… chyba najbardziej depresyjny w całym psałterzu:

Panie, mój Boże, za dnia wołam, nocą się żalę przed Tobą.
Bo dusza moja jest nasycona nieszczęściami,
a życie moje zbliża się do Szeolu.
Zaliczają mnie do tych, co schodzą do grobu,
stałem się podobny do męża bezsilnego.
Moje posłanie jest między zmarłymi,
tak jak zabitych, którzy leżą w grobie,
o których już nie pamiętasz,
którzy wypadli z Twojej ręki.
Umieściłeś mię w dole głębokim,
w ciemnościach, w przepaści.
Ciąży nade mną Twoje oburzenie.
Sprawiłeś, że wszystkie twe fale mnie dosięgły.
Oddaliłeś ode mnie moich znajomych,
uczyniłeś mnie dla nich ohydnym,
jestem zamknięty, bez wyjścia.
Czy zmarli wstaną i będą Cię sławić?
Ja zaś, o Panie, wołam do Ciebie
i rano modlitwa moja niech do Ciebie dotrze!

I rzeczywiście, zmarły wstał a nad ranem dotarło Jego wołania – a można mieć nadzieją, że i wołanie wszystkich „nasyconych nieszczęściem” – do miłosiernego Pana. Bo „wczesnym rankiem, gdy jeszcze było ciemno” Oblubienica, pełna bólu, rozpoczęła swą wędrówkę, posłuszna biblijnej skardze:

Na łożu mym nocą szukałam umiłowanego mej duszy, szukałam go, lecz nie znalazłam. «Wstanę, po mieście chodzić będę, wśród ulic i placów, szukać będę ukochanego mej duszy». Szukałam go, lecz nie znalazłam. (Pnp 3, 1nn)

Nie znalazła, bo nie szukała żyjącego. Szukała grobu i grób znalazła. Podobnie może i psalmista – nie szuka życia, ale „zamknięty, bez wyjścia” widzi tylko własną bezsiłę i przepaść.

Kamień dotąd zamykający wejście do grobu staje się jedynym świadkiem czegoś radykalnie nowego, innego, niepokojąco zaskakującego. Do tego stopnia, że trudno nawet pomyśleć o nim jako o znaku interwencji Boga. Oblubienica, mimo całej miłości, jaką ma do Oblubieńca (a jeszcze bardziej obolały grzechem i zranieniami psalmista) musi przejść, a raczej przebiec, pewną drogę od „zobaczenia” odsuniętego kamienia, do „kontemplacji z wiarą” faktu pustego grobu.

Jeśli doświadczasz sytuacji „bez wyjścia”, otchłani, ciemności i przepaści – dzisiejszy dzień, a zwłaszcza poranek jest jak odwalony kamień, który dotąd zamykał drogę. Zarejestruj ten fakt.

Jeśli nadzieja godna Oblubienicy, nadzieja na zmianę, choć trochę dotyka Twej duszy – pobiegnij za nią dalej, pobiegnij do wspólnoty Kościoła, do Piotra i tych, o których wiesz, że są przyjaciółmi Pana. Słuchaj nauki Apostołów, głoszonego Słowa i proś o pomoc świętych – choćbyś na nowo miał się okryć łzami i bólem – spotkasz Go!

Jest w nim więcej żywej miłości do ciebie niż ci się zdaje.