Poniedziałek, 23 IV 2012 r.

I CZYTANIE Dz 1, 3-8
Po swojej męce Jezus dał Apostołom wiele dowodów, że żyje: ukazywał się im przez czterdzieści dni i mówił o królestwie Bożym. A podczas wspólnego posiłku kazał im nie odchodzić z Jerozolimy, ale oczekiwać obietnicy Ojca. Mówił: „Słyszeliście o niej ode Mnie: Jan chrzcił wodą, ale wy wkrótce zostaniecie ochrzczeni Duchem Świętym”. Zapytywali Go zebrani: „Panie, czy w tym czasie przywrócisz królestwo Izraela?” Odpowiedział im: „Nie wasza to rzecz znać czas i chwilę, które Ojciec ustalił swoją władzą, ale gdy Duch Święty zstąpi na was, otrzymacie Jego moc i będziecie moimi świadkami w Jerozolimie i w całej Judei, i w Samarii, i aż po krańce ziemi”.
II CZYTANIE Flp 1, 20c-30
Chrystus będzie uwielbiony w moim ciele: czy to przez życie, czy przez śmierć. Dla mnie bowiem żyć to Chrystus, a umrzeć to zysk. Jeśli bowiem żyć w ciele – to dla mnie owocna praca, co mam wybrać? Nie umiem powiedzieć.
Z dwóch stron doznaję nalegania: pragnę odejść i być z Chrystusem, bo to o wiele lepsze, pozostawać zaś w ciele to bardziej dla was konieczne. A ufny w to, wiem, że pozostanę, i to pozostanę nadal dla was wszystkich, dla waszego postępu i radości w wierze, aby rosła wasza duma w Chrystusie przeze mnie, przez moją ponowną obecność u was.
Tylko sprawujcie się w sposób godny Ewangelii Chrystusowej, abym ja, czy to gdy przybędę i ujrzę was, czy też będąc z daleka, mógł usłyszeć o was, że trwacie mocno w jednym duchu, jednym sercem walcząc wspólnie o wiarę w Ewangelię, i w niczym nie dajecie się zastraszyć przeciwnikom. To właśnie dla nich jest zapowiedzią zagłady, a dla was zbawienia, i to przez Boga. Wam bowiem z łaski dane jest to dla Chrystusa: nie tylko w Niego wierzyć, ale i dla Niego cierpieć, skoro toczycie tę samą walkę, jaką u mnie widzieliście, a o jakiej u mnie teraz słyszycie.
EWANGELIA J 12, 24-26
Jezus powiedział do swoich uczniów: „Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Jeżeli ziarno pszenicy wpadłszy w ziemię nie obumrze, zostanie tylko samo, ale jeżeli obumrze, przynosi plon obfity. Ten, kto miłuje swoje życie, traci je, a kto nienawidzi swego życia na tym świecie, zachowa je na życie wieczne. A kto by chciał Mi służyć, niech idzie za Mną, a gdzie Ja jestem, tam będzie i mój sługa. A jeśli kto Mi służy, uczci go mój Ojciec”.

MISJA TRWA!

Łukasz rozpoczyna Dzieje mocnym zapewnieniem – Jezus żyje, dał na to wiele dowodów swoim uczniom, pouczył ich i obiecał Ducha św. Nic się więc nie skończyło wraz z Wniebowstąpieniem, albo – jak chcą niewierzący – wraz ze śmiercią na Golgocie.

Misja Nauczyciela z Nazaretu trwa. Ba, stała się bogatsza i pełniejsza, bo jest głoszeniem Królestwa, a jego uosobieniem jest sam Boży Syn, który stał się człowiekiem. Misja trwa, a jej wyrazicielami są Apostołowie, lub – mówić szerzej – świadkowie Zmartwychwstałego, ci którzy otrzymali moc Ducha św. i są Mu posłuszni. I choć każdy z nas ma tendencję do tego, aby sprowadzić Jezusową misję wyłącznie do spraw tego świata (tak jak Apostołowie po Zmartwychwstaniu, czego dowodem jest dzisiejszy fragment Dziejów) to Pan, poprzez poddanych Mu ludzi weryfikuje te pragnienia.

Żyć to Chrystus a umrzeć to zysk!

Takim człowiekiem, który pozwalał prowadzić się Duchowi po najdziwniejszych ścieżkach, był Szaweł z Tarsu. W dość szybkim tempie przeszedł wszystkie etapy wiary, aby stać się godnym uwagi świadkiem żywego Chrystusa. Doświadczył spotkania z Nim pod Damaszkiem, przyjął chrzest oraz namaszczenie Ducha św., aby stać się narzędziem w rękach Boga. W swojej drodze życia dociera Paweł do punktu, w którym (zaiste!) trudno go pojąć zwykłemu śmiertelnikom, będącym jeszcze daleko w tyle. „Umrzeć to dla mnie zysk!” – woła. Nie ma w tym zawołaniu jakiejś samobójczej autodestrukcji, jakiejś formy ucieczki z tego świata. Jest prędzej szalona tęsknota za Miłością, która go spotkała pod Damaszkiem, pragnienie spotkania się z Panem i zjednoczenia z Nim w wieczności. Z drugiej strony serce Pawła przeprania miłość do swoich duchowych dzieci. Miłość nie będąca jedynie czczą deklaracją, czy pełnym bufonady ładnym wezwaniem, lub też próba zaspokojenia własnych braków. Dawny faryzeusz naprawdę kocha tych, którym głosił niegdyś Ewangelię, zależy mu na nich, wie, że potrzebują jego świadectwa życia i słów, które pisze. Dlatego jest gotów odsunąć własne szczere pragnienie zjednoczenia się z Miłością, aby tylko jeszcze kawałek poprowadzić swe dzieci.

Trudna jest ta mowa…

Obydwa Pawłowe pragnienia wydają się dla nas niedościgłe. Cenić wyżej wieczność z Chrystusem (z ufnością w spotkanie w niebie) aniżeli wszelkie przyjemności sfery doczesnej oraz tak kogoś kochać, aby wyrzec się tego, co we własnym mniemaniu da szczęście – to ideał ucznia Pańskiego. Czy to ideał osiągalny dla każdego?

„Kto chce Mi służyć, niech idzie za Mną” – woła Pan. Liczy się tu zdeterminowana wola człowieka, który spotkał w swoim życiu Zmartwychwstałego i jest zafascynowany Jego Osobą, przeżył dotknięcie Jego miłości, dotyka Jego Obecności w sakramentach i pozwala się prowadzić Duchowi Świętemu. Liczy się wola, owo „chcę”, wielokrotnie wypróbowane w trudach i przeciwnościach, mocniejsze ponad ludzki lęk, silniejsze aniżeli egoistyczna miłość własna. Czy każdy wejdzie na tę drogę? Każdy, kto naprawdę chce.

„Obumarł, jak ziarno pszenicy”

Chciał św. Paweł, chciał też patron dzisiejszego dnia, św. Wojciech. Zaplątany w polityczne spory swoich czasów cenił ów syn możnego, czeskiego rodu, wyżej Chrystusa i kontemplację Jego chwały, aniżeli zaszczyty, stanowiska i dyplomatyczne utarczki. Z niechęcią powracał do Pragi z benedyktyńskiego klasztoru na rzymskim Awentynie. Co prawda długo nie zabawił na swej biskupiej stolicy, gdyż po zaledwie trzech latach musiał uchodzić, aby ratować życie i godność biskupią, podczas gdy czterech jego braci zapłaciło głową za Wojciechową prawość i posłuszeństwo wierze. Czekając na decyzję cesarza oraz czeskich rodów, co do swego powrotu do Pragi, po odbyciu szeregu pielgrzymek po sanktuariach Europy, przyjechał do Polski, gdzie wyraził gotowość głoszenia Ewangelii ludom pogańskim w Prusach. I choć Bolesław Chrobry kusił Wojciecha spokojnym życiem dyplomaty, to ten jednak wolał działać tam, gdzie czuł się naprawdę potrzebny Chrystusowi. Można domniemywać, że wiedział, co może go na pogańskich terenach czekać, jednak prawda o życiodajnej śmierci ziarna wrzuconego w ziemię, była silniejsza. Nie cenił swego życia, ale naśladował Mistrza.

Misja trwa. Nie skończyła się ta historia ani na śmierci Jezusa na Golgocie, ani na śmierci Pawła za murami Rzymu, ani na śmierci Wojciecha na pruskim świętym wzgórzu. Bóg nadal szuka uczniów, którzy chcieliby wytrwale poddać swe życie powiewom Ducha, walcząc o prawdziwe życie dla siebie i swoich braci.