Jego rodzice chodzili co roku do Jerozolimy na Święto Paschy (przejścia). (Łk 2,41)

Św. Józef, patron dzisiejszego dnia, jest człowiekiem wiary konsekwentnej wyrażającej się w pobożności oraz gotowości na zmianę siebie. W ten sposób jest też prawdziwym synem Abrahama, który wbrew nadziei, niejako w ciemno, uwierzył bożej Obietnicy.

On to wbrew nadziei uwierzył nadziei, że stanie się ojcem wielu narodów, zgodnie z tym, co było powiedziane: «Takie będzie twoje potomstwo». Dlatego też poczytano mu to za sprawiedliwość. (Rz 4,22)

Abraham wyszedł ze świata swojej codzienności, z Ur Chaldejskiego. Józef co roku wychodził ze swego domu, swej „małej ojczyzny” i swych przyzwyczajeń, z mikroświata Nazaretu, czy Galilei, aby na nowo przeżyć przejście (paschę) – z niewoli do wolności. Kryło się za tym niezwykłe pragnienie Narodu Wybranego, aby wciąż uobecniać wytęsknioną wolność. Pragnienie tym, silniejsze, im bardziej warunki zewnętrzne mówiły o niewoli.

Tym razem, Bóg udzielił Józefowi niezwykłej lekcji.

Była ona odpowiedzią na Józefowe otwarcie na bożą wolę. Nikt, kto byłby wewnętrznie zamknięty nie byłby tak wolny od swoich schematów myślowych i własnych, prywatnych dogmatów. Zresztą, od początku Pan prowadził Józefa drogą nieustannego wychodzenia i przechodzenia a nawet uciekania. Od początku oczekiwał od niego, aby wybudowawszy coś – wydawałoby się na stałe, dom, warsztat, miejsce pracy – musiał zaraz to zostawiać i gdzieś, daleko zaczynać od początku. Nazaret, Betlejem, Egipt, potem znów Nazaret. Coroczna pielgrzymka do Jerozolimy wydaje się symboliczną powtórką tych ciągłych wyjść i powrotów Męża Sprawiedliwego, jak Pismo nazywa Józefa.

Gotowość na zmiany musi być cechą współczesnego mężczyzny. Oczywiście, nie chodzi tu o zmiany dla zmian, ale o podporządkowanie swego życia dobru, jakie niesie ze sobą powołanie, rodzina, czy – mówiąc ogólnie – wola boża. Mężczyzna musi nieustannie umieć weryfikować swoje rozeznanie dobra. Nie wolno mu zamknąć się w klatce utartych schematów i wypróbowanych rozwiązań, gdyż mogą okazać się one niewystarczające. A ponieważ jest to trudne, dlatego mężczyzna musi zabiegać o Łaskę – o spowiedź, o trwanie w Komunii z Chrystusem przyjmowanym i adorowanym, o posłuszeństwo wobec przykazań czy spowiednika lub kierownika duchowego.

A gdy dopełnił się czas ich powrotu, chłopiec Jezus pozostał w Jerozolimie, o czym nie wiedzieli (czego nie poznali) Józef i Jego matka. (Łk 2,43)

Nie tyle nie zauważył więc Józef zniknięcia przybranego syna, co nie wiedział o Jego pozostaniu w Jerozolimie. Nie chodzi tu więc o przeoczenie, co raczej o brak wiedzy, brak właściwego rozpoznania sytuacji. Łukasz używa tu tego samego wyrazu (“egno”) co Jan gdy pisze o nierozpoznanym Słowie, jakie przyszło do swojej własności:

Na świecie był i świat przez Niego powstał, ale świat Go nie rozpoznał. (J 1,10)

Józef nie rozpoznał, gdzie jest jego syn. Greckie “egno” odnosi się do poznania, jako pewnego połączenia danych, zestawienia faktów.

Prawdopodobnie Jezus jako dziecko nie różnił się niczym od swoich rówieśników. Po dwunastu latach od Jego narodzin Józef miał prawo przywyknąć do tego codziennego obrazu zwykłego chłopca. Zatarły się w jego pamięci cudowne wydarzenia z Betlejem i Egiptu. Od lat pewnie nie miewał niezwykłych snów, nie było znaków ani widzeń a zwykłą codzienność nie nakazywała myśleć wm niebiańskich kategoriach o cudownym skarbie, jaki znajdował się pomiędzy Józefem a Maryją. Cieśla zapewne też nie miał większych skłonności do przeglądania w pamięci “albumu rodzinnego” i rozważania niezwykłych wydarzeń sprzed lat, co było raczej udziałem jego Oblubienicy. Żyjąc zwyczajnością i mocno stąpając po ziemi nie był przygotowany na to, że Jezus zacznie chodzić innymi ścieżkami, aniżeli te od dawna wydeptywane.

Przypuszczając, że jest w towarzystwie pątników… (Łk 2,44)

Może się okazać, że Pana nie ma tam, gdzie spodziewalibyśmy się Go spotkać. Przecież pielgrzymi po odbyciu pobożnego nawiedzenia świętego miejsca, winni mieć Pana pomiędzy sobą. Powstaje tu pytanie o autentyczność naszej pobożności – jeśli z niej nic nie wynika, żadna przemiana życia, żadne zadziwienie się cudami (nawet tymi codziennymi) Pana, żadna głębia relacji z Nim, wreszcie żadna zmiana życia – to po co komu taka pobożność!

Na marginesie odnotujmy, że dziś pośród pątników, rzadko byśmy odnaleźli mężczyzn na miarę św. Jóżefa. Nie chodzi tu bynajmniej o herosów, nadludzi świętości, ale o prostą, może nawet chropowatą zwyczajność pokory i zaufania Bogu.

Wielu mężczyzn nie odnajduje się w Kościele, pośród ludzi pobożnych. Odrzuca ich nie tylko wszelki fałsz, konieczność poddania się kapłanowi, czy wewnętrzny brak tolerancji na pewne rodzaje kobiecej pobożności dominujące w naszych świątyniach, ale także głębokie niezrozumienie celu – po co jest Kościół, po co modlitwa, po co spowiedź. Nie otrzymali instrukcji obsługi do pobożności i Kościoła – zarówno tej intelektualnej, jak i osobowej. Nie mieli w domu wzorca człowieka wiary i sprawiedliwości na miarę św. Józefa. Jest to zmiana pokoleniowa, bo jeszcze kilkadziesiąt lat temu, można było w polskich rodzinach taki wzorzec wiary i sprawiedliwego, uczciwego życia znaleźć.

…uszli dzień drogi i szukali Go wśród krewnych i znajomych. (Łk 2,44)

W tym miejscu warto podkreślić, że więzy krwi nie są wartością absolutną. Chrystus uczynił nową rodzinę, opartą o posłuszeństwo woli Bożej, jako jedyne kryterium bliskości ze sobą. Co jednak robić, gdy rodzina doświadcza rozkładu poprzez życie w kłamstwie, albo ubóstwianiu tego, co przyziemne?

Dramatyczne są te rodziny, w których mężczyzna starając się bronić swojej – pobłogosławionej przecież przez Boga – roli głowy domu, a jednocześnie odrzuca jednoczący charakter bożej prawdy, wspólnej modlitwy, walki o łaskę uświęcającą, wojny wydanej grzechowi. Wyczuwając słuszność swego powołania, jednocześnie pozbawia się jedynych narzędzi, które mogłyby scementować rodzinę. Doprowadza to do tragedii, zawiedzionych oczekiwań (także wobec Boga i Kościoła) i samotności.

Gdy Go nie znaleźli, wrócili do Jerozolimy, szukając Go. (Łk 2,45)

Tu znowu dotykamy jednego z aspektów wielkości Józefa z Nazaretu – zdolności do uczenia się w swoim życiu, do zmiany, czyli – mówiąc językiem duchowym – do nawracania się. Józef zawraca do Jerozolimy, do podstaw, do źródła. Nie obraża się na rzeczywistość, nie tupie nogami, nie histeryzuje, nie oskarża swej żony i całego świata. Milcząc (ale z troską, o czym, później zaświadczy Maryja) musi cofnąć się do miejsca, w którym po raz ostatni widział Jezusa. Symbolicznie – kiedy gubisz Pana, to w sobie odnajdź powody tego zagubienia, nie szukaj problemu poza sobą, ale w sobie, nie kwestionuj innych ale siebie.

Józef jest wolny od dyktatu własnych emocji, co nie znaczy, że ich nie przeżywa. Jest jednak ponad koniecznością przywiązywania do nich (jak i do swojego zdania ) nadmiernej wagi. Wielu współczesnych mężczyzn żyje natomiast w przymusie przeżywania, który może zrobić z nich domowych lub firmowych tyranów, albo nieradzących sobie z życiem mięczaków.

Musiał zgodzić się, aby obumarło w nim dotychczasowe przekonanie o swoim synu, o Bogu, o rodzinie. Św. Józef nie bez przyczyny jest patronem dobrego umierania!

Dopiero po trzech dniach odnaleźli Go w świątyni, gdzie siedział między nauczycielami, przysłuchiwał się im i zadawał pytania. Wszyscy zaś, którzy Go słuchali, byli zdumieni bystrością Jego umysłu i odpowiedziami. (Łk 2,46-47)

Józef odnajduje Jezusa w świątyni, w miejscu świętym, ale nie przy ołtarzu ofiarnym (sam Jezus będzie ofiarą i ołtarzem), ale między uczonymi w Słowie Bożym. Wydaje się nawet, że tamtejsi rabini są bardziej przejęci mądrością Słowa Wcielonego, aniżeli sam Józef. W końcu o nim nie mówi Ewangelia, że zachowywał wszystkie te sprawy w swoim sercu…

Możemy odnaleźć w tym fragmencie zachętę do współczesnego mężczyzny, aby ze wszech miar wracał do Słowa. Nie tylko do słuchania Słowa Bożego (jakoś trzeba usłyszeć co robić, a niby gdzie to usłyszeć, jak nie w Słowie? We własnych emocjach, w zachciankach, we własnej dumie lub pysze?) ale do prób zrozumienia siebie i świata. Słowo to Logos, czyli także “wewnętrzna racjonalność rzeczy i uporządkowanie”. Jeśli mężczyzna nie uporządkował sobie świata zgodnie z obiektywną prawdą zawsze będzie błądził i chodził po omacku.

Racjonalność działań, porządkowanie wzburzonych fal emocjonalności niewiasty, zdolność do uczenia się i obiektywizacji własnych przekonań – oto konieczne cechy mężczyzny, jakie uobecnia św. Józef.

Dołączmy do tego przedsiębiorczość, wsłuchiwanie się w wolę bożą, pobożność opartą nie o emocje, ale silnie zakorzenioną w rzeczywistości. Zdolność do traktowania błędów i porażek jako lekcji, a nie emocjonalnego końca świata.

A dzisiaj? Warto do tej listy cech dodać niezłomność w codziennej walce o wychowanie dzieci, wzięcie totalnej odpowiedzialności za swoją rodzinę, ochronę najbliższych przed grzechem ciężkim i zepsuciem, kształtowanie siebie w celu bycia jasnym (co nie znaczy bezgrzesznym i nie popełniającym błędów) punktem odniesienia dla innych.