Flesze u grobu.

Ostatni dzień mojego pobytu w Rzymie nie obfitował w większe atrakcje. Jedynym miejscem, jakie dzisiaj nawiedziłem była Bazylika św. Pawła za Murami, miejsce spoczynku Apostoła Narodów.

1.         Świątynia, wzniesiona przy drodze Ostyjskiej, przechodziła burzliwe koleje losu. Pierwotna budowla, wzniesiona przez cesarzy Teodozjusza I, Arkadiusza i Walentyniana II w latach 386-440 (fragmenty murów absydy można oglądać pod głównym ołtarzem, wskazują one na odwrotne niż obecnie ustawienie świątyni) została z czasem zastąpiona większym gmachem, który jednak w większości spłonął w 1823 roku. Z pożogi ocalało niewiele – relikwie, konfesja nad grobem, dwie kaplice na końcach transeptu oraz 40 mozaikowych portretów pierwszych papieży. Cały świat chrześcijański, łącznie z Carem Rosji, przyczynił się do odbudowy Bazyliki. Skutkiem pożaru jest olbrzymi (zwłaszcza w porównaniu z pozostałymi z czterech bazylik większych) ascetyzm wnętrza. Żadnych kaplic, żadnych ołtarzy, żadnych figur. Nawy, przedzielane rzędami monumentalnych kolumn, pozwalają zrozumieć czym byłą starożytna bazylika, zanim dotknął ją ząb renesansu i baroku. Bogactwo formy rozkwita jedynie w olbrzymim transepcie, absydzie i dookoła ołtarza.

2.         Na skrzyżowaniu transeptu i nawy znajduje się konfesja św. Pawła, okryta marmurowym baldachimem z XII wieku. Dzięki decyzji Benedykta XVI, z okazji Roku Pawłowego, poczyniono szereg prac archeologicznych mających na celu dotarcie do szczątków Apostoła. Oczom pielgrzyma ukazuje się więc odkryty mur, kryjący sarkofag z szarego marmuru. Pomiędzy nim a ołtarzem papieskim umieszczono kajdany, jakimi miał być skuty Apostoł podczas uwięzienia. W wielkiej tajemnicy pobrano wówczas elementy tkanin z wnętrza sarkofagu, oraz elementy kostne. Badania potwierdziły datację szczątków na czas między I a II w. w ten sposób udało się potwierdzić starożytną tradycję o pochowaniu w tym miejscu św. Pawła. Przekazy mówią, że jego zwłoki przeniosła na to miejsce św. Lucyna, rzymianka.

3.         Klęcząc przed Pawłowym sarkofagiem  starałem się modlić. Chciałem przez chwilę „spotkać” świętego, „porozmawiać” z nim, uchwycić ten moment szczególnej bliskości. Jednak hałas rozmów, trzask elektronicznych migawek aparatów fotograficznych, komórek, tabletów i czego tam jeszcze nowoczesność nie wymyśliła, skutecznie zagłuszał mi własne myśli, a co dopiero głos Apostoła. Tak oto pielgrzymowanie przegrywa z turystyką, a ja musiałem poprzestać na przedstawieniu męczennikowi swoich próśb i pytań ufając, ze jeszcze kiedyś dane mi będzie usłyszeć odpowiedzi. Chciałbym bardzo, choć zdaję sobie sprawę, że mogą nie brzmieć zbyt zadowalająco…

4.         Rzym pożegnał mnie koszmarną ulewą, wręcz oberwaniem chmury. Jeszcze nigdy nie doświadczyłem tutaj takiego deszczu połączonego z gradem wielkości piłeczek ping-pongowych. Odważnie odmówiłem pożyczenia parasola, który mi ofiarowała zapobiegliwa siostra zakonna i w związku z tym, w ciągu pięciu minut, byłem przemoczony do suchej nitki. Z cukru – na szczęście – Pan Bóg nas nie stworzył, więc mam nadzieję, że w całości dolecę do Warszawy.

Żegnaj Rzymie. A może raczej – do zobaczenia!