Wtorek, 6 listopada 2012 r.
I CZYTANIE Flp 2, 5-11
Niech was ożywia to dążenie, które było w Chrystusie Jezusie. On, istniejąc w postaci Bożej, nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem, lecz ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi, stawszy się podobnym do ludzi i w tym, co zewnętrzne, uznany za człowieka. Uniżył samego siebie, stawszy się posłusznym aż do śmierci, i to śmierci krzyżowej. Dlatego też Bóg wywyższył Go nad wszystko i darował Mu imię ponad wszelkie imię, aby na imię Jezusa zgięło się każde kolano istot niebieskich i ziemskich, i podziemnych, i aby wszelki język wyznał, że Jezus Chrystus jest Panem, ku chwale Boga Ojca.
EWANGELIA Łk 14, 15-24
Gdy Jezus siedział przy stole, jeden ze współbiesiadników rzekł do Niego: „Szczęśliwy ten, kto będzie ucztował w królestwie Bożym”.
Jezus mu odpowiedział: „Pewien człowiek wyprawił wielką ucztę i zaprosił wielu. Kiedy nadszedł czas uczty, posłał swego sługę, aby powiedział zaproszonym: «Przyjdźcie, bo już wszystko jest gotowe». Wtedy zaczęli się wszyscy jednomyślnie wymawiać. Pierwszy kazał mu powiedzieć: «Kupiłem pole, muszę wyjść, aby je obejrzeć; proszę cię, uważaj mnie za usprawiedliwionego». Drugi rzekł: «Kupiłem pięć par wołów i idę je wypróbować; proszę cię, uważaj mnie za usprawiedliwionego». Jeszcze inny rzekł: «Poślubiłem żonę i dlatego nie mogę przyjść».
Sługa powrócił i oznajmił to swemu panu. Wtedy rozgniewany gospodarz nakazał słudze: «Wyjdź co prędzej na ulice i zaułki miasta i wprowadź tu ubogich, ułomnych, niewidomych i chromych». Sługa oznajmił: «Panie, stało się, jak rozkazałeś, a jeszcze jest miejsce». Na to pan rzekł do sługi: «Wyjdź na drogi i między opłotki i zmuszaj do wejścia, aby mój dom był zapełniony». Albowiem powiadam wam: Żaden z owych ludzi, którzy byli zaproszeni, nie skosztuje mojej uczty”.
Jakie dążenie cię ożywia? Jaka siłą daje imperatyw dla tego, co robisz? Co sprawi, ze nawet najgorzej zapowiadający się dzień może stać się czymś, co będziesz wspominał jako czas owocny, fascynujący, czy pełen czegoś, co nazwiesz „dobrą robotą”? Gdzie leży klucz do przemiany patrzenia na siebie i świat, przemiany często radykalnej? W emocjach? W ludziach, jacy cie otaczają? W pogodzie?
Jak nazywa się naczelna energia, siła twojego życia? Dla Jezusa była nią miłość, posunięta do szaleństwa, do ostateczności, do zaprzeczenia samemu sobie. W sposób jak najbardziej radykalny, jako człowiek, podporządkował wszystko dobru innych – zwłaszcza tych, o których dobro nikt nie zabiegał, ubogich, odrzuconych, bezbronnych. Aby utożsamić się z nimi (z nami?) zrezygnował z prerogatyw swej boskiej natury, jakby oddalił swą wszechmoc, z rzadka pozwalając najbliższym zajrzeć za zasłonę tego kim jest naprawdę. Aby uratować wielu (choć tak naprawdę, ostateczny ratunek leży w ludzkiej decyzji) zaryzykował ludzkie ciało, cierpienie, śmierć a wreszcie odrzucenie ostateczne. Szaleństwo, naprawdę.
Napisałem, że przyszedł do tych, których można określić mianem „wykluczonych”. To nie do końca tak. Najpierw bowiem skierował swoje orędzie do wybranych, do tych, którzy z racji czy to powołania, czy to jakiś umiejętności, czy to z wyboru lub urodzenia byli predestynowani do przyjęcia Ewangelii o Bogu, który jest bliski człowiekowi. I tu spotkał się z totalnym odrzuceniem… Miłość została kopnięta w najczulsze miejsce przez zapatrzonych w samych siebie. Jacyś ludzie, którzy mieli wszelkie dane, aby ją przyjąć, świadomie powiedzieli miłości – won, nie potrzebujemy cie, jesteś dla nas za trudna. Więc poszła tam, gdzie była lepiej (z różnych powodów) widziana.
Gdzie ty jesteś wobec tego, co ożywiało Jezusa? Czy ciebie choć trochę ożywia miłość – z całym jej bogactwem, wymogami, trudem, ale też radością i mocą z niej płynącą? Czy stoisz w jednym szeregu z tymi, co zamknęli na jej nieprzewidywalność drzwi i sami chcą zapracować i zasłużyć w życiu na wszystko?
Co wybierasz?