1-3. 11-32
W owym czasie zbliżali się do Jezusa wszyscy celnicy i grzesznicy, aby Go słuchać. Na to szemrali faryzeusze i uczeni w Piśmie: „Ten przyjmuje grzeszników i jada z nimi”.
Opowiedział im wtedy następującą przypowieść: „Pewien człowiek miał dwóch synów. Młodszy z nich rzekł do ojca: «Ojcze, daj mi część majątku, która na mnie przypada». Podzielił więc majątek między nich. Niedługo potem młodszy syn, zebrawszy wszystko, odjechał w dalekie strony i tam roztrwonił swój majątek, żyjąc rozrzutnie.
A gdy wszystko wydał, nastał ciężki głód w owej krainie i on sam zaczął cierpieć niedostatek. Poszedł i przystał do jednego z obywateli owej krainy, a ten posłał go na swoje pola, żeby pasł świnie. Pragnął on napełnić swój żołądek strąkami, które jadały świnie, lecz nikt mu ich nie dawał.
Wtedy zastanowił się i rzekł: «Iluż to najemników mojego ojca ma pod dostatkiem chleba, a ja tu z głodu ginę. Zabiorę się i pójdę do mego ojca, i powiem mu: Ojcze, zgrzeszyłem przeciw Bogu i względem ciebie; już nie jestem godzien nazywać się twoim synem: uczyń mię choćby jednym z najemników». Wybrał się więc i poszedł do swojego ojca.
A gdy był jeszcze daleko, ujrzał go jego ojciec i wzruszył się głęboko; wybiegł naprzeciw niego, rzucił mu się na szyję i ucałował go. A syn rzekł do niego: «Ojcze, zgrzeszyłem przeciw Bogu i względem ciebie, już nie jestem godzien nazywać się twoim synem».
Lecz ojciec rzekł do swoich sług: «Przynieście szybko najlepszą suknię i ubierzcie go; dajcie mu też pierścień na rękę i sandały na nogi. Przyprowadźcie utuczone cielę i zabijcie: będziemy ucztować i bawić się, ponieważ ten mój syn był umarły, a znów ożył; zaginął, a odnalazł się». I zaczęli się bawić.
Tymczasem starszy jego syn przebywał na polu. Gdy wracał i był blisko domu, usłyszał muzykę i tańce. Przywołał jednego ze sług i pytał go, co to znaczy. Ten mu rzekł: «Twój brat powrócił, a ojciec twój kazał zabić utuczone cielę, ponieważ odzyskał go zdrowego».
Na to rozgniewał się i nie chciał wejść; wtedy ojciec jego wyszedł i tłumaczył mu. Lecz on odpowiedział ojcu: «Oto tyle lat ci służę i nigdy nie przekroczyłem twojego rozkazu; ale mnie nie dałeś nigdy koźlęcia, żebym się zabawił z przyjaciółmi. Skoro jednak wrócił ten syn twój, który roztrwonił twój majątek z nierządnicami, kazałeś zabić dla niego utuczone cielę».
Lecz on mu odpowiedział: «Moje dziecko, ty zawsze jesteś przy mnie i wszystko moje do ciebie należy. A trzeba się weselić i cieszyć z tego, że ten brat twój był umarły, a znów ożył; zaginął, a odnalazł się»”.

Czytając dzisiejszą przypowieść (tak przecież nam dobrze znaną) można odnieść wrażenie, że opisywany Ojciec, to jakaś kompletnie nieszczęśliwa postać. Z lekka safandułowaty facet, któremu nie udało się za bardzo wychowanie dzieci (sądząc rodziców po zachowaniu progenitury, to mamy tu nie najlepszy obraz). Widać, że nie umiał synom wytłumaczyć zasad rządzących światem a i z wychowaniem do moralności ma kłopoty. Spokojnie zgadza się na chamskie odzywki młodszego (bo co to za tekst, z tym żądaniem podzielenia spadku za życia ojca) a i jakoś za specjalnie nie ucina zadufanych w sobie słów starszego synalka. Można sobie wyobrazić, jak stoi na progu domu i tęsknym wzrokiem wypatruje młodego głupka, zastanawiając się, czy już wystarczająco dużo stracił i pieniędzy i zdrowia na wszystkie przyjemności, jakie tylko mogą przyjść do głowy napalonemu młodzieńcowi. A potem też jakoś tak dziwnie. Zamiast wygłosić dłuższe kazanie, zdrowo opierniczyć smarkacza, zabrać mu złudzenia co do jego przyszłego statusu materialnego (dziedzictwo przecież zdążył już przepić), nadać długą i ciężka pokutę – ojciec organizuje cały ten cyrk z suknią, pierścieniem (znak odzyskanego dziedzictwa, cóż za szczyt niekonsekwencji) sandałami i ucztą. A do tego jeszcze spokojnie znosi fochy starszego, który (poniekąd słusznie) w dość emocjonalny sposób wyraża swoje niezadowolenie. Fakt, ani nie poużywał życia, ani nie miał sposobności się bawić na uczcie w domu – nic dziwnego że teraz strzela fochami. Choć z drugiej strony wiedział chyba jaki jest ojciec, że nie skrzyczy, nie pogrozi palcem, nie wywali na zbity pysk. Właśnie, powinien wiedzieć jaki jest ojciec…

Cóż. Nie jest winą rodziców, że mogą mieć stuknięte dzieci. Nie jest winą Boga, że jesteś wolny i czynisz z tego użytek tak, jak ci się zamarzy. Powinieneś wiedzieć, ze to co On ci ofiaruje poprzez bliskość z nim, jest o niebo większe i wspanialsze niż godziny spędzone na seksie, alkoholu, czy szybkiej jeździe najnowszym modelem samochodu. Miłość także daje adrenalinę. Powinieneś wiedzieć, jaki jest twój ojciec. Że jego radość z powrotu każdego „marnotrawnego” jest ogromna, bo On jeden wie, co byłoby, gdyby owych powrotów zbrakło – wie, że tu idzie o śmierć wieczną. Powinieneś wiedzieć wreszcie, że wszystko co Ojcowskie, do ciebie należy. Powinieneś znać wartość owego „majątku”. Powinieneś.

Że nie wiesz i nie znasz?

To nie wina Ojca, że ma tak ślepe dziecko.

I jeszcze jedno. To prawda, że ojciec z przypowieści jakiś taki niemrawy jest. Ale trzeba wziąć poprawkę na to o kim tak naprawdę mówi Jezus, i jak tego kogoś (a właściwie Kogoś) widzieli ówcześni słuchacze. Bóg w wyobrażeniu przeciętnego Żyda był przecież bardziej Królem i Panem Zastępów aniżeli ojcem rodziny, poczciwie stojącym na progu niebieskich pałaców czekając na rozbrykanie dzieci. Bóg grzmiał na synów Izraela ustami gniewnych proroków, co chwilę ukazując coraz to wymyślniejsze zjawiska, jakie przyjdą na niepokorny lud w Dzień gniewu. Boże zagniewanie i zranioną miłość trzeba przebłagiwać – ofiarami, postami, modlitwami, czy długą i skomplikowaną pokutą. Bóg, który nie grzmi i cicho przygarnia do serca skruszonego grzesznika, był nieco trudny do przyjęcia w potocznej mentalności. Oczywiście, znawcy Pisma wiedzieli, że Pan lituje się nad swymi dziećmi, że choćby matka opuściła swe potomstwo, to On je z miłością przygarnie, że wyrył na swych dłoniach imiona dzieci Izraelowych. Wiedzieli, to nie znaczy, że tym żyli – podobnie zresztą jka i my, choć prawda o miłosierdziu bożym jest nam tak dobrze znana. Jednorodzony Syn zapragnął pouczyć o tym jaki naprawdę jest Pan, więc ukazał Go w zaskakującej (zapewne nawet uczonych w Piśmie) postaci – opuszczonego, samotnego ojca, tęsknie wyglądającego swych dzieci, pogrążonego w smutku i lęku przed ich samozagładą. Może i ten ojciec z przypowieści jest z lekka safandułowaty i jakby bezbronny, ale doświadczyć takiego przyjęcia i takiej miłości, to każdy z nas, grzeszników, bardzo by pragnął.