Sobota, 10 III 2012 r
I CZYTANIE Mi 7, 14-15. 18-20
Czytając dzisiejszą przypowieść (tak przecież nam dobrze znaną) można odnieść wrażenie, że opisywany Ojciec, to jakaś kompletnie nieszczęśliwa postać. Z lekka safandułowaty facet, któremu nie udało się za bardzo wychowanie dzieci (sądząc rodziców po zachowaniu progenitury, to mamy tu nie najlepszy obraz). Widać, że nie umiał synom wytłumaczyć zasad rządzących światem a i z wychowaniem do moralności ma kłopoty. Spokojnie zgadza się na chamskie odzywki młodszego (bo co to za tekst, z tym żądaniem podzielenia spadku za życia ojca) a i jakoś za specjalnie nie ucina zadufanych w sobie słów starszego synalka. Można sobie wyobrazić, jak stoi na progu domu i tęsknym wzrokiem wypatruje młodego głupka, zastanawiając się, czy już wystarczająco dużo stracił i pieniędzy i zdrowia na wszystkie przyjemności, jakie tylko mogą przyjść do głowy napalonemu młodzieńcowi. A potem też jakoś tak dziwnie. Zamiast wygłosić dłuższe kazanie, zdrowo opierniczyć smarkacza, zabrać mu złudzenia co do jego przyszłego statusu materialnego (dziedzictwo przecież zdążył już przepić), nadać długą i ciężka pokutę – ojciec organizuje cały ten cyrk z suknią, pierścieniem (znak odzyskanego dziedzictwa, cóż za szczyt niekonsekwencji) sandałami i ucztą. A do tego jeszcze spokojnie znosi fochy starszego, który (poniekąd słusznie) w dość emocjonalny sposób wyraża swoje niezadowolenie. Fakt, ani nie poużywał życia, ani nie miał sposobności się bawić na uczcie w domu – nic dziwnego że teraz strzela fochami. Choć z drugiej strony wiedział chyba jaki jest ojciec, że nie skrzyczy, nie pogrozi palcem, nie wywali na zbity pysk. Właśnie, powinien wiedzieć jaki jest ojciec…
Cóż. Nie jest winą rodziców, że mogą mieć stuknięte dzieci. Nie jest winą Boga, że jesteś wolny i czynisz z tego użytek tak, jak ci się zamarzy. Powinieneś wiedzieć, ze to co On ci ofiaruje poprzez bliskość z nim, jest o niebo większe i wspanialsze niż godziny spędzone na seksie, alkoholu, czy szybkiej jeździe najnowszym modelem samochodu. Miłość także daje adrenalinę. Powinieneś wiedzieć, jaki jest twój ojciec. Że jego radość z powrotu każdego „marnotrawnego” jest ogromna, bo On jeden wie, co byłoby, gdyby owych powrotów zbrakło – wie, że tu idzie o śmierć wieczną. Powinieneś wiedzieć wreszcie, że wszystko co Ojcowskie, do ciebie należy. Powinieneś znać wartość owego „majątku”. Powinieneś.
Że nie wiesz i nie znasz?
To nie wina Ojca, że ma tak ślepe dziecko.
I jeszcze jedno. To prawda, że ojciec z przypowieści jakiś taki niemrawy jest. Ale trzeba wziąć poprawkę na to o kim tak naprawdę mówi Jezus, i jak tego kogoś (a właściwie Kogoś) widzieli ówcześni słuchacze. Bóg w wyobrażeniu przeciętnego Żyda był przecież bardziej Królem i Panem Zastępów aniżeli ojcem rodziny, poczciwie stojącym na progu niebieskich pałaców czekając na rozbrykanie dzieci. Bóg grzmiał na synów Izraela ustami gniewnych proroków, co chwilę ukazując coraz to wymyślniejsze zjawiska, jakie przyjdą na niepokorny lud w Dzień gniewu. Boże zagniewanie i zranioną miłość trzeba przebłagiwać – ofiarami, postami, modlitwami, czy długą i skomplikowaną pokutą. Bóg, który nie grzmi i cicho przygarnia do serca skruszonego grzesznika, był nieco trudny do przyjęcia w potocznej mentalności. Oczywiście, znawcy Pisma wiedzieli, że Pan lituje się nad swymi dziećmi, że choćby matka opuściła swe potomstwo, to On je z miłością przygarnie, że wyrył na swych dłoniach imiona dzieci Izraelowych. Wiedzieli, to nie znaczy, że tym żyli – podobnie zresztą jka i my, choć prawda o miłosierdziu bożym jest nam tak dobrze znana. Jednorodzony Syn zapragnął pouczyć o tym jaki naprawdę jest Pan, więc ukazał Go w zaskakującej (zapewne nawet uczonych w Piśmie) postaci – opuszczonego, samotnego ojca, tęsknie wyglądającego swych dzieci, pogrążonego w smutku i lęku przed ich samozagładą. Może i ten ojciec z przypowieści jest z lekka safandułowaty i jakby bezbronny, ale doświadczyć takiego przyjęcia i takiej miłości, to każdy z nas, grzeszników, bardzo by pragnął.