beztytułu

Nieukrywające swych słabości filary Kościoła. Pokornym trwaniem w prawdzie i własną krwią okupili dawne grzechy.

I CZYTANIE Ez 18, 21-28 Jeśliby występny porzucił wszystkie swoje grzechy, które popełniał, a strzegłby wszystkich moich ustaw i postępował według prawa i sprawiedliwości, żyć będzie, a nie umrze: nie będą mu policzone żadne grzechy, jakie popełnił, lecz będzie żył dzięki sprawiedliwości, z jaką postępował. Czyż tak bardzo miałoby mi zależeć na śmierci występnego – mówi Pan Bóg – a nie raczej na tym, by się nawrócił i żył?
EWANGELIA Mt 5, 20-26 Jeśli wasza sprawiedliwość nie będzie większa niż uczonych w Piśmie i faryzeuszów, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego.

„Św. Paweł, który zaczął jako prześladowca,  czyli raczej SBek niż TW,  miałby przechlapane u dzisiejszych polskich Chrześcijan.” – tak napisał jeden z możnych tego świata, komentując ostatnie zamieszanie.

Cóż, czasami należałoby nieco poduczyć się historii i teologii, zanim coś się palnie w ogniu dyskusji… Szaweł z Tarsu rzeczywiście ma bogatą przeszłość jako prześladowca wyznawców Jezusa z Nazaretu, ale nigdy tej przeszłości nie ukrywał, więcej nawet – często o niej mówił, ukazując w ten sposób swą nędzę. Zawsze zaznaczał, że jest „płodem poronionym”, „niegodnym nazywania siebie apostołem”, i dawnym „prześladowcą Kościoła”.

W życiu św. Pawła, jak i wielu nawróconych grzeszników, powtarza się motyw, o jakim dziś wspomina prorok Ezechiel – banalnie prostej, aczkolwiek trudnej, drogi nawrócenia. Zaczyna się ona w momencie nazwania swego grzechu po imieniu, następnie porzucenia go, przechodzi w zmianę życia i radykalne odwrócenie się od swego postępowania, aby wreszcie żyć w prawdzie – „Nie ma bowiem nic ukrytego, co by nie miało być ujawnione, ani nic tajemnego, co by nie było poznane i na jaw nie wyszło” (Łk 8,17). Kościół uściślił ten proces zaznaczając, że jeśli grzesznik popełniał zło publiczne, to i zadośćuczynienie winno być publiczne, podobnie – w pewnych wypadkach – pokuta.

Ciężar swej niechlubnej przeszłości Apostoł Narodów dźwigał całe życie, wielokrotnie o tym wspominając. Okupił swe winy służbą Chrystusowi, pokorą, a wreszcie śmiercią męczeńską.

Podobnie – choć Pismo o tym nie wspomina wprost – było ze św. Piotrem, o którego tchórzostwie wiedział cały Kościół. Jak mówi tradycja, Książę Apostołów sam do tego nawiązywał w swych kazaniach, ukazując swą małość i potęgę miłosierdzia Pana.

Nie jest więc problem grzech, choćby tak obrzydliwy jak zdrada – problemem w chrześcijańskim przeżywaniu nawrócenia jest chęć przyznania się do grzechu, nazwania go po imieniu, podjęcia pokuty i zadośćuczynienia. Niestety, powszechną chorobą sumień polskich katolików jest ślepota na własne winy, zamykająca się w przekonaniu: „nie mam się z czego spowiadać”. O tym też mówił Chrystus, gdy wzywał do  „sprawiedliwości większej niż uczonych w Piśmie”. O sprawiedliwości zaczynającej od siebie.