Sobota, 7 IV 2012 r.
Ś W I Ę T E T R I D U U M P A S C H A L N E
CZYTANIE Oz 6, 1-2
Na razie trwa cisza.
Grób zatoczony głazem, pod nim siedzą strażnicy leniwie odliczający godziny do momentu, aż ktoś odwoła ich z tak dziwnego posterunku. Piją, grają w kości, śmieją się w głos z żydowskich zabobonów. Czyż zmarły może powrócić do życia? Zdarzyło się to kiedyś? W końcu zabity został porządnie, solidnie, po rzymsku! Wzruszają ramionami, żłopią łapczywie przynoszący orzeźwienie po ciężkiej pracy moszcz winny i czekają zmiany.
Apostołowie pochowani po kątach Wieczernika cicho pochlipują zastanawiając się czy jutro można już uciekać do siebie – do sieci, do domów, może do rodzin. Już teraz przezywają wstyd i odrzucenie, jakie może stać się ich udziałem, gdy pokażą się na oczy w rodzinnych stronach. Będą jak synowie marnotrawni, wracający po długiej nieobecności. Zaraz, to On mówił tę przypowieść… On… I z przerażaniem myślą o zimnym ciele ukrytym na zboczu Golgoty. Przecież oni mogli leżeć tam obok Niego. Mogli – a może powinni? I znów cicho pozwalają płynąć łzom.
W jednym z domostw nieopodal bramy wiodącej na Górę Oliwną, w pustej sali, siedzą dwie niewiasty. Jedna, wyraźnie młodsza, ale o bardziej zniszczonej twarzy tępo wpatruje się w księżycowe niebo za oknem. Druga, starsza, ale o twarzy jakby czystszej, bardziej niewinnej (choć zaznaczonej nieludzkim cierpieniem, które w postaci dwu bruzd wyrzeźbiły ślady wokół Jej ust) porusza ustami, jakby zmawiała bezgłośną modlitwę. W dłoni trzyma bezwładną rękę młodszej towarzyszki. Trzyma mocno, jakby z nadzieją. Czeka.
Nad wapienną skałą która niczym biały ślad śmierci straszy pośród ciemności nocy unoszą się aniołowie. Coraz bardziej zniżając swój lot zbliżają się do jaskini zamkniętej głazem. Uśmiechając się delikatnie na myśl o śmiesznych pomysłach synów człowieczych, którym wydaje się, że potrafią zamknąć Wszechmocnego w dziełach rąk ludzkich, bądź tworach natury, otaczają zwartym kręgiem wykuty w skale Grób.
Czekają.