Wyobraź sobie cyrk. Cyrkowy treser miał 10 osłów. Wiele lat przyuczał je do pewnych sztuczek – do 10 różnych sztuczek. Wśród nich była i taka, że na okrzyk „hossa!” osiołki stawały na przednich nogach, podnosiły zadki do góry, kopytkami rzucały w powietrzu, rżały, strzygły uszami…, były posłuszne na ten okrzyk i wyczyniały różne przedziwne ruchy całym ciałem. Żeby tresura dała efekt, treser oczywiście karcił te osły, bił i ranił. A one bojąc się bólu zachowywały się dokładnie tak, jak chciał treser. Treser krzyknął „hossa!” i osiołki w napięciu tańczyły. Ich ruchy były już mechaniczne, rżały nerwowo i na koniec wszystkie kręciły się wokół siebie. O to chodziło treserowi. Osły bardzo lubiły tę ostatnią zabawę, bo ona zwiastowała, że już niedługo będzie koniec numeru i one wszystkie zejdą wtedy z areny. Osły lubią kręcić się wokół siebie w ogóle, z natury…
Ale treser nauczył ich w taki sposób to czynić, że wyglądało to na bardzo piękny balet, wywoływało gromki aplauz publiczności wyrażony oczywiście oklaskami i treser przed każdym przedstawieniem ćwiczył to z osłami wielokrotnie, żeby żaden się nie pomylił. A jeśli się opierały, mocno je kaleczył. Bojąc się kolejnych zranień, osły zawsze posłusznie zachowywały się na arenie cyrkowej. Po przedstawieniu, pochylone, wracały do stajni i tam wiązało się je przy żłobie.
Pewnego dnia jeden z osłów został wykupiony, no, może inaczej – odkupiony – z cyrku przez jakiegoś księdza, który zamierzał go wykorzystać na procesji w Niedzielę Palmową. Kiedy już zorganizowano procesję, osiołek dźwigał na sobie przebranego za Jezusa miejscowego organistę (bo jako jedyny w tej parafii nosił brodę) i był bardzo zadowolony, strzygł uszami i spokojnie sobie stąpał z kopytka na kopytko. Dzieci były zadowolone, wszyscy klaskali i w końcu z tej radości – i księdza proboszcza i wszystkich, ludzie zaczęli wołać „Hosanna!”. Osioł nagle stanął jak wryty, rzucił nogami w górę, zaczął rżeć… Organista wystrzelił przez jego głowę i wylądował niestety gdzieś tam na bruku z wielkim śliwkowym guzem, takim, że własnymi oczami go widział. Wszyscy byli przerażeni, co się stało?! Jak taki pobożny osiołek, na wskutek jednego okrzyku mógł dokonać takiego wywrotu? Jeden bodziec i nastąpił powrót do starych mechanizmów… Właśnie! Na szczęście ksiądz proboszcz nie zbił osiołka, tylko postanowił oduczyć go tych odruchów, ale musiał zdecydować się na jeszcze jedną kilkuletnią tresurę. Tresurę zmienia się tresurą, czymś innym się nie da. Nie wystarczy jedynie wykupić osiołka, musi być jeszcze jedna tresura – jakiś rodzaj karcenia, który wyprostuje ludzkiego ducha, a nawet i ciało. Dopiero wtedy osiołek może się zmienić naprawdę. No i tak się stało.
Ksiądz oddał osiołka do innego tresera, który też miał dziwnym trafem 9 osiołków, więc była taka ośla wspólnota i te osiołki przeżywały sobie jeszcze jedną tresurę. Tym razem treser stosował inne metody. Osiołek po pewnym czasie na słowo „Hosanna!” szedł majestatycznym, dumnym krokiem, bardzo spokojnie, że nie tylko organista, ale i ksiądz proboszcz mógłby na nim spokojnie zasiąść i bez problemu wjechać do kościoła jak do Jerozolimy… I tak się stało.
O. Augustyn Pelanowski OSPPE, „Wolni od niemocy”.
W jakim cyrku jesteś?
Do czego tresuje Cię diabeł? W czym biegasz w kółko wokół siebie, ciesząc się i cierpiąc jednocześnie?
Odkupionemu osłu wystarczył jeden określony bodziec, aby wybić się z obrazu “pobożnego” bydlęcia i wejść na nowo na tory starych zachowań, dawnych mechanizmów i wyuczonych reakcji. Co jest Twoim “hossa!”? Smutek czy poczucie samotności? Histeria, czy zmęczenie? Podniecenie czy wymagająca pociechy beznadzieja? Co uruchamia cały mechanizm nałogu w Twoim przypadku? Może jakieś sytuacje związane z drugim człowiekiem, które odnoszą się do zapamiętanych a nie uświadomionych wzorców zachowań?
Ten “inny” treser to sam Pan.
Któż zastosuje rózgi na moje myśli,
a do serca mego – karność mądrości,
by nie oszczędzić mnie w moich błędach,
nie przepuść moich grzechów… (Syr 23,2)I stanął Smok przed mającą rodzić Niewiastą, ażeby skoro porodzi, pożreć jej Dziecię. I porodziła Syna – Mężczyznę, który wszystkie narody będzie pasał rózgą żelazną. (Ap 12,4-5)
Jaką “rózgą” karci Cię Chrystus, aby “wytresować” na nowo? Czego – a jest to na pewno coś trudnego – używa, by odwrócić system grzesznych nawyków?
I czy masz wokół siebie “oślą wspólnotę”?
Jeśli odnajdujesz się w tym, co tu piszę, jeśli widzisz, że jesteś w diabelskim cyrku nieustannie podrywany do biegania w kółko i wyczyniania najdziwniejszych rzeczy, których potem się wstydzisz, to pomódl się tak, jak uczynili to Tobiasz z Sarą. Oni mieli doświadczenie olbrzymiej niepewności i tragicznej sytuacji życiowej. Tobiasz, może wskutek swej pychy, obłudy i martwych relacji, zaczął doświadczać serii nieszczęść, w których nie mógł wyrwać się z zaklętego kręgu rozpaczy. Dopiero wtedy, gdy zrozumiał że oślepł – a jego kalectwo fizyczne tylko potwierdziło uprzednie kalectwo duchowe – zaczął szczerze i ze skruchą (wśród wielu westchnień i płaczu) wołać do Pana. Ma świadomość swego grzechu i błaga o uchylenie sprawiedliwej kary.
(2) Sprawiedliwy jesteś, Panie,
i wszystkie dzieła Twoje są sprawiedliwe.
Wszystkie Twoje drogi są miłosierdziem i prawdą,
Ty sądzisz świat.
(3) A teraz, o Panie, wspomnij na mnie, wejrzyj,
nie karz mnie za grzechy moje
ani za zapomnienia moje,
ani za moich przodków,
którymi zgrzeszyliśmy wobec Ciebie.
(4) Nie słuchaliśmy Twoich przykazań,
a Ty wydałeś nas na łup,
niewolę i śmierć, na pośmiewisko
i na szyderstwa, i na wzgardę
u wszystkich narodów, wśród których nas rozproszyłeś.
(5) Teraz więc liczne Twoje wyroki są prawdziwe,
wykonane nade mną za moje grzechy,
ponieważ nie wypełnialiśmy Twoich przykazań
aniśmy nie chodzili w prawdzie przed Tobą.
(6) Teraz więc uczyń ze mną według Twego upodobania,
pozwól duchowi mojemu odejść ode mnie:
chcę odejść z ziemi i stać się [znowu] ziemią.
Ponieważ śmierć jest lepsza dla mnie niż życie,
albowiem słuchać muszę wyrzutów niesłusznych
i ogarnia mnie wielka boleść.
Panie, rozkaż, niech będę uwolniony od tej niedoli!
Pozwól mi udać się na miejsce wiecznego pobytu,
nie odwracaj Twego oblicza ode mnie, Panie,
ponieważ dla mnie lepiej jest umrzeć,
aniżeli przyglądać się wielkiej niedoli w moim życiu
i słuchać szyderstw. (Tb 3,1-6)
Podobnie i Sara, atakowana przez demona, które nie chce dopuścić do płodności, do owocowania w życiu człowieka, systematycznie zabija kolejnych jej mężów. Może być jakiś nałóg w nas, który uśmierca wszelki rodzaj owocowania sprawiając że nasza egzystencja wydaje się jałowa i pusta.
(11) Błogosławiony jesteś, miłosierny Boże,
i błogosławione Twoje imię na wieki,
i wszystkie Twoje dzieła niech Cię błogosławią na wieki!
(12) A teraz wznoszę moje oblicze
i zwracam me oczy ku Tobie.
(13) Pozwól mi odejść z ziemi,
abym więcej nie słuchała obelg.
(14) Ty wiesz, o Władco, że jestem czysta
od wszelkiej zmazy z mężczyzną.
(15) Nie splamiłam mojego imienia
ani imienia mojego ojca
w kraju mojej niewoli.
Jestem jedyną córką mojego ojca
i nie ma on innego dziecka, które by po nim dziedziczyło,
ani nie ma on bliskiego po sobie,
ani nie zostaje mu żaden rodak,
dla którego miałabym siebie zachować jako [przyszłą] żonę.
Już siedmiu mężów straciłam,
na cóż miałabym żyć dłużej?
A jeśli nie podoba Ci się odebrać mi życia,
to wysłuchaj, Panie, jak mi ubliżają. (Tb 3,11-15)
O ile Tobiasz uznaje swoją winę, to Sara wprowadza swoją modlitwą Boga w kolejne przestrzeni życia swego i swojej rodziny – szczerze o wszystkim Bogu mówi. Co jeszcze ważniejsze, oboje proszą o śmierć. Ich modlitwa jest jak ostatnia deska ratunku, jak postawienie wszystkiego na jedną kartę. Ta para nieszczęśliwych ludzi wie, że nie ma dla nich ratunku poza bożą interwencją, a śmierć jawi im się jako akt miłosierdzia. Są zdeterminowani wobec cyrku demonów, jaki zostaje im zgotowany.
Czy masz coś z tej determinacji? A może najpierw należy o nią prosić?
Jeszcze raz powiem – jeśli coś z tego jest o Tobie, zamień to na modlitwę!
Boże, tylko Ty jesteś sprawiedliwy i Twoje wyroki są słuszne. Dopuszczasz trudności na moich drogach,
wiedząc co służy mojemu nawróceniu.
Nic co się dzieje w moim życiu nie jest poza Twoim spojrzeniem.
Panie, ja i moi przodkowie zgrzeszyliśmy
wobec Ciebie i Twoich przykazań!
Za światło przyjęliśmy ciemność pychy, wywyższania się, okazywania wyższości, egocentryzmu, nieczystości, pijaństwa i innych nałogów.
Słusznie dopuściłeś na nas konsekwencje kłamstw i uników.
Ale teraz ulituj się nade mną
i wyrwij z diabelskiego cyrku i tresury demonów!
Okaż miłosierdzie i zbaw mnie ze skutków moich decyzji
i z tego co zgotowali mi przodkowie!
Dotknij też wrodzonej pychy serca,
abym w pokorze umiał przyjąć to Twoje karcenie,
to wychowanie, ten sposób Twojego działania,
który ma nas oduczyć śmiercionośnych reakcji na diabelskie bodźce.
Ulituj się nade mną, nad nami!
Przyjdź, Panie Jezu!