W opisie Pasji wg św. Jana odnajdujemy szereg postaci, z których każda jest żywą katechezą o odrzuceniu Boga.

Judasz, który całuje swego Mistrza, zaprzeczając znaczeniu tego gestu, uosabia pytanie o naszą obłudę, o gesty, które wykonujemy, a które mogą być puste, o udawanie miłości, o posłuszeństwo prawom lęku, troski o siebie, chciwości.

Kohorta i straż, mimo, że niesie światło, i mimo, że szuka Jezusa, i mimo, że On się im objawia, i mimo, że padają przed Nim na ziemię, to jednak wiąże Go, krępuje Jego działanie, uosabia pytanie o naszą konsekwencję, wobec tego co rozpoznajemy jako prawe i dobre. O uległość wobec blasku Słowa. O skrępowanie mocy Bożej przez brak naszej wytrwałości.

I jeszcze Piotr. Mimo, że staje w obronie Jezusa, to jednak zapiera się Go przed służącą (Dlaczego Piotr używa miecza? Czy dlatego, że każe mu to uczynić Pan? Bynajmniej. On po prostu dobywa miecz, bo go ma. Tyle. Ot, impuls. Ot, bezrefleksyjność.) i to trzy razy. Abp Fulton Sheen zauważa, że zaparcie się Piotra ma trzy powody. Najpierw czyni tak z powodu przesadnej pewności siebie Piotra co do własnej lojalności. “Chociaż starożytny prorok powiedział, że owce się rozproszą, Piotr miał poczucie, że będzie wolny od takiego upadku, gdyż dano mu klucze do królestwa niebieskiego”. Drugi powód to fakt, że nie czuwał i nie modlił się w Ogrójcu, a potem aktywizmem (miecz) chciał zastąpić duchowość. Trzeci powód to dystans fizyczny, jaki zachowywał od Chrystusa – jak pisze Sheen: “mógł on być symbolem dystansu duchowego, który ich obu oddzielał. Każde oddalenie od słońca prawości jest ciemnością”. Można dodać – nie wystarczy blask ogniska na dziedzńcu arcykapłańskiego domostwa…

Annasz, chociaż był arcykapłanem Boga Żywego, i uzurpuje sobie odpowiedzialność za dzieci Izraela,  jest jednak bardziej skupiony na swojej chwale, aniżeli na bożej. Jego reakcją na prawdę jest przemoc i danie odczucia swej władzy.

Kajfasz, mimo że w imieniu Izraela błaga w Jom Kippur Pana o odpuszczenie grzechów całego ludu i w imieniu Pana udziela ludowi błogosławieństwa, stając w miejscu drabiny Jakubowej, to nie wierzy w moc bożego błogosławieństwa i bawi się w krwawą politykę, doradzając, “aby jeden człowiek umarł za naród”.

Piłat, mimo, że ma wszystko – władzę, wojsko, prawo – aby wydać sprawiedliwy wyrok, ulega chwiejności i chęci przypodobania się ludowi i starszyźnie. Jego gra na zwłokę stawia go ostatecznie pod ścianą. Ulega, udając, że nie jest odpowiedzialny za wyrok, który wydaje.

I tu warto zauważyć, idąc za myślą Fultona Sheena, że proces Jezusa, w swoich dwóch fazach – religijnej przed arcykapłanami, oraz politycznej, ludzkiej, przed Piłatem – odpowiada dwom oskarżeniom.

Najpierw sądzono Proroka i Jego orędzie. W myśl tego przesłania, jest On nie tylko Sługą Jahwe, ale wręcz Jego Synem. Autentyczność i prawda bijące z tego orędzia (które sam Pan nazwał Ewangelią, Dobrą Nowiną o panowaniu Niebios) pociągnęło za sobą serca tysięcy Galilejczyków i Judejczyków. Ludzie, którzy uwierzyli w przepowiadanie Jezusa, w Jego słowa i czyny, którzy spróbowali popatrzeć na swe życie oczyma wiary i odkryć siebie, jako dzieci miłosiernego Ojca, weszli na drogę zupełnie nowej egzystencji.  Uznano jednak, że takie orędzie należy odrzucić, a z nim cały obraz Boga i Jego woli, jaką Prorok przyszedł objawić.

Potem, u Piłata, sądzono Króla, który, ma pewne prawa co do człowieka i świata. Jego Królestwo nie jest z tego świata, ale Jego Królestwo jest ponad tym światem. Jak potem powie Jan w Apokalipsie: “Król królów i Pan Panów”. Tymczasem w osobach Piłata i Heroda

Dlaczego narody się buntują, czemu ludy knują daremne zamysły? Królowie ziemi powstają i władcy spiskują wraz z nimi przeciw Panu i przeciw Jego Pomazańcowi (Ps 2,1-2).

Rzymski prokurator i żydowski tetrarcha uwierzyli w diabelskie zapewnienia, które Przeciwnik próbował sprzedać samemu Jezusowi w dniach pamiętnego kuszenia na pustyni:

Wówczas wyprowadził Go w górę, pokazał Mu w jednej chwili wszystkie królestwa świata i rzekł diabeł do Niego: Tobie dam potęgę i wspaniałość tego wszystkiego, bo mnie są poddane i mogę je odstąpić, komu chcę. (Łk 4,5-6)

Uznano więc, że nie ma On prawa do zaoferowania człowiekowi swoich praw i że ludzkie Królestwo nie chce rządzić się zasadami “Państwa Bożego”, jak by powiedział św. Augustyn.

Dodatkowo, jako że kpina połączona z krwawym widowiskiem wzbudza u tłumu pogardę, postanowiono wyśmiać roszczenia Boga, roszczenia w myśl których zbłąkany człowiek może patrzeć oczyma wiary na swe życie, a Bóg może w to życie wkroczyć z mocą dając ludziom swoje prawa. Znakiem tego wyśmiania była korona cierniowa i szkarłatny płaszcz. Żołnierze, którzy stali się narzędziem wydrwienia boskich prerogatyw Jezusa, są jednocześnie obrazem tej części nas samych, która wciąż dąży do świętego spokoju, i jest gotowa uciekać w drwinę i cynizm, nawet wobec rzeczy najświętszych. W momencie zamętu, często dzięki zniszczeniu części własnej wrażliwości przez dobrowolną zgodę na jakiś grzech (zwłaszcza ciężki), człowiek gubi jasność rozeznania dobra i złą, nawet w najprostszych rzeczach. Aby oddzielić się od ciężaru decyzji i odpowiedzialności ucieka w kpinę, która pozwala mu zachować ułudę dystansu.

Ułudzie ulegają także Nikodem i Józef z Arymatei, którzy – choć przychodzą z uczynkiem miłosierdzia, namaścić martwe ciało Jezusa i złożyć je do ofiarowanego przez siebie grobu – próbują dobrocią zamazać swoje tchórzostwo i niechęć do zaryzykowania pozycji w obronie prawdy. Same uczynki, bez wiary, choćby najlepsze nie na wiele się zdadzą, bowiem Paweł pisze:

…z uczynków Prawa żaden człowiek nie może dostąpić usprawiedliwienia w Jego oczach (Rz 3,20).

Pocałunek Judasza, brak konsekwencji ludzi świątynnych, popis siły władzy Annasza, pycha Piotra, małoduszność Piłata, tchórzostwo Nikodema i Józefa. W ten sposób człowiek odrzuca Boga.

Na szczęście, w tamtym momencie, Bóg nie odrzuca ostatecznie człowieka.

Na szczęście w tej galerii osobliwości, pośród tych przedziwnych typów ludzkich, które zauważył “umiłowany uczeń” w ów poranek wiosennego dnia miesiąca Nisan, był ktoś jeszcze.

Zwykle zwracamy uwagę na puentę sceny, którą nazywa się “Testamentem z krzyża”:

I od tej godziny uczeń wziął ją do siebie. (J 19,27).

Ale zaczyna się ona od słów Jezusa, skierowanych do Maryi:

Niewiasto, oto twój syn! (J 19,26).

To nie my skłaniamy Maryję, aby wzięła nas pod opiekę, to najpierw Ona musiała ponowić swe oddanie Słowu Wcielonemu i gotowość wielkiego macierzyństwa wobec człowieka. Bóg zaprosił ją do współpracy w kontynuacji dzieła Jezusowego. W czyimś sercu bowiem musiała zaistnieć doskonała odpowiedź na doskonałą miłość wyrażoną w orędziu Proroka i Króla. Choć wydaje się, że człowiek – w osobach Judasza, żołnierzy, Piotra, arcykapłanów czy Piłata – odrzuca owo orędzie, to jednak jest też inny człowiek, Maryja, najpiękniejszy owoc stworzenia i stojący obok niej umiłowany uczeń, towarzyszący Mistrzowi do końca. Oni przyjmują boże dzieło w sobie i pozwalają mu rozkwitnąć. Orędzie wydaje owoc nie w wielkich tego świata, nie w pysznych i zapatrzonych w siebie, nie w sercach opanowanych lękiem i obłudą, ale w ziemi przepełnionej prostotą, ludzką bezradnością, i wielkim zaufaniem.

Maryja spod krzyża, przyjmująca umiłowanych uczniów swego Syna, przyjmująca bez zastrzeżeń Jego orędzie – będące jednocześnie orędziem Ewangelii – to Prorokini i Służebnica Królestwa. Jako taka przychodzi do nas w niekończących się objawieniach i jako Królowa, naczynie wybrane pełne Bożej łaski, rozdziela te dary tym, którzy zgodzą się wejść na Jej drogę. A my tych łask bardzo potrzebujemy, zwłaszcza teraz, gdy tak niewielu pragnie spojrzenia wiary i posłuszeństwa prawom Króla królów.

Maryja też, jako Matka, jest jedyną z osób występujących w tym dramacie, która pozostaje w głębokiej zażyłości z Bogiem. Nikt inny nie nawiązał z Nim takiej więzi, ani Jego uczniowie, ani Jego kapłani. To też wezwanie dla nas. Spojrzenie wiary i posłuszeństwo prawom Królestwa jest możliwe o ile (oraz na tyle) trwamy w relacji z Panem.