Środa, 7 listopada 2012 r.
PIERWSZE CZYTANIE Flp 2, 12-18
Umiłowani moi, skoro zawsze byliście posłuszni, zabiegajcie o własne zbawienie z bojaźnią i drżeniem nie tylko w mojej obecności, lecz jeszcze bardziej teraz, gdy mnie nie ma. Albowiem to Bóg jest w was sprawcą i chcenia, i działania zgodnie z Jego wolą. Czyńcie wszystko bez szemrań i powątpiewań, abyście się stali bez zarzutu i bez winy jako nienaganne dzieci Boże pośród narodu zepsutego i przewrotnego. Między nimi jawicie się jako źródła światła w świecie. Trzymajcie się mocno Słowa Życia, abym mógł być dumny w dniu Chrystusa, że nie na próżno biegłem i nie na próżno się trudziłem.
A jeśli nawet krew moja ma być wylana przy ofiarniczej posłudze około waszej wiary, cieszę się i dzielę radość z wami wszystkimi: a także i wy się cieszcie i dzielcie radość ze mną.
EWANGELIA Łk 14, 25-33
Wielkie tłumy szły z Jezusem. On zwrócił się i rzekł do nich: „Jeśli kto przychodzi do Mnie, a nie ma w nienawiści swego ojca i matki, żony i dzieci, braci i sióstr, nadto i siebie samego, nie może być moim uczniem. Kto nie nosi swego krzyża, a idzie za Mną, ten nie może być moim uczniem.
Bo któż z was, chcąc zbudować wieżę, nie usiądzie wpierw, a nie oblicza wydatków, czy ma na wykończenie? Inaczej gdyby założył fundament, a nie zdołałby wykończyć, wszyscy patrząc na to zaczęliby drwić z niego: «Ten człowiek zaczął budować, a nie zdołał wykończyć».
Albo który król, mając wyruszyć, aby stoczyć bitwę z drugim królem, nie usiądzie wpierw i nie rozważy, czy w dziesięć tysięcy ludzi może stawić czoło temu, który z dwudziestu tysiącami nadciąga przeciw niemu? Jeśli nie, wyprawia poselstwo, gdy tamten jest jeszcze daleko, i prosi o warunki pokoju.
Tak więc nikt z was, kto nie wyrzeka się wszystkiego, co posiada, nie może być moim uczniem”.
W czasach gdy słupki poparcia wyznaczają kierunek ludzkich działań, a zdobywanie popularności wszelkimi sposobami urasta do rangi sztuki, Jezus „staje okoniem” wobec naszej „opiniolubnej” poprawności. Widząc „wielkie tłumy” przemawia do nich (jak rasowy mówca) ale nie po to, aby wzmocnić motywację, pochwalić, czy zdobyć nieco więcej głosów. Jezus raczej wydaje się zniechęcać do podążania za Sobą – mówi o krzyżu (jakże ostro i niezrozumiale mogły brzmieć te słowa w uszach współczesnych, nas pojęcie krzyża nie gorszy, jest jakoś oklepane, dla nich musiało być niemalże obrzydliwym horrorem oscylującym w granicach masochistycznej zgody na krwawe tortury), jako o warunku bycia Jego uczniem, mówi o odrzuceniu najbliższych i radykalnym wyborze Jego jako jedynego Mistrza, a nawet Kogoś więcej. Mówi o wyrzeczeniu się wszystkiego ze względu na Niego, jako o bezwzględnej zasadzie życia ucznia.
Czy to nie jest jakiś hardcor?
Czy nie powinien raczej zawalczyć o utrzymanie „wielkich tłumów” przy sobie?
Cóż, Jego władza nie zależy od „demokratycznych” wyborów. Nie jest w żaden sposób skorelowana z naszymi upodobaniami, czy zachciankami. Choćby wszystkie narody na ziemi odrzucały Jego panowanie i Naukę, to one i tak będą miały moc obowiązującą. Trudno bowiem spierać się z faktami. To, że ktoś nie chce, aby jego świeżo kupiona pralka prała brudne ciuchy, to wcale nie znaczy, iż zaraz zacznie gotować obiady. Prawo i nauka Chrystusa wyjaśnia zasady działania świata i nas samych niezależnie od naszych „widzimisię”, co najwyżej możemy jedynie skazać samych siebie na wyłączenie się z dobroczynnych skutków Jego Ewangelii skazując samych siebie na potępienie. To jednak w żaden sposób nie umniejszy wymagań, jakie Ona nam stawia.
Jezus stawia sprawę „uczniostwa” bardzo uczciwie. Nie obiecuje złotych gór, ani „drugiej Irlandii” za nic. Już raczej „krew, pot i łzy”.
Co więc dla siebie wybierasz?
Bojąc się wymagań idziesz własną drogą, do Jerozolimy (św. Łukasz w swojej Ewangelii ukazuje Jezusa, który cały czas jest w drodze do Jerozolimy, gdzie ma się dokonać Jego Pascha – męka, śmierć i zmartwychwstanie; uczniowie są zaproszeni do podążania Jego śladami) na swoją miarę, czy chcesz Jemu towarzyszyć, przemieniając swe życie w zgodzie z tym, czego On naucza?
Co wybierasz dziś?