Telewizor na ołtarzu i nic więcej…

Wiele się dzisiaj działo, wiele treści i przemyśleń, zwłaszcza w drugiej części dnia. Tu jednak odniosę się do czasu przed sjestą, podczas którego nawiedziłem Bazylikę św. Piotra i kościół San Pietro In Montorio.

1.            Rano, po wyjściu z bazyliki św. Piotra, gdzie dane mi było koncelebrować Mszę św. w gronie polskich kapłanów na grobie bł. Jana Pawła II, poszedłem (piechotą, co nie było zbyt mądrą, w tym upale, decyzją) na wzgórze Janikulum, gdzie wznosi się kościół San Pietro in Montorio.WP_001129 Jak wyjaśnia mój nieoceniony przewodnik, X. Wincenty Smoczyński, nazwa wzięła się od żółtego piasku, „obficie się tutaj znajdującego”. Najpierw miejsce to nosiło nazwę Mons Aureus, potem Monte d’oro, a wreszcie Montorio, czy Castrum aureum. Jedna z tradycji podaje, że  właśnie tutaj, a nie na arenie cyrku Nerona na Watykanie, została ukrzyżowany Piotr Apostoł. Co prawda, X. Smoczyński zaznacza, że tradycja ta jest dość późna i wzięła się w XV w. z niewłaściwego zrozumienia  zapisu w Liber Pontificalis. Muszę się przyznać, ze przemawia do mojej wyobraźni ta wersja wydarzeń, zwłaszcza, że zaufałem sugestywnemu opisowi zawartemu w Sienkiewiczowskim Quo Vadis (choć pisarz umieszcza miejsce męczeństwa Apostoła „między cyrkiem a wzgórzem Watykańskim”) a tam:

„Apostoł, z głową w promieniach i złotych blaskach, zwrócił się po raz ostatni ku miastu. Z dala, nieco w dole, widać było Tyber świecący; po drugim brzegu pole Marsowe, wyżej mauzoleum Augusta, niżej olbrzymie termy, które Nero właśnie był wznosić począł, jeszcze niżej teatr Pompejusza, a za nimi miejscami widne, miejscami zakryte przez inne budowy Saepta Julia, mnóstwo portyków, świątyń, kolumn, spiętrzonych gmachów i wreszcie hen, w dali, wzgórza oblepione domami, olbrzymie rojowisko ludzkie, którego krańce niknęły w mgle błękitnej, gniazdo zbrodni, ale i siły, szaleństwa, ale i ładu, które stało się głową świata, jego ciemięzcą, ale zarazem jego prawem i pokojem, wszechpotężne, nieprzemożone, wieczyste.

Piotr zaś, otoczony żołnierzami, spoglądał na nie tak, jakby spoglądał władca i król na swe dziedzictwo. I mówił: „Odkupioneś jest i moje.” A nikt, nie tylko między żołnierstwem kopiącym dół, w który miano wstawić krzyż, ale nawet między wyznawcami, nie umiał odgadnąć, że istotnie stoi między nimi prawdziwy władca tego grodu i że miną cezarowie, przepłyną fale barbarzyńców, miną wieki, a ów starzec będzie tu panował nieprzerwanie.

Słońce chyliło się jeszcze bardziej ku Ostii i stało się wielkie i czerwone. Cała zachodnia strona nieba poczęła płonąć blaskiem niezmiernym. Żołnierze zbliżyli się do Piotra, by go rozebrać.

Lecz on, modląc się, wyprostował się nagle i wyciągnął wysoko prawicę. Oprawcy zatrzymali się jakby onieśmieleni jego postawą; wierni zatrzymali również oddech w piersiach, sądząc, że chce przemówić, i nastała cisza niezmącona.

On zaś, stojąc na wyniesieniu, począł wyciągniętą prawicą czynić znak krzyża, błogosławiąc w godzinie śmierci:

– Urbi et orbi!”

Wybaczcie ten przydługi cytat, ale każde słowo wydaje się w nim tak ważne i tak prawdziwe. Widok opisywany przez Sienkiewicza nieodprucie będzie mi się kojarzył z panoramą, jaka rozpościera się ze szczytu schodów San Pietro In Montorio. Kościoła konsekrowanego zresztą przez jednego z tych następców Piotra, którego czarna legenda uczyniła niemalże szatanem na papieskim tronie – Aleksandra VI.

2.            Wnętrze świątyni jest ciemne i wyraźnie gospodarze mają mizerne środki (choć dorabiają ślubami, jak mogą, sądząc po reklamie na stronie kościoła), aby utrzymać znajdujące się tu dzieła sztuki w należytym ładzie. A jest co oglądać! Po prawej stronie od wejścia znajduje się kaplica Biczowania Pana Jezusa, z wielkim freskiem, jaki Sebastiano del Piombo, uczeń Michałą Aniołą, namalował na podstawie szkiców swego mistrza. Irvin Stone w swojej powieści „Udręka i ekstaza”  opisuje umowę między starym artystą a młodym Sebastiano, w myśl której, Michała Anioł miał bezpłatnie dostarczać rysunków malarzowi, który nie umiał sobie poradzić z ludzką anatomią. Jednak, gdy fresk został ukończony, Michał Anioł wpadł w szał widząc, że del Piombo namalował fresk techniką olejną, a ta miała zepsuć nieodwracalnie dzieło. Fresk trwa do dzisiaj, choć wyraźnie przyciemniony i popękany w kilku miejscach.

3.            Po lewej stronie nawy głównej, w środku znajduje się kaplica z dziełem innego malarza, którego nazwisko związało się na stałe z imieniem Michała Anioła.  Daniel de Volterra bowiem, autor tu obecnego Chrztu Chrystusa, jest szerzej znany jako „majtkarz”, czyli ten, który na polecenie surowego papieża Pawła IV domalował postaciom Sądu Ostatecznego w Sykstynie przepaski i szaty. Niektórzy uważają, ze w ten sposób uratował genialne dzieło przed skuciem, a inni, że w ten sposób chciał wkupić się w łaski papieża. Tak czy inaczej „Chrzest Chrystusa” nosi ślady wyraźnego wpływu malarstwa Michała Anioła. Te same muskularne postaci, te same barwy, te same ubrania przylegające do ciała, ta sama rzeźbiarska monumentalność brył – tylko brakuje iskry życia, iskry geniuszu.

4.            Tuż obok kościoła, na dziedzińcu klasztornym, znajduje się perłą rewolucji renesansowej, czyli Tempietto Bramantego. Okrągły, trzypoziomowy, otoczony kręgiem 16 kolumn (liczba ta, uważana była przez Witruwiusza za doskonałą) budynek. Wznosi się na dokładnie na domniemanym miejscu ukrzyżowania św. Piotra, które jest wyznaczone przez środek budowli. Gdy tylko spojrzałem przez otwartą bramę dziedzińca na wnętrze Tempietto nie bardzo chciałem wierzyć oczom. Na ołtarzu, poniżej figury Apostoła stał… telewizor. Taka plazma. Z ustawionej za nim wieży płynęła klasyczna muzyka w rytm której można było zapoznać się animowanym filmem, okraszonym nagością pań i panów. Oczywiście, nie ulega wątpliwości, że stałem przed dziełem sztuki nie mniejszym niż budowla Bramantego, a tylko moja wrodzona ignorancja nie pozwoliła mi smakować w spokoju stojącej na ołtarzu instalacji, czy jak to tam nazwać.WP_001136

Przypomniało mi się biblijne proroctwo o „ohydzie spustoszenia”…

Obszedłem Tempietto dookoła. Brud. Poniszczone ściany. W krypcie, gdzie miał stać krzyż śmieci.

Dodajmy jeszcze do tego, że mam poważne wątpliwości, czy Bramante wyrażał poprzez swoją architekturę coś związanego z wiarą. Tempietto jest tak pogańskie w wymowie, tak antyczne w swej przed chrześcijańskiej symbolice, że jest bardziej pomnikiem dążenia do architektonicznej doskonałości, aniżeli do oddania hołdu ukrzyżowanemu Rybakowi. Oczywiście, można by dyskutować, czy któremuś artyście udało się połączyć doskonałość z wyznaniem wiary. Osobiście uważam, że Michał Anioł (skoro jesteśmy w renesansie)  był kimś takim. W jakiś przedziwny sposób udało mus się wyrazić prawdę o Chrystusie używając antycznych pojęć piękna i mocy.

Czyżby więc Tempietto, mimo swego piękna, było wewnętrznie puste, a reklamówka jakiejś artystki puszczana na ołtarzu odsłania tylko tę pustotę?

Dowiemy się na Sądzie…

5.            A propos Sądu Ostatecznego – nie, nie tego z kaplicy Sykstyńskiej, ale tego, który nas nieuchronnie czeka.

Po odprawieniu Mszy i oprowadzeniu kilku pielgrzymów po Bazylice św. Piotra chciałem spędzić trochę czasu na modlitwie w jedynym miejscu ciszy, jakie jest dostępne w tej wielkiej świątyni – kaplicy Najświętszego Sakramentu. (Mam doświadczenie przynajmniej jednej ważnej modlitwy w tym  miejscu, sięgające mojej pierwszej wizyty w Rzymie). Najpierw jednak musiałem odstać swoje, aby móc wejść do wnętrza kaplicy. Mimo, że jest to miejsce tylko dla modlitwy, dostać się nie było łatwo. Msza, którą odprawiał tam jakiś siwobrody patriarcha w peruce ciągnęła się niczym kazanie odpustowe w upalny dzień. Ciemnoskóry Cerber w nienagannie skrojonym garniturze, ze srebrnymi kluczami św. Piotra w klapie marynarki, odganiał natrętów ciekawie zaglądających za szczelnie zasunietą kotarę u wejścia. Nawet moja koloratka nie okazała się skutecznym biletem wstępu. Zastanowiłem się nad natrętną myślą: Czy tak samo nie będzie przed bramą raju? Znudzony anioł obrzuci człowieka spojrzeniem wyrażającym totalną obojętność i nic nie przyspieszy możliwości przekroczenia bram Królestwa. Pozostanie tylko z cicha zazdrościć tym, którzy weszli wcześniej.

Wreszcie śpiewy dobiegające z wewnątrz ucichły. Zielona kotara odkryła królującego na ołtarzu Jezusa w całym splendorze Jego prostoty, cichości i ubóstwa oprawionego w złoto. Mały staruszek, pomarszczony jak jabłko, ale o energii mogącej zadziwić niejednego nastolatka (zresztą w przypadku nastolatków, to moglibyśmy raczej mówić o energicznym stukaniu w klawiaturę) wybiegł, wyleciał z kaplicy czyniąc przejście dla kapłana, który zakończył celebrację.

Jednak krótko czekałem. Zwłaszcza w porównaniu do lat czyścowych…

A różne wydarzenia, różne nieszczęścia i tragedie, jakie przydarzają się ostatnio moim bliskim znajomym, karzą zastanawiać się nad Sądem, który czeka. Nad własną pustką, niemniej dotkliwą, jak ta w Tempietto.