Żyć adoracją to przeżywać dzień ze stałą świadomością Jego obecności. I nie chodzi tu o przerażającą myśl o strasznym Bogu, który śledzi każdy mój krok, aby sprawdzić na ile przestrzegam Jego zasad i powinności, ale o pokorną obecność Baranka, który mi się ofiarowuje i chce we mnie i przeze mnie uświęcać czas i przestrzeń. Przeżywając codzienność w ten sposób nauczę się życia będącego jednocześnie chwałą Boga. Miejscem, w którym uczę się takiego stylu życia jest adoracja. Tam poznaję uniżenie Boga i Jego pokorę. Tam rozpoznaję, jak cierpliwie Pan czeka na mnie. Tam rozpoznaję wierność, jaką Pan ma wobec obietnic jakich udzielił. Tam uczę się ciszy i pokornego czekania na Jego łaskę. Tam wreszcie, poznawszy – w przejawach Jego działania, zapisanych w historii, zarówno świata, jak i mojej osobistej – jak dobry jest mój Bóg, mogę dojść do prawdziwej i autentycznej radości i uwielbienia.
To wszystko zawiera w sobie pieśń, jaką wyśpiewała Najświętsza Maryja Panna przyjąwszy słowo Archanioła i prorockie słowo św. Elżbiety. Gabriel odsłonił przed Maryją zamysł Boży, jako pokorną propozycję Najwyższego, Elżbieta zaś potwierdziła szczególne wybranie Maryi oraz słuszność drogi, jaką postępowała Ta, która “uwierzyła w spełnienie słów powiedzianych od Pana” – drogi ufności i zawierzenia.
I rzekła Maryja: Uwielbia dusza moja Pana.
Duch mój weselem się napełnił dzięki Bogu, mojemu Zbawicielowi, że spojrzał na taką małość swojej służebnicy.
Bo oto odtąd błogosławić mnie będą wszystkie pokolenia, że mnie On, Możny, tak wielkie rzeczy uczynił. Święte Jego imię!
Jego miłosierdzie przez pokolenia i pokolenia dla żyjących w Jego bojaźni.
Okazał w dziełach moc swojego ramienia, rozproszył unoszących się pychą w myślach serc swoich.
Strącił możnych ze stołków, a małych uczynił wielkimi.
Cierpiących głód napełnił dobrami, a bogatych z gołymi rękami odprawił.
Ujął się za Izraelem, swoim sługą, aby pamiętano o Jego miłosierdziu,
jak powiedział do naszych przodków: Abrahamowi i jego potomstwu na wieki. (Łk 1,46-55)
Dietrich von Hildebrand napisał:
Bóg musi się objawić naszemu duchowi w swej nieskończonej chwale, a my musimy na nią odpowiedzieć w świętej radości i miłującym uwielbieniu. (…) Cieszymy się z tego, że istnieje prawda, że istnieje ten oto dobry, szlachetny człowiek, że jest coś takiego jak niebo usiane gwiazdami czy wspaniałe dzieło sztuki. Tu wszakże chodzi o radość z tego, że to, co ma byt absolutny, jest nieskończenie doskonałe i że to coś nieskończenie wspaniałe jest Osobą. Jakież nieskończone wzmożenie rzeczywistości dobra zawiera się w fakcie, że summum bonum, najwyższe dobro, nie jest niemym, nieosobowym bytem, jakąś ideą czy zasadą jedynie, lecz Osobą, która mówi do nas: “Ego sum qui sum”- “Jestem, który jestem”, Osobą absolutną, w której spełnia się kwintesencją wszelkich wartości, która nas stworzyła i utrzymuje przy istnieniu, która nas tak ogarnia i posiada, jak to może czynić tylko osoba. Chwała Boga musi ugodzić nas w serce, a my w wielbiącej miłości musimy paść na kolana i całkowicie oddać się Bogu. Musimy udzielić owej czystej odpowiedzi, w której punkt ciężkości przenosimy z siebie na Boga, tak że chwała Boża sama w sobie jest źródłem najczystszej radości. “Deus meus et omnia” – “Bóg mój i wszystko” (św. Franciszek z Asyżu).
Do poznania chwały Bożej i odpowiedzi na nią musi jednak dojść drugi element: konfrontacja naszej własnej osoby z Bogiem. W obliczu Boga uświadamiamy sobie naszą grzeszność i nicość. Mówimy ze św. Franciszkiem: “Kim Ty jesteś, a kim ja jestem?”. (…) Jeśli tkwimy w pysznej, ślepej na wartości postawie, która szuka zadowolenia tylko we własnej chwale, zaś absolutnej chwale wartości przeciwstawia bezsilną niechęć, to żadne objawienie Bożej chwały nic nam nie pomoże. Zamiast radosnego oddania się Bogu wywoła ono pełen pychy gest Lucyfera, który chciałby Boga zdetronizować.
Maryja jest pełna radości z powodu Bożego działania. Jej przekonanie o dobroci Boga wiernego swym zapewnieniom, o Jego sprawiedliwości o miłosierdziu, o “wywyższeniu pokornych” obficie wypełnia serce Maryi. To samo serce, pod którym spoczywa Syn Boży – żywy dowód bożej litości nad słabym człowiekiem.
Jeśli adoracja ma stać się uwielbieniem – a więc już nie modlitwą przebłagania, prośby czy nawet słuchania – musi być zakotwiczona w bożym działaniu a następnie zostać przełożona na dziękczynienie. W uwielbieniu bezradność grzesznika przemienia się w radość z obdarowania. W doświadczenie – przede wszystkim intelektualne, poznawcze – Daru, w którym człowiek rozpoznaje swoje “nic” ale od razu widzi, że jest ono wypełnione niewyobrażalną Łaską. Może przydarzyło Ci się to doświadczenie po jakiejś spowiedzi. Przystępując do niej otaczała cię beznadzieja i rezygnacja, ale otrzymane przebaczenie przyniosło myśl o niepojętej Miłości, tak potężnej i absolutnej, że przekraczającej zdolność ludzkiego kochania i pojmowania! I nie chodzi tu o rodzaj sentymentu czy afektu, nie! Chodzi o czyste rozpoznanie takiej bezinteresownej afirmacji, do której nikt z nas nie jest zdolny. Co więcej owe afirmujące przyjęcie proszącego o przebaczenie grzesznika nie zatrzymuje się na samym akcie przebaczenia, nie, ono biegnie dalej i wyraża się w nieustannym podtrzymywaniu słabego człowieka w przeróżnych przejawach jego życia. Podtrzymywaniu tym skuteczniejszym i pełniejszym o ile człowiek wchodzi w boży zamysł i realizuje boży plan.
Odkrycie, a może raczej odkrywanie, dobroci Boga działającego, musi prowadzić do zachwytu nad Bogiem i do pragnienia powiększania Jego chwały.
Medytując hymn Maryi widzimy Jej zmysł realizmu. To wyczucie rzeczywistości nie prowadzi jednak do narzekania, lęku o siebie czy przyszłość, rozpaczy, depresji, ospałości, ani do ucieczki od planu bożego. Maryja w swojej małości a także w przejawach mocy (“strącił z tronu możnych”) widzi działanie Łaski, Opatrzność, czyli dobroć Boga! Można zadać sobie pytanie, czemu zmysł realizmu, którym się szczycimy, nas prowadzi do czegoś wręcz przeciwnego? Maryja poznaje świat przez pryzmat Boga, my zaś poznajemy świat przez pryzmat samych siebie skupiając się na naszej bezradności.
Czy dostrzegasz dobroć Boga w swoim życiu i w życiu oddanych i ludzi?
Czy dziękujesz Bogu za Jego dobroć? Czy napełnia cię ona radością? Jeśli nie to co cię cieszy?
Co robisz, aby przeżywać dzień “w obecności Pana”, czyli ze świadomością, że On jest, chce ci towarzyszyć i przez ciebie czynić “wielkie rzeczy”?