Blog ks. Jacka Gomulskiego

Miesiąc: październik 2012 (Page 1 of 2)

XXX tydzień Okresu Zwykłego

Środa, 31 października 2012 r.

I CZYTANIE Ef 6, 1-9

Dzieci, bądźcie posłuszne w Panu waszym rodzicom, bo to jest sprawiedliwe. „Czcij ojca twego i matkę (jest to pierwsze przykazanie z obietnicą), aby ci było dobrze i abyś był długowieczny na ziemi”. A wy, ojcowie, nie pobudzajcie do gniewu waszych dzieci, lecz wychowujcie je stosując karcenie i napominanie Pańskie.

Niewolnicy, ze czcią i bojaźnią, w prostocie serca bądźcie posłuszni waszym doczesnym panom, jak Chrystusowi, nie służąc tylko dla oka, by ludziom się podobać, lecz jako niewolnicy Chrystusa, którzy z duszy pełnią wolę Bożą. Z ochotą służcie, jak byście służyli Panu, a nie ludziom, świadomi tego, że każdy, jeśli czyni co dobrego, otrzyma to z powrotem od Pana, czy to niewolnik, czy wolny.

A wy, panowie, tak samo wobec nich postępujcie: zaniechajcie groźby, świadomi tego, że w niebie jest Pan zarówno ich, jak wasz, a u Niego nie ma względu na osoby.

EWANGELIA Łk 13, 22-30

Jezus, nauczając, szedł przez miasta i wsie i odbywał swą podróż do Jerozolimy. Raz ktoś Go zapytał: „Panie, czy tylko nieliczni będą zbawieni?”

On rzekł do nich: „Usiłujcie wejść przez ciasne drzwi; gdyż wielu, powiadam wam, będzie chciało wejść, a nie będą mogli. Skoro Pan domu wstanie i drzwi zamknie, wówczas stojąc na dworze, zaczniecie kołatać do drzwi i wołać: «Panie, otwórz nam»; lecz On wam odpowie: «Nie wiem, skąd jesteście». Wtedy zaczniecie mówić: «Przecież jadaliśmy i piliśmy z Tobą, i na ulicach naszych nauczałeś». Lecz On rzecze: «Powiadam wam, nie wiem, skąd jesteście. Odstąpcie ode Mnie wszyscy dopuszczający się niesprawiedliwości».

Tam będzie płacz i zgrzytanie zębów, gdy ujrzycie Abrahama, Izaaka i Jakuba, i wszystkich proroków w królestwie Bożym, a siebie samych precz wyrzuconych. Przyjdą ze wschodu i zachodu, z północy i południa i siądą za stołem w królestwie Bożym. Tak oto są ostatni, którzy będą pierwszymi, i są pierwsi, którzy będą ostatnimi”.

Czy miałeś dziś szansę przejść przez „ciasne drzwi”? Gdzie one były? W czym tkwiła ich „ciasnota” – z czym wiązał się twój trud? A może uznałeś, ze nie warto pchać się na siłę tam gdzie ciasno, trudno, niewygodnie?

Każdego dnia, być może nawet kilka razy dziennie dotykamy „ciasnych drzwi”. Straszą nas one stopniem uciążliwości, jak wiąże się z przechodzeniem przez nie. Boimy się cierpienia, podnoszonej poprzeczki na drodze do zbawienia (tak jakby nam się ono należało), tego, że coś stracimy, wysiłku, albo staramy się zaangażować intelekt do udowodnienia sobie, ze przechodzenie przez owe drzwi nic nie da i jest tylko stratą czasu.

A jednak nasz Mistrz wiele uzależnia od naszej woli przechodzenia przez takie właśnie bramy. Nie wystarczy się do Niego modlić, nie wystarczy pieczołowicie kolekcjonować pierwsze piątki miesiąca, czy drogi krzyżowe, nie wystarczy bezmiar odmówionych różańców, koronek, czy nowenn, nie wystarczy życie „w miarę przyzwoite” – potrzebne są wielokrotnie przekraczane „ciasne drzwi”. Tylko w ten sposób ścieramy w sobie własne wady i skłonność do pychy. Tylko tak uczymy się pracować nad charakterem. Tylko w ten sposób dorośniemy do ofiarności, czyli – do miłości prawdziwej. Bo przecież nie ma miłości bez trudu i wyrzeczenia, bez ofiary z własnego egoizmu. A tego właśnie uczą „ciasne drzwi”.

Nie uciekaj więc przed nimi, jeśli jutro nagle pojawią sie w którejś godzinie dnia. Nie obchodź ich dookoła. Przekrocz śmiało, bez lęku, ze coś cię to będzie kosztować.

Ale decyzja należy do ciebie.

Co wybierasz?

XXX tydzień Okresu Zwykłego

Wtorek, 30 października 2012 r.

I CZYTANIE Ef 5, 21-33

Bądźcie sobie wzajemnie poddani w bojaźni Chrystusowej. Żony niechaj będą poddane swym mężom jak Panu, bo mąż jest głową żony, jak i Chrystus Głową Kościoła: On Zbawca Ciała. Lecz jak Kościół poddany jest Chrystusowi, tak i żony mężom we wszystkim.

Mężowie, miłujcie żony, bo i Chrystus umiłował Kościół i wydał za niego samego siebie, aby go uświęcić, oczyściwszy obmyciem wodą, któremu towarzyszy słowo, aby osobiście stawić przed sobą Kościół jako chwalebny, nie mający skazy czy zmarszczki, czy czegoś podobnego, lecz aby był święty i nieskalany.

Mężowie powinni miłować swoje żony tak jak własne ciało. Kto miłuje swoją żonę, siebie samego miłuje. Przecież nigdy nikt nie odnosił się z nienawiścią do własnego ciała, lecz każdy je żywi i pielęgnuje, jak i Chrystus Kościół, bo jesteśmy członkami Jego Ciała. „Dlatego opuści człowiek ojca i matkę, a połączy się z żoną, i będą dwoje jednym ciałem”. Tajemnica to wielka, a ja mówię: w odniesieniu do Chrystusa i do Kościoła. W końcu więc niechaj także każdy z was tak miłuje swą żonę jak siebie samego. A żona niechaj się odnosi ze czcią do swojego męża.

EWANGELIA Łk 13, 18-21

Jezus mówił: „Do czego podobne jest królestwo Boże i z czym mam je porównać? Podobne jest do ziarnka gorczycy, które ktoś wziął i posadził w swoim ogrodzie. Wyrosło i stało się wielkim drzewem, tak że ptaki powietrzne gnieździły się na jego gałęziach”.

I mówił dalej: „Z czym mam porównać królestwo Boże? Podobne jest do zaczynu, który pewna kobieta wzięła i włożyła w trzy miary mąki, aż wszystko się zakwasiło”.

Tak trudne wydaje się zmienianie siebie. Tak trudne wydają się wymagania wiary, zachowywanie przykazań, modlitwa, czytanie Pisma św. Tak trudna wydaje się jakakolwiek wytrwałość w dobru, wierność, przezwyciężanie siebie. Tak trudna wydaje się walka o miłość do drugiego człowieka, wybaczanie, troska o prawdziwe dobro ukochanej osoby. Tak trudna wydaje się droga chrześcijanina, który tylu rzeczy wydawałoby się, że nie może, że mu nie wolno, że nie wypada. Tak trudno czasami być uczniem Chrystusa, bo jest w to wpisany krzyż, praca nad sobą, postępowanie nie podług swoich zachcianek, ale Jezusowego spojrzenia ewangelii.

Ale ów trud jest tak naprawdę pozorny i wynika z twojego ciążenia ku byciu niewolnikiem prawa i zasad. A masz być pełnym wolności dzieckiem Boga!

Wszystko zaczyna się od spotkania. Od miłości, wyrażonej w zetknięciu z Jezusem. Od zgody na towarzyszeniu Mu. Od zaufania Jego miłosierdziu. Od chęci zmiany sposobu patrzenia na siebie, Boga i ludzi. Dopiero potem są zasady i prawa, które nie muszą być ciężarem, ale przyjętą przez ciebie w wolności formą ochrony tego, co dobre.

Naprawdę to niewiele trzeba, aby się zmieniać. Niewiele trzeba, aby wejść w wymagania wiary, przykazań, czy rozmowę z Bogiem. Niewiele trzeba, aby kochać jak Chrystus.

Trzeba chcieć.

To trochę chcenia, trochę nadziei, trochę zaufania urasta prędko w wielkie drzewo. To niewiele „zakwasza” skutecznie twoje życie, tak, że jesteś w stanie zmagać się z tym, co jeszcze wczoraj zdarzyło ci się uważać za zbyt trudne.

Czy chcesz?

XXX tydzień Okresu Zwykłego

Poniedziałek, 29 października 2012 r.

I CZYTANIE Ef 4, 32 – 5, 8

Bądźcie dla siebie nawzajem dobrzy i miłosierni. Przebaczajcie sobie nawzajem, tak jak i Bóg nam przebaczył w Chrystusie.

Bądźcie więc naśladowcami Boga jako dzieci umiłowane i postępujcie drogą miłości, bo i Chrystus was umiłował i samego siebie wydał za nas w ofierze i w darze na wdzięczną wonność Bogu.

O nierządzie zaś i wszelkiej nieczystości albo chciwości niechaj nawet mowy nie będzie wśród was, jak przystoi świętym, ani o tym, co haniebne, ani o niedorzecznym gadaniu lub nieprzyzwoitych żartach, bo to wszystko jest niestosowne. Raczej winno być wdzięczne usposobienie.

O tym bowiem bądźcie przekonani, że żaden rozpustnik ani nieczysty, ani chciwiec – to jest bałwochwalca – nie ma dziedzictwa w królestwie Chrystusa i Boga. Niechaj was nikt nie zwodzi próżnymi słowami, bo przez te grzechy nadchodzi gniew Boży na buntowników. Nie miejcie więc z nimi nic wspólnego.

Niegdyś bowiem byliście ciemnością, lecz teraz jesteście światłością w Panu: postępujcie jak dzieci światłości.

EWANGELIA Łk 13, 10-17

Jezus nauczał w szabat w jednej z synagog. A była tam kobieta, która od osiemnastu lat miała ducha niemocy: była pochylona i w żaden sposób nie mogła się wyprostować.

Gdy Jezus ją zobaczył, przywołał ją i rzekł do niej: „Niewiasto, jesteś wolna od swej niemocy”. Włożył na nią ręce, a natychmiast wyprostowała się i chwaliła Boga.

Lecz przełożony synagogi, oburzony tym, że Jezus w szabat uzdrowił, rzekł do ludu: „Jest sześć dni, w które należy pracować. W te więc przychodźcie i leczcie się, a nie w dzień szabatu”.

Pan mu odpowiedział: „Obłudnicy, czyż każdy z was nie odwiązuje w szabat wołu lub osła od żłobu i nie prowadzi, by go napoić? A tej córki Abrahama, którą szatan osiemnaście lat trzymał na uwięzi, nie należało uwolnić od tych więzów w dzień szabatu?”

Na te słowa wstyd ogarnął wszystkich Jego przeciwników, a lud cały cieszył się ze wszystkich wspaniałych czynów, dokonywanych przez Niego.

Czujesz się dzieckiem światłości?

Św. Paweł twierdzi, że nim jesteś, a w związku z tym wymaga od ciebie określonych zachowań, jako konsekwencji tym, kim się jest. Skoro więc jesteś dzieckiem światłości, to czemu wszystkie te Pawłowe napomnienia przyjmujesz z lekkim niedowierzaniem, z uśmiechem, że to takie nieżyciowe, albo z niewiarą, jakby nie do ciebie były kierowane. To jesteś dzieckiem światłości, czy nie?

To może inaczej – czy kobieta z dzisiejszej ewangelii byłą dzieckiem światłości przed uzdrowieniem, czy już po doświadczeniu spotkania z Chrystusem, którego widzialnym śladem było uzdrowienie? Albo – czy dziećmi światłości byli faryzeusze i przełożony synagogi. ludzie, bądź co bądź, pobożni i znający Pismo św.?

Nieważne, czy czujesz owo dziecięctwo. Nieważne, czy rozpoznajesz u siebie dojmującą niemoc, która przygina cię do ziemi, jak ową kobietę z synagogi. Nieważne, ze może masz tendencje do obłudy i hipokryzji. Nieważne, tak do końca, co o sobie myślisz i jak siebie widzisz. Jeśli jesteś człowiekiem ochrzczonym to jesteś dzieckiem światłości. Pytanie tylko, co chcesz z owym dziedzictwem zrobić – bo owo dziecięctwo, owa godność, to tak, jakby majątek, testament, spadek. Co z tym zrobisz? Kłopot to tylko większy, czy radość? Zawracanie głowy, czy szansa na dobrą, życiową inwestycję? Ciężar, na który patrzysz niczym niewolnik na kolejne zadania, jakie daje właściciel, czy opcja uskrzydlająca, wywołująca nowe nadzieje?

Co zrobisz z darem swego Ojca, drogie dziecko światłości?

Nic nie robienie, już jest decyzją…

XXX Niedziela Zwykła

Niedziela, 28 października 2012 r.

I CZYTANIE Jr 31, 7-9

To mówi Pan: Wykrzykujcie radośnie na cześć Jakuba, weselcie się pierwszym wśród narodów. Głoście, wychwalajcie i mówcie: „Pan wybawił swój lud, Resztę Izraela”. Oto sprowadzę ich z ziemi północnej i zgromadzę ich z krańców ziemi. Są wśród nich niewidomi i dotknięci kalectwem, kobieta brzemienna wraz z położnicą; powracają wielką gromadą. Oto wyszli z płaczem, lecz wśród pociech ich przyprowadzę. Przywiodę ich do strumienia wody równą drogą, nie potkną się na niej. Jestem bowiem ojcem dla Izraela, a Efraim jest moim synem pierworodnym.

II CZYTANIE Hbr 5, 1-6

Każdy arcykapłan z ludzi brany, dla ludzi bywa ustanawiany w sprawach odnoszących się do Boga, aby składał dary i ofiary za grzechy. Może on współczuć z tymi, którzy nie wiedzą i błądzą, ponieważ sam podlega słabościom. Powinien przeto jak za lud, tak i za samego siebie składać ofiary za grzechy. I nikt sam sobie nie bierze tej godności, lecz tylko ten, kto jest powołany przez Boga jak Aaron. Podobnie i Chrystus nie sam siebie okrył sławą przez to, iż stał się arcykapłanem, ale uczynił to Ten, który powiedział do Niego: „Ty jesteś moim Synem, Jam Cię dziś zrodził”, jak i w innym miejscu: „Tyś jest kapłanem na wieki na wzór Melchizedeka”.

EWANGELIA Mk 10, 46-52

Gdy Jezus razem z uczniami i sporym tłumem wychodził z Jerycha, niewidomy żebrak Bartymeusz, syn Tymeusza, siedział przy drodze. Ten słysząc, że to jest Jezus z Nazaretu, zaczął wołać: „Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną”. Wielu nastawało na niego, żeby umilkł. Lecz on jeszcze głośniej wołał: „Synu Dawida, ulituj się nade mną”. Jezus przystanął i rzekł: „Zawołajcie go”. I przywołali niewidomego, mówiąc mu: „Bądź dobrej myśli, wstań, woła cię”. On zrzucił z siebie płaszcz, zerwał się i przyszedł do Jezusa. A Jezus przemówił do niego: „Co chcesz, abym ci uczynił?” Powiedział Mu niewidomy: „Rabbuni, żebym przejrzał”. Jezus mu rzekł: „Idź, twoja wiara cię uzdrowiła”. Natychmiast przejrzał i szedł za Nim drogą.

Cóż takiego uczyni Bartymeusz, syn Tymeusza, że Kościół zapamiętał jego imię? Nie wygląda na to, żeby był kimś znacznym w ówczesnej społeczności. Nie stał się jakimś szczególnym uczniem Mistrza z Nazaretu, milczą też o nim Dzieje Apostolskie. W czym jest więc wielkość owego ślepego żebraka spod Jerycha?

Bibliści zwracają uwagę na autentyzm opisywanej historii. Imię żebraka, imię  jego ojca, miasto z którego pochodził – tego typu szczegóły podkreślają, że mamy do czynienia z historią o pewnej utrwalonej tradycji ustnego przepowiadania. W Jerychu i Jerozolimie musiała istnieć pamięć pierwszych chrześcijan o tym wydarzeniu. Nie mamy więc do czynienia z pobożną symboliczną baśnią, ale z konkretnym człowiekiem, doświadczonym ślepotą. Z kimś, kto przeżył – emocjonalnie i duchowo – wstrząs tak potężny, że wywrócił życie do góry nogami.

Nie sądzę, aby chodziło o sam fakt zwykłego uzdrowienia. Chrystus uzdrawiał wielu. Dlaczego więc akurat to właśnie uzdrowienie wydało się ewangeliście Markowi i jego kolegom tak ważne, takie wrażenie wywarło na współczesnych, że zostało włączone do przepowiadania Dobrej Nowiny o Synu Bożym.

Może dlatego, że z Bartymeuszem jest jak w naszym życiu. Ot, jesteśmy sobie – z jakąś historią, z większymi, lub mniejszymi problemami, z pracą, rodziną, pozycją społeczną – całym tym bagażem, które można nazwać dziedzictwem, a które w historii żebraka jest wyrażone w podaniu imienia jego ojca. Bo pochodzenie, świadomość swoich korzeni, znajomość własnej genealogii – to wszystko było tożsame z wiedzą o tym kim się jest, czego się w życiu chce. Bartymeusz nie był anonimem. Miał ojca, więc miał wszystko.

Coś się jednak musiało stać w jego życiu. Oślepł. Gdy mówi do Jezusa: „Panie, abym przejrzał” to jednocześnie daje do zrozumienia, ze kiedyś widział, tak, jak wszyscy inni. Może się rozchorował, może przeżył wypadek, albo jakieś traumatyczne wydarzenie. Tak, czy inaczej ślepota stała się katastrofą życiową. Zaczął żebrać. Pamiętajmy jednocześnie, że Jerycho to jest miasto pobożnych ludzi, którzy przejdą obok potrzebującego nie zadając sobie trudu pomocy – Jezusowa przypowieść o miłosiernym Samarytaninie musiała mieć swoje zakorzenienie w jakimś realnym obrazie mieszkańców Jerycha. Być może niejedno wycierpiał żebrak od religijnych współmieszkańców. Być może sądzili oni, że choroba syna Tymeuszowego jest karą za jego grzechy i omijali go z daleka.

W tę życiową nędzę wkracza Chrystus. Bartymeusz Go nie widzi. Nie doświadcza Jego mocy. Na razie o Nim słyszał. Jest ślepy, więc nie może do końca zrewidować opowieści o cudotwórcy i nauczycielu. Ale z głębi swego nieszczęścia zaczyna wołać do Jezusa. Mocno, głośno, namolnie. Aż pobożni i religijni ludzie próbują zagłuszyć ten wrzask, to wycie zranionego zwierzęcia, które jakoś kłuje ich w uszy. Może oni nie potrafią tak uwierzyć jak ten ślepiec?

Wreszcie Bartymeusz słyszy wezwanie. To jeszcze nie jest głos Jezusa, to jeszcze mówią inni: „Bądź dobrej myśli. Wstań. On cię woła”. Więcej mu nie trzeba. Zrywa się i biegnie w stronę Jezusa. Może ktoś mu pomógł. Może ktoś podał mu rękę. Mimo to nie jest łatwo ślepemu odnaleźć w tłumie poszukiwaną osobę. Można się potknąć, można zgubić płaszcz, czyli jedyny majątek, można się zranić, można się narazić na śmieszność, można wreszcie się zawieść, gdyby się okazało, że z tym Jezusem to jedna, wielka lipa.

Jednak, mimo zagrożeń i lęków, żebrak staje przed Nauczycielem z Nazaretu. „Czego chcesz ode Mnie? – Jezus zadaje fundamentalne pytanie, pokazując tym samym jak bardzo serio traktuje niewidomego. Bartymeusz nie jest dla Niego dzieckiem, nie jest jakimś poślednim rodzajem człowieka.

Przystańmy w tym miejscu ewangelicznej sceny. Jesteś ty – ze swoją ślepotą, z takim a nie innym „poczuciem”, świadomością siebie. Może rozczarowałeś się ludźmi, którzy są dookoła ciebie. Może oni rozczarowali się tobą. Może pozwalasz sobie świadomie na ślepotę, jak pierwsi rodzice w raju, którzy bardzo chcieli „przejrzeć” by być niby Bóg, a jednocześnie oślepli na wszystko co wartościowe i sprawiedliwe. Może zaślepia cię władza, pieniądze, seks, egoizm, a może własna religijność i zewnętrzna pobożność. A może wszystko po trochu. Słyszysz co nieco o Jezusie, mówili ci o Nim na kazaniach i w szkole i na blogu czytasz. Może byłeś, czy jesteś w jakiejś wspólnocie czy ruchu i masz głowę pełną różnych pobożnych słów i obrazów o Nim. Ale jest bardzo możliwe, że już kiedyś Go spotkałeś i czegoś udało ci się od Niego doświadczyć. Tak, czy inaczej, jeśli czytasz wciąż te słowa to bądź dobrej myśli. Wstań. On cię woła.

Podejdź do niego.

Oderwij się od komputera.

Poszukaj wzrokiem krzyża na ścianie, obrazka, różańca.

„Co chcesz, abym ci uczynił?” Pamiętaj, Jezus traktuje cię serio.

I porozmawiaj z Nim.

Wspomnienie Św. Jadwigi Śląskiej

Wtorek, 16 października 2012 r.

I CZYTANIE Ga 5, 1-6

Ku wolności wyswobodził nas Chrystus. A zatem trwajcie w niej i nie poddawajcie się na nowo pod jarzmo niewoli. Oto ja, Paweł, mówię wam: Jeżeli poddacie się obrzezaniu, Chrystus wam się na nic nie przyda. I raz jeszcze oświadczam każdemu człowiekowi, który poddaje się obrzezaniu: jest on zobowiązany zachować wszystkie przepisy Prawa. Zerwaliście więzy z Chrystusem; wszyscy, którzy szukacie usprawiedliwienia w Prawie, wypadliście z łaski.

My zaś z pomocą Ducha na zasadzie wiary wyczekujemy spodziewanej sprawiedliwości. Albowiem w Chrystusie Jezusie ani obrzezanie, ani jego brak nie mają żadnego znaczenia, tylko wiara, która działa przez miłość.

EWANGELIA Łk 11, 37-41

Pewien faryzeusz zaprosił Jezusa do siebie na obiad. Poszedł więc i zajął miejsce za stołem. Lecz faryzeusz, widząc to, wyraził zdziwienie, że nie obmył wpierw rąk przed posiłkiem.

Na to rzekł Pan do niego: „Właśnie wy, faryzeusze, dbacie o czystość zewnętrznej strony kielicha i misy, a wasze wnętrze pełne jest zdzierstwa i niegodziwości. Nierozumni! Czyż Stwórca zewnętrznej strony nie uczynił także wnętrza? Raczej dajcie to, co jest wewnątrz, na jałmużnę, a zaraz wszystko będzie dla was czyste”.

Niewola duchowa kojarzy nam się często z grzechem, z nałogami, z nieczystością, jednym słowem z czymś, co jasno wydaje się być złe. Jest jednak jeszcze inny rodzaj niewoli, grzeszny, ale jednocześnie z pozoru niejednoznaczny – niewola pseudopobożności. Niewola traktowania relacji z Bogiem jako swoistego Prawa, przepisów, które należy pieczołowicie wypełniać, aby osiągnąć swoiście pojmowane zbawienie. Ów rodzaj obłudy jest tym bardziej niebezpieczny, że może skutecznie zakłamać wewnętrzne życie duszy, poprzez brak wymagań, niechęć do konfrontacji własnego życia i codziennych wyborów, czy nieumiejętność odczytywania woli Bożej.

Dlaczego twoja modlitwa nie zmienia życia? Dlaczego Słowo Boże wpada ci jednym uchem, aby zaraz wypaść drugim? Dlaczego uważasz, że nic nie musisz zmieniać w swoim postępowaniu? Dlaczego tworzysz sobie Boga na swoją miarę nie chcąc zobiektywizować tego obrazu w sakramencie pojednania i sprowadzając spowiedź do obmywania „zewnętrznej strony kubka i misy”? Dlaczego uciekasz od wymagań Ewangelii pocieszając się, że i tak nie jest z tobą najgorzej?

Niewola obłudy i budowanie duchowych zamków z piasku to choroba tych, którzy zetknęli się jakoś z Bogiem, będąc w grupie, wspólnocie czy duszpasterstwie kościelnym i nie chcąc iść dalej za Mistrzem stanęli w pół drogi duchowej (albo na samym jej początku) i oszukują się (często, niestety, przy – daj Boże, nieświadomej –  pomocy duchownych) widząc samych siebie, jako czynnych, czy zaangażowanych uczniów Chrystusa. Życie się wówczas nie zmienia, ale przynajmniej jest poczucie pobożności i widoczne zewnętrzne przejawy tejże. Nie ma się wtedy co dziwić, że misyjność takich ludzi, grup, czy wspólnot jest bliska zeru, bo Ewangelia letnia i rozgotowana nikomu nie zasmakuje. Nie będzie się wówczas radykalnym świadkiem wiary i żywego Boga, ale raczej świadkiem pobożnych form i schematów, mądrych konspektów, fantastycznych zwyczajów i niezliczonej liczby pustych modlitw. Gdy jednak ktoś w takiej grupie zaczyna odkrywać radość życia Ewangelią, to – choć z początku jest traktowany jak intruz na salonach – szybko znajdą się inni, zarażeni mocą Słowa.

Czy chcesz dać prowadzić sie Duchowi w wierze? Czy chcesz żyć wiarą, zamiast obumierać schematami bez życia?

Decyduj!

« Older posts

© 2024 Światło życia

Theme by Anders NorenUp ↑