Blog ks. Jacka Gomulskiego

Miesiąc: kwiecień 2012 (Page 1 of 2)

Uroczystość Św. Wojciecha, Biskupa i Męczennika

Poniedziałek, 23 IV 2012 r.

I CZYTANIE Dz 1, 3-8
Po swojej męce Jezus dał Apostołom wiele dowodów, że żyje: ukazywał się im przez czterdzieści dni i mówił o królestwie Bożym. A podczas wspólnego posiłku kazał im nie odchodzić z Jerozolimy, ale oczekiwać obietnicy Ojca. Mówił: „Słyszeliście o niej ode Mnie: Jan chrzcił wodą, ale wy wkrótce zostaniecie ochrzczeni Duchem Świętym”. Zapytywali Go zebrani: „Panie, czy w tym czasie przywrócisz królestwo Izraela?” Odpowiedział im: „Nie wasza to rzecz znać czas i chwilę, które Ojciec ustalił swoją władzą, ale gdy Duch Święty zstąpi na was, otrzymacie Jego moc i będziecie moimi świadkami w Jerozolimie i w całej Judei, i w Samarii, i aż po krańce ziemi”.
II CZYTANIE Flp 1, 20c-30
Chrystus będzie uwielbiony w moim ciele: czy to przez życie, czy przez śmierć. Dla mnie bowiem żyć to Chrystus, a umrzeć to zysk. Jeśli bowiem żyć w ciele – to dla mnie owocna praca, co mam wybrać? Nie umiem powiedzieć.
Z dwóch stron doznaję nalegania: pragnę odejść i być z Chrystusem, bo to o wiele lepsze, pozostawać zaś w ciele to bardziej dla was konieczne. A ufny w to, wiem, że pozostanę, i to pozostanę nadal dla was wszystkich, dla waszego postępu i radości w wierze, aby rosła wasza duma w Chrystusie przeze mnie, przez moją ponowną obecność u was.
Tylko sprawujcie się w sposób godny Ewangelii Chrystusowej, abym ja, czy to gdy przybędę i ujrzę was, czy też będąc z daleka, mógł usłyszeć o was, że trwacie mocno w jednym duchu, jednym sercem walcząc wspólnie o wiarę w Ewangelię, i w niczym nie dajecie się zastraszyć przeciwnikom. To właśnie dla nich jest zapowiedzią zagłady, a dla was zbawienia, i to przez Boga. Wam bowiem z łaski dane jest to dla Chrystusa: nie tylko w Niego wierzyć, ale i dla Niego cierpieć, skoro toczycie tę samą walkę, jaką u mnie widzieliście, a o jakiej u mnie teraz słyszycie.
EWANGELIA J 12, 24-26
Jezus powiedział do swoich uczniów: „Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Jeżeli ziarno pszenicy wpadłszy w ziemię nie obumrze, zostanie tylko samo, ale jeżeli obumrze, przynosi plon obfity. Ten, kto miłuje swoje życie, traci je, a kto nienawidzi swego życia na tym świecie, zachowa je na życie wieczne. A kto by chciał Mi służyć, niech idzie za Mną, a gdzie Ja jestem, tam będzie i mój sługa. A jeśli kto Mi służy, uczci go mój Ojciec”.

MISJA TRWA!

Łukasz rozpoczyna Dzieje mocnym zapewnieniem – Jezus żyje, dał na to wiele dowodów swoim uczniom, pouczył ich i obiecał Ducha św. Nic się więc nie skończyło wraz z Wniebowstąpieniem, albo – jak chcą niewierzący – wraz ze śmiercią na Golgocie.

Misja Nauczyciela z Nazaretu trwa. Ba, stała się bogatsza i pełniejsza, bo jest głoszeniem Królestwa, a jego uosobieniem jest sam Boży Syn, który stał się człowiekiem. Misja trwa, a jej wyrazicielami są Apostołowie, lub – mówić szerzej – świadkowie Zmartwychwstałego, ci którzy otrzymali moc Ducha św. i są Mu posłuszni. I choć każdy z nas ma tendencję do tego, aby sprowadzić Jezusową misję wyłącznie do spraw tego świata (tak jak Apostołowie po Zmartwychwstaniu, czego dowodem jest dzisiejszy fragment Dziejów) to Pan, poprzez poddanych Mu ludzi weryfikuje te pragnienia.

Żyć to Chrystus a umrzeć to zysk!

Takim człowiekiem, który pozwalał prowadzić się Duchowi po najdziwniejszych ścieżkach, był Szaweł z Tarsu. W dość szybkim tempie przeszedł wszystkie etapy wiary, aby stać się godnym uwagi świadkiem żywego Chrystusa. Doświadczył spotkania z Nim pod Damaszkiem, przyjął chrzest oraz namaszczenie Ducha św., aby stać się narzędziem w rękach Boga. W swojej drodze życia dociera Paweł do punktu, w którym (zaiste!) trudno go pojąć zwykłemu śmiertelnikom, będącym jeszcze daleko w tyle. „Umrzeć to dla mnie zysk!” – woła. Nie ma w tym zawołaniu jakiejś samobójczej autodestrukcji, jakiejś formy ucieczki z tego świata. Jest prędzej szalona tęsknota za Miłością, która go spotkała pod Damaszkiem, pragnienie spotkania się z Panem i zjednoczenia z Nim w wieczności. Z drugiej strony serce Pawła przeprania miłość do swoich duchowych dzieci. Miłość nie będąca jedynie czczą deklaracją, czy pełnym bufonady ładnym wezwaniem, lub też próba zaspokojenia własnych braków. Dawny faryzeusz naprawdę kocha tych, którym głosił niegdyś Ewangelię, zależy mu na nich, wie, że potrzebują jego świadectwa życia i słów, które pisze. Dlatego jest gotów odsunąć własne szczere pragnienie zjednoczenia się z Miłością, aby tylko jeszcze kawałek poprowadzić swe dzieci.

Trudna jest ta mowa…

Obydwa Pawłowe pragnienia wydają się dla nas niedościgłe. Cenić wyżej wieczność z Chrystusem (z ufnością w spotkanie w niebie) aniżeli wszelkie przyjemności sfery doczesnej oraz tak kogoś kochać, aby wyrzec się tego, co we własnym mniemaniu da szczęście – to ideał ucznia Pańskiego. Czy to ideał osiągalny dla każdego?

„Kto chce Mi służyć, niech idzie za Mną” – woła Pan. Liczy się tu zdeterminowana wola człowieka, który spotkał w swoim życiu Zmartwychwstałego i jest zafascynowany Jego Osobą, przeżył dotknięcie Jego miłości, dotyka Jego Obecności w sakramentach i pozwala się prowadzić Duchowi Świętemu. Liczy się wola, owo „chcę”, wielokrotnie wypróbowane w trudach i przeciwnościach, mocniejsze ponad ludzki lęk, silniejsze aniżeli egoistyczna miłość własna. Czy każdy wejdzie na tę drogę? Każdy, kto naprawdę chce.

„Obumarł, jak ziarno pszenicy”

Chciał św. Paweł, chciał też patron dzisiejszego dnia, św. Wojciech. Zaplątany w polityczne spory swoich czasów cenił ów syn możnego, czeskiego rodu, wyżej Chrystusa i kontemplację Jego chwały, aniżeli zaszczyty, stanowiska i dyplomatyczne utarczki. Z niechęcią powracał do Pragi z benedyktyńskiego klasztoru na rzymskim Awentynie. Co prawda długo nie zabawił na swej biskupiej stolicy, gdyż po zaledwie trzech latach musiał uchodzić, aby ratować życie i godność biskupią, podczas gdy czterech jego braci zapłaciło głową za Wojciechową prawość i posłuszeństwo wierze. Czekając na decyzję cesarza oraz czeskich rodów, co do swego powrotu do Pragi, po odbyciu szeregu pielgrzymek po sanktuariach Europy, przyjechał do Polski, gdzie wyraził gotowość głoszenia Ewangelii ludom pogańskim w Prusach. I choć Bolesław Chrobry kusił Wojciecha spokojnym życiem dyplomaty, to ten jednak wolał działać tam, gdzie czuł się naprawdę potrzebny Chrystusowi. Można domniemywać, że wiedział, co może go na pogańskich terenach czekać, jednak prawda o życiodajnej śmierci ziarna wrzuconego w ziemię, była silniejsza. Nie cenił swego życia, ale naśladował Mistrza.

Misja trwa. Nie skończyła się ta historia ani na śmierci Jezusa na Golgocie, ani na śmierci Pawła za murami Rzymu, ani na śmierci Wojciecha na pruskim świętym wzgórzu. Bóg nadal szuka uczniów, którzy chcieliby wytrwale poddać swe życie powiewom Ducha, walcząc o prawdziwe życie dla siebie i swoich braci.

III NIEDZIELA WIELKANOCNA

Niedziela, 22 IV 2012 r.

I CZYTANIE Dz 3, 13-15. 17-19
Piotr powiedział do ludu: „Bóg naszych ojców, Bóg Abrahama, Izaaka i Jakuba, wsławił Sługę swego, Jezusa, wy jednak wydaliście Go i zaparliście się Go przed Piłatem, gdy postanowił Go uwolnić. Zaparliście się świętego i sprawiedliwego, a wyprosiliście ułaskawienie dla zabójcy. Zabiliście Dawcę życia, ale Bóg wskrzesił Go z martwych, czego my jesteśmy świadkami.
Lecz teraz wiem, bracia, że działaliście w nieświadomości, tak samo jak przełożeni wasi. A Bóg w ten sposób spełnił to, co zapowiedział przez usta wszystkich proroków, że Jego Mesjasz będzie cierpiał. Pokutujcie więc i nawróćcie się, aby grzechy wasze zostały zgładzone”.
II CZYTANIE 1 J 2, 1-5a
Dzieci moje, piszę wam to dlatego, żebyście nie grzeszyli. Jeśliby nawet ktoś zgrzeszył, mamy Rzecznika wobec Ojca – Jezusa Chrystusa sprawiedliwego. On bowiem jest ofiarą przebłagalną za nasze grzechy, i nie tylko za nasze, lecz również za grzechy całego świata. Po tym zaś poznajemy, że Go znamy, jeżeli zachowujemy Jego przykazania. Kto mówi: „Znam Go”, a nie zachowuje Jego przykazań, ten jest kłamcą i nie ma w nim prawdy. Kto zaś zachowuje Jego naukę, w tym naprawdę miłość Boża jest doskonała.
EWANGELIA Łk 24, 35-48
Uczniowie opowiadali, co ich spotkało w drodze, i jak poznali Jezusa przy łamaniu chleba. A gdy rozmawiali o tym, On sam stanął pośród nich i rzekł do nich: „Pokój wam”. Zatrwożonym i wylękłym zdawało się, że widzą ducha. Lecz On rzekł do nich: „Czemu jesteście zmieszani i dlaczego wątpliwości budzą się w waszych sercach? Popatrzcie na moje ręce i nogi: to Ja jestem. Dotknijcie się Mnie i przekonajcie: duch nie ma ciała ani kości, jak widzicie, że Ja mam”. Przy tych słowach pokazał im swoje ręce i nogi.
Lecz gdy oni z radości jeszcze nie wierzyli i pełni byli zdumienia, rzekł do nich: „Macie tu coś do jedzenia?” Oni podali Mu kawałek pieczonej ryby. Wziął i jadł wobec wszystkich.
Potem rzekł do nich: „To właśnie znaczyły słowa, które mówiłem do was, gdy byłem jeszcze z wami: Musi się wypełnić wszystko, co napisane jest o Mnie w Prawie Mojżesza, u Proroków i w Psalmach”. Wtedy oświecił ich umysły, aby rozumieli Pisma. I rzekł do nich: „Tak jest napisane: Mesjasz będzie cierpiał i trzeciego dnia zmartwychwstanie; w imię Jego głoszone będzie nawrócenie i odpuszczenie grzechów wszystkim narodom, począwszy od Jerozolimy. Wy jesteście świadkami tego”.

Aby zostać uczniem

Dość przejrzysta jest logika objawień Zmartwychwstałego w redakcji św. Łukasza. Najpierw Jego świadkami są kobiety, które przychodzą rano namaścić ciało. Potem, niejako jednocześnie, Pan ukazuje się dwom uczniom uciekającym z Jerozolimy w stronę Emaus, oraz Piotrowi. Apostołowie jednak nikomu nie wierzą. Prawda o pokonaniu śmierci jest tak wielka, że nie mieści im się w sercach i umysłach – mimo, iż Jezus sam zapowiadał co najmniej trzy razy wydarzenia paschalne swoim uczniom.

Wreszcie ukazuje się Jedenastu (zapewne w Wieczerniku) aby wzmocnić ich wiarę. Wbrew pozorom nie reagują radością, lecz przerażeniem. Łatwiej im uwierzyć w to, że widza ducha, aniżeli w moc zwycięstwa nad śmiercią. Tak okazuje się, że śmierć (a wraz z nią przemijanie, ból, cierpienie i każdy rodzaj zła) jest silniejsza od Boga, którego przecież Apostołowie, jako pobożni Żydzi, znają od dziecka. Dopiero dotknięcie się ran Mistrza, wyzwala w nich radość, tak wielką, że też zamyka na ufne przylgnięcie do prawdy.

Strach i radość

Znamienne są te reakcje. Zarówno lęk, czy ból, jak i radość prowadza Apostołów do tego samego – do niewiary, bo to ona jest podstawą obydwu reakcji. Nie wierzę, bo zbyt wiele rzeczy mnie boli, ale także nie wierzę, bo prawda jest zbyt piękna, a ja nie jestem jej godzien – czyż ta reakcja nie przydarza się nam aż nazbyt często? A przecież Bóg jest prawdą! A przecież można by czasami posłuchać się (ach, ta dziecięca postawa ufności, którą tak mocno polecał Pan swoim uczniom) temu, co porusza serce. Uczniowie idący do Emaus dopiero po fakcie zauważyli, ze serca pałały im, gdy idąc z Nieznajomym słuchali Jego głosu objaśniającego Pisma.

„O nierozumni…”

W opisach spotkań Zmartwychwstałego u św. Łukasza powtarza się pewien motyw – niezrozumienie proroctw i nieumiejętność odniesienia ich do Jezusa. To On sam musi tłumaczyć Torę, Proroków i słowa Psalmów idącym do Emaus. On sam też oświeca zebranych w Wieczerniku, aby zrozumieli zapowiedzi biblijne. Dopiero wówczas, po zobaczeniu ran Pana, po posiłku z Nim, oraz po specjalnym objawieniu – dopiero wtedy uczniowie stają się wierzącymi świadkami Zmartwychwstania. Ponieważ w niczym nie jesteśmy od nich lepsi, a nawet mamy się gorzej niż oni (ileś razy w życiu musimy na nowo odkrywać stare prawdy) więc przyjrzyjmy się owym trzem etapom dojścia do żywej wiary.

Doświadczyć Boga

Najpierw Jezus dotyka świadectwa ich oczu. „Pokazał im ręce i nogi”, a nawet zachęcił, aby się Go dotknęli. Jest w tym jakaś niezwykła pokora Boga, który niejako schodzi do poziomu człowieka uwikłanego w cielesność. Pisze „uwikłanego”, gdyż ciało stało się w pewien sposób problemem, nie tylko na płaszczyźnie seksualnej, ale przede wszystkim na poziomie poznawania świata. Nie tylko im, wystraszonym uczniom z Wieczernika, empiria komplikowała świadome poruszanie się w rzeczywistości.”Nie widzę, nie czuję dotykiem – więc nie ma” – zdają się mówić uczniowie, dla których strach był realniejszy aniżeli Zmartwychwstanie. Za nimi powtarzają to swoiste credo zwątpienia ludzie wszystkich ras i kultur, od analfabetów po pewnych swojej wiedzy intelektualistów. Jezus nie strofuje ich, nie pozostawia w gąszczu wątpliwości, nawet (w ujęciu św. Łukasza) nie robi im wyrzutów, tylko (aż ciśnie mi się, żeby napisać „z miłością”, tak bowiem widzę tę scenę ewangeliczną, będącą spotkaniem miłosierdzia i czułości) wchodzi w ich stan rozumienia rzeczywistości. Staje pośród niewiary, aby zaprowadzić tam pokój. Swój pokój. „Popatrzcie”. „Dotknijcie”.

Chciałoby się westchnąć, szkoda, że nie mamy tej okazji… Można tłumaczyć uczenie, że przynajmniej na dwa sposoby możemy „dotknąć” Jezusa – poprzez Komunię św., oraz miłość drugiego człowieka. Jednak, wybaczcie, ten aspekt spotkania ze Zmartwychwstałym napawa serce tęsknotą, której nie uda się w pełni zaspokoić na ziemi. Pozostaje perspektywa spotkania w modlitwie, w doświadczeniu bycia z bliźnim, w życiu duchowym. I tak ją odczytujmy, jako zaproszenie do doświadczenia Boga, także poprzez te zmysły, które może ożywić łaska. To, co wielu chrześcijan nazywa enigmatycznie „spotkaniem Jezusa” (a co wielu nie chrześcijan kwituje popukaniem się w czoło) nie ogarnia jednak sobą całości życia ucznia Pańskiego, jest jedynie pewnym wycinkiem, początkiem przygody z Bogiem.

Uczta Pana

Posiłek, jaki Jezus spożywa wobec uczniów jakoś wiąże się ze wspomnianym wyżej problemem cielesności. Trudno o bardziej przyziemną czynność (no, może jeszcze kilka by się znalazło) aniżeli jedzenie. Trudno też o bardziej wymowny, zwłaszcza w tamtej kulturze, znak bliskości i przyjaźni niż wspólna uczta. W pewien sposób (oczywiście, nie tak, jak „myśmy się spodziewali”) Apostołowie już uczestniczą w Uczcie Mesjańskiej, o której krzyczą Pisma prorockie. Jej antycypacją była już Ostatnia Wieczerza, gdy Pan przed męką jadł z nimi i rozdawał swe Ciało i Krew – uczniowie wtedy mieli prawo pomyśleć o wypełnieniu się dawnych zapowiedzi. Teraz jednak siedzi (a może leży, bo chyba taka postawa była właściwsza) wobec nich Zwycięzca, Mesjasz, który potwierdził prawdziwość swojej misji największym znakiem, jaki można uczynić na ziemi. Uczestniczyć w uczcie mesjańskiej Zmartwychwstałego – oto kolejny stopień niezbędny, aby stać się świadkiem wiary! W zasadzie to każdy z nas jest zaproszony (przez chrzest) aby wejść w tak wielką zażyłość z Bogiem, w końcu od dzieciństwa słyszymy na Mszy św. „Oto Baranek Boży, błogosławieni, którzy są wezwani na Jego ucztę!”. Widzimy przy tym połamane Ciało Pana. Na naszych oczach uobecnia się scena z Wieczernika.

Eucharystia, owo „łamanie chleba”, po którym dał się poznać Jezus w gospodzie w Emaus, powinna zaprowadzić nas do spotkania, do doświadczenia żywej Obecności. Dlaczego jednak tak się często nie dzieje?

W świetle Ducha

I tu dochodzimy do trzeciego etapu, który wydaje się niezbędny w życiu kogoś, kto chce nazywać siebie uczniem Jezusa. Bo zarówno my, żyjący na początku XXI wieku, jak i oni, idący do Emaus, czy siedzący w kajdanach lęku w Wieczerniku, mamy podobny problem. Nieustannie spodziewamy się czego innego.

Nieustannie układanka złożona różnych fragmentów rzeczywistości, naszych przeżyć, emocji, faktów, których jesteśmy świadkami, opinii, proroctw, kazań, mądrych myśli, a przede wszystkim naszej interpretacji świata, w którym przyszło nam dojrzewać, kochać i obumierać – nieustannie układanka nie daje się ułożyć w spójny obraz. Nie wychodzi. Tam za dużo puzzli, tu za mało, a kilka wygląda na wziętych z zupełnie innego pudełka. Próbujemy, kombinujemy, meczymy się i wściekamy – a tu nic…

Śmiem twierdzić, że podobnie mieli Apostołowie. Mimo dni i miesięcy spędzonych u boku Mistrza z Nazaretu nie byli w stanie połączyć tego co widzą na co dzień z proroctwami Pisma, oraz obrazem Mesjasza, jaki nosili w sercu. Nawet może nie chodziło tylko o to, że spodziewali się wojownika w namacalnej zbroi, który na czele bynajmniej nie duchowej armii wyzwoli dzieci Izraela od Rzymian. Jezus był dla nich zbyt namacalny, zbyt realny, aby można Go było od razu przyjąć jako Syna Ojca Przedwiecznego. I choć zapowiadał, co się stanie, choć przygotowywał ich jak mógł, to nie potrafili scalić w sobie tych rozrzuconych kawałeczków w jeden spójny obraz Boga. Czy to ich wina? A może po prostu przyrodzona człowiekowi słabość, smutna pozostałość grzechu pierworodnego, sprawiła ten właśnie rodzaj ślepoty. I może dobrze, że Bóg ją dopuściła właśnie na apostolskie serca i umysły, bo mogą być pociecha dla nas, jeszcze bardziej zagubionych w rzeczywistości.

To jest trzeci etap – łaska, która uzdalnia do zrozumienia Pisma, oraz ułożenia w całość obrazu świata i swojego miejsca w nim.

Doświadczenie żyjącego Boga, przyjęcie Go w sakramentach oraz życie podług Ducha św. – to trzy etapy, czy może raczej poziomy wiary. Niezbędne etapy. Dopiero po przejściu tych pięter możemy mówić o byciu świadkami Zmartwychwstałego.

Daj się poprowadzić !

Niech pociechą dla nas (niezależnie od tego gdzie się w tej chwili w naszej drodze znajdujemy) będzie fakt, że inicjatorem tych etapów jest Bóg. To On sam przeprowadza człowieka z piętra na piętro. Nie do końca zależy to od naszych wysiłków i starań. Nasza ma być jedynie decyzja trwania w miejscu, w którym nas postawił. Nasza ma być wola wsłuchiwania się w powiew Ducha i posłuszeństwo tym podmuchom, co zresztą sprawia nam wiele trudu. Ale bez tego wiecznie będziemy wątpić, wiecznie pielęgnować żale, ze nie „widzimy i słyszymy” Boga, nigdy też nie pojmiemy rzeczywistości, która pozostanie bezsensowną i bezkształtną krainą rozpaczy.

ŚRODA W OKTAWIE WIELKANOCY

Środa, 11 kwietnia 2012

O K T A W A   W I E L K A N O C Y

I CZYTANIE Dz 3, 1-10
Gdy Piotr i Jan wchodzili do świątyni na modlitwę o godzinie dziewiątej, wnoszono właśnie pewnego człowieka, chromego od urodzenia. Kładziono go codziennie przy bramie świątyni, zwanej Piękną, aby wstępujących do świątyni prosił o jałmużnę. Ten, zobaczywszy Piotra i Jana, gdy mieli wejść do świątyni, prosił ich o jałmużnę.
Lecz Piotr wraz z Janem przypatrzywszy mu się powiedzieli: „Spójrz na nas”. A on patrzył na nich, oczekując od nich jałmużny. Piotr powiedział: „Nie mam srebra ani złota, ale co mam, to ci daję: W imię Jezusa Chrystusa Nazarejczyka, chodź!” I ująwszy go za prawą rękę, podniósł go. Natychmiast też odzyskał władzę w nogach i stopach. Zerwał się i stanął na nogach, skacząc i wielbiąc Boga.
A cały lud zobaczył go chodzącego i chwalącego Boga. I rozpoznawali w nim tego człowieka, który siadał przy Pięknej Bramie świątyni, aby żebrać, i ogarnęło ich zdumienie i zachwyt z powodu tego, co go spotkało.
EWANGELIA Łk 24, 13-35
W pierwszy dzień tygodnia dwaj uczniowie Jezusa byli w drodze do wsi, zwanej Emaus, oddalonej sześćdziesiąt stadiów od Jerozolimy. Rozmawiali oni ze sobą o tym wszystkim, co się wydarzyło. Gdy tak rozmawiali i rozprawiali ze sobą, sam Jezus przybliżył się i szedł z nimi. Lecz oczy ich były niejako na uwięzi, tak że Go nie poznali.
On zaś ich zapytał: „Cóż to za rozmowy prowadzicie ze sobą w drodze?” Zatrzymali się smutni. A jeden z nich, imieniem Kleofas, odpowiedział Mu: „Ty jesteś chyba jedynym z przebywających w Jerozolimie, który nie wie, co się tam w tych dniach stało”. Zapytał ich: „Cóż takiego?”
Odpowiedzieli Mu: „To, co się stało z Jezusem z Nazaretu, który był prorokiem potężnym w czynie i słowie wobec Boga i całego ludu; jak arcykapłani i nasi przywódcy wydali Go na śmierć i ukrzyżowali. A myśmy się spodziewali, że właśnie On miał wyzwolić Izraela. Teraz zaś po tym wszystkim dziś już trzeci dzień, jak się to stało. Co więcej, niektóre z naszych kobiet przeraziły nas: Były rano u grobu, a nie znalazłszy Jego ciała, wróciły i opowiedziały, że miały widzenie aniołów, którzy zapewniają, iż On żyje. Poszli niektórzy z naszych do grobu i zastali wszystko tak, jak kobiety opowiadały, ale Jego nie widzieli”.
Na to On rzekł do nich: „O nierozumni, jak nieskore są wasze serca do wierzenia we wszystko, co powiedzieli prorocy! Czyż Mesjasz nie miał tego cierpieć, aby wejść do swej chwały?” I zaczynając od Mojżesza poprzez wszystkich proroków wykładał im, co we wszystkich Pismach odnosiło się do Niego. Tak przybliżyli się do wsi, do której zdążali, a On okazywał, jakoby miał iść dalej. Lecz przymusili Go, mówiąc: „Zostań z nami, gdyż ma się ku wieczorowi i dzień się już nachylił”.
Wszedł więc, aby zostać z nimi. Gdy zajął z nimi miejsce u stołu, wziął chleb, odmówił błogosławieństwo, połamał go i dawał im. Wtedy otworzyły się im oczy i poznali Go, lecz On zniknął im z oczu. I mówili nawzajem do siebie: „Czy serce nie pałało w nas, kiedy rozmawiał z nami w drodze i Pisma nam wyjaśniał?”
W tej samej godzinie wybrali się i wrócili do Jerozolimy. Tam zastali zebranych Jedenastu i innych z nimi, którzy im oznajmili: „Pan rzeczywiście zmartwychwstał i ukazał się Szymonowi”. Oni również opowiadali, co ich spotkało w drodze i jak Go poznali przy łamaniu chleba.

Jezus nie uzdrowił wszystkich ludzi, którzy w Jego czasach potrzebowali pomocy. Nie uwolnił wszystkich opętanych. Nie wskrzesił wszystkich, którzy umarli. Nie nakarmił wszystkich głodnych i nie popatrzył w oczy wszystkim złaknionym miłości. Wielu potrzebujących pozostawił – tak, jak tego żebraka pod Piękną bramą świątyni. Czemu?

Z dwóch chociażby powodów, jak sądzę.

Najpierw to dlatego, aby coś pozostawić Apostołom i ich uczniom. Bądź co bądź o żadnym kazaniu Pana Jezusa Pismo nie mówi, że w jego wyniku nawróciło się naraz kilka tysięcy ludzi. A tak przecież stało się po słowie św. Piotra, jakie wygłosił w dniu Pięćdziesiątnicy. Dlatego wolno myśleć, że istnieje coś takiego, jak dana przez Boga przestrzeń dla działania Ciała Chrystusa, jakim jest Kościół. Tworzą ją potrzebujący wszystkich wieków, ci, o których Pan powiedział, że zawsze będziemy ich mieć u siebie. A prorok Ezechiel, widząc rzesze chorych i cierpiących – na duszy i ciele – napisze, że są to błota i zalewy, nie uzdrowione, bo pozostawione dla soli. Dla tych, którzy mają być solą ziemi i światłem dla świata.

Ale jest jeszcze co najmniej jeden powód, dla którego Pan przechodząc ziemię dobrze czyniąc, wielu maluczkich pozostawił ze swymi chorobami i cierpieniami. Żadne bowiem uzdrowienie, czy wskrzeszenie, jakiego dokonał Chrystus, nie było „sztuką dla sztuki”. Żadne nie zostało dokonane, aby komukolwiek „ułatwić” życie. Wręcz, czytając Ewangelie, ma się wrażenie, że niektóre cuda wychodzą Panu Jezusowi, niejako przy okazji, lub są nawet trochę wymuszone. Raz czyni coś „zdjęty litością”, innym razem pyta kilkakrotnie „czy wierzysz, że mogę to uczynić?”, lub „kto się mnie dotknął?”. Uzdrowienia są dodatkiem, mają dopomóc karłowatej wierze, mają uzupełnić obraz Boga, jaki przyszedł objawić Jezus, ale nie są głównym przesłaniem. Bo przecież większym cudem jest przemiana serca i umysłu, zwłaszcza wtedy, gdy są one pogrążone w cierpieniu. Nawet zmartwychwstanie Syna Bożego nie odbyło się po to, aby chrześcijanie mieli cichą satysfakcję z potęgi swego Zbawcy. Nie stało się ono dla potwierdzenia wszechmocy Stwórcy. Jezus nie stanął nad strażnikami Grobu i nie powiedział – A widzicie! Taki jestem potężny! Bo wszystko, co uczynił na ziemi, było podporządkowane jednemu – objawić Ojca, pokazać jaki jest Bóg, zaprowadzić do Jego Królestwa, tak ukształtować serca, aby umiały to Królestwo odnajdywać! Nie chodziło o ułatwienie życia na ziemi, lecz o poprowadzenie do życia w nadziei przyszłej nieśmiertelności. Gdyby nie te emanacji potęgi Boga, jakim były cuda Pana, wiara nasza byłaby nierozumna, a każdy, kogo dotknąłby na nowo grzech, nie odnajdywałby siły i nadziei, aby dalej borykać się z egoizmem i pychą w drodze ku Bogu.

– A myśmy się spodziewali… – chciałoby się szepnąć za uczniami, idącymi z tajemniczym Wędrowcem drogą do Emaus. Tak, spodziewamy się, że Bóg przyjdzie z pomocą w najdrobniejszych bólach naszej egzystencji.  I czasem (a może często) mamy żal do Niego, że tak nie czyni, że pozwala cierpieć, często w absurdalny sposób. Może to po to, abyśmy, wzorem Piotra i Jana (przecież wcześniej też widywali tego żebraka, a dopiero po Zesłaniu Ducha Św. go tak naprawdę dostrzegli) otworzyli oczy na innych?

NIEDZIELA ZMARTWYCHWSTANIA PAŃSKIEGO

Niedziela, 8 IV 2012 r.

Ś W I Ę T E   T R I D U U M   P A S C H A L N E

I CZYTANIE Dz 10, 34a. 37-43
Gdy Piotr przybył do domu centuriona w Cezarei, przemówił: „Wiecie, co się działo w całej Judei, począwszy od Galilei, po chrzcie, który głosił Jan. Znacie sprawę Jezusa z Nazaretu, którego Bóg namaścił Duchem Świętym i mocą. Dlatego że Bóg był z Nim, przeszedł On dobrze czyniąc i uzdrawiając wszystkich, którzy byli pod władzą diabła. A my jesteśmy świadkami wszystkiego, co zdziałał w ziemi żydowskiej i w Jerozolimie.
Jego to zabili, zawiesiwszy na drzewie. Bóg wskrzesił Go trzeciego dnia i pozwolił Mu ukazać się nie całemu ludowi, ale nam, wybranym uprzednio przez Boga na świadków, którzyśmy z Nim jedli i pili po Jego zmartwychwstaniu. On nam rozkazał ogłosić ludowi i dać świadectwo, że Bóg ustanowił Go sędzią żywych i umarłych. Wszyscy prorocy świadczą o tym, że każdy, kto w Niego wierzy, w Jego imię otrzymuje odpuszczenie grzechów”.
II CZYTANIE Kol 3, 1-4
Jeśliście razem z Chrystusem powstali z martwych, szukajcie tego, co w górze, gdzie przebywa Chrystus zasiadając po prawicy Boga. Dążcie do tego, co w górze, nie do tego, co na ziemi. Umarliście bowiem i wasze życie ukryte jest z Chrystusem w Bogu. Gdy się ukaże Chrystus, nasze życie, wtedy i wy razem z Nim ukażecie się w chwale.
EWANGELIA J 20, 1-9
Pierwszego dnia po szabacie, wczesnym rankiem, gdy jeszcze było ciemno, Maria Magdalena udała się do grobu i zobaczyła kamień odsunięty od grobu. Pobiegła więc i przybyła do Szymona Piotra i do drugiego ucznia, którego Jezus miłował, i rzekła do nich: „Zabrano Pana z grobu i nie wiemy, gdzie Go położono”.
Wyszedł więc Piotr i ów drugi uczeń i szli do grobu. Biegli oni obydwaj razem, lecz ów drugi uczeń wyprzedził Piotra i przybył pierwszy do grobu. A kiedy się nachylił, zobaczył leżące płótna, jednakże nie wszedł do środka.
Nadszedł potem także Szymon Piotr, idący za nim. Wszedł on do wnętrza grobu i ujrzał leżące płótna oraz chustę, która była na Jego głowie, leżącą nie razem z płótnami, ale oddzielnie zwiniętą na jednym miejscu. Wtedy wszedł do wnętrza także i ów drugi uczeń, który przybył do grobu. Ujrzał i uwierzył. Dotąd bowiem nie rozumieli jeszcze Pisma, które mówi, że On ma powstać z martwych.

Znacie sprawę Jezusa z Nazaretu. Nie jesteście obcymi. Wiecie, kogo w Nim widzą ludzie od dwóch tysięcy lat. Wiecie jacy ludzie za Nim poszli. Znacie żywe przykłady – zarówno te z historii, jak i te z dzisiaj – naśladowania tego, o którym mówią, że jako jedyny z ludzi pokonał śmierć. Dlaczego więc nie chcecie Mu uwierzyć? Dlaczego pozostajecie w mart3ocie, w smutku, w beznadziei i rozpaczy? Dlaczego nie szukacie tego, co w górze? Dlaczego ciemności waszych serc nie rozświetla blask Zmartwychwstałego? Dlaczego nie możecie powiedzieć o sobie – Jesteśmy Jego świadkami!? Dlaczego miast przyobiecanej chwały bliższa jest wam groza samopotępienia?

Dlaczego kamień spoczywa na waszym życiu?

Uwierzyła Maria Magdalena, choć poprzez łzy bólu. Uwierzył Jan, gdy zobaczył całun i płótna, z wnętrza których jakby wyparowało ciało Pana. Uwierzył Piotr przypomniawszy sobie słowa Jezusa zapowiadające zmartwychwstanie.

A ty?

Wierzysz?

Czemu?

WIELKA SOBOTA

Sobota, 7 IV 2012 r.

Ś W I Ę T E   T R I D U U M   P A S C H A L N E

CZYTANIE Oz 6, 1-2

Chodźcie, powróćmy do Pana. On nas zranił i On też uleczy, On to nas pobił, On ranę zawiąże. Po dwu dniach przywróci nam życie, a dnia trzeciego nas dźwignie i żyć będziemy w Jego obecności.

Na razie trwa cisza.

Grób zatoczony głazem, pod nim siedzą strażnicy leniwie odliczający godziny do momentu, aż ktoś odwoła ich z tak dziwnego posterunku. Piją, grają w kości, śmieją się w głos z żydowskich zabobonów. Czyż zmarły może powrócić do życia? Zdarzyło się to kiedyś? W końcu zabity został porządnie, solidnie, po rzymsku! Wzruszają ramionami, żłopią łapczywie przynoszący orzeźwienie po ciężkiej pracy moszcz winny i czekają zmiany.

Apostołowie pochowani po kątach Wieczernika cicho pochlipują zastanawiając się czy jutro można już uciekać do siebie – do sieci, do domów, może do rodzin. Już teraz przezywają wstyd i odrzucenie, jakie może stać się ich udziałem, gdy pokażą się na oczy w rodzinnych stronach. Będą jak synowie marnotrawni, wracający po długiej nieobecności. Zaraz, to On mówił tę przypowieść… On… I z przerażaniem myślą o zimnym ciele ukrytym na zboczu Golgoty. Przecież oni mogli leżeć tam obok Niego. Mogli – a może powinni? I znów cicho pozwalają płynąć łzom.

W jednym z domostw nieopodal bramy wiodącej na Górę Oliwną, w pustej sali, siedzą dwie niewiasty. Jedna, wyraźnie młodsza, ale o bardziej zniszczonej twarzy tępo wpatruje się w księżycowe niebo za oknem. Druga, starsza, ale o twarzy jakby czystszej, bardziej niewinnej (choć zaznaczonej nieludzkim cierpieniem, które w postaci dwu bruzd wyrzeźbiły ślady wokół Jej ust) porusza ustami, jakby zmawiała bezgłośną modlitwę. W dłoni trzyma bezwładną rękę młodszej towarzyszki. Trzyma mocno, jakby z nadzieją. Czeka.

Nad wapienną skałą która niczym biały ślad śmierci straszy pośród ciemności nocy unoszą się aniołowie. Coraz bardziej zniżając swój lot zbliżają się do jaskini zamkniętej głazem. Uśmiechając się delikatnie na myśl o śmiesznych pomysłach synów człowieczych, którym wydaje się, że potrafią zamknąć Wszechmocnego w dziełach rąk ludzkich, bądź tworach natury, otaczają zwartym kręgiem wykuty w skale Grób.

Czekają.

« Older posts

© 2025 Światło życia

Theme by Anders NorenUp ↑