Rekolekcje zimowe 2020/Medytacja I
Na motywach rozważań O. Augustyna Pelanowskiego „Umieranie ożywiające”.

(1) Ja, Nabuchodonozor, zażywałem spokoju w swoim domu i radości w swoim pałacu. (2) Miałem widzenie we śnie, które mnie przeraziło. Zaniepokoiły mnie myśli na moim łożu i widziadła [powstałe] w mojej głowie.

Zwróć uwagę na kontrast pomiędzy spokojem i radością a zaniepokojeniem i przerażeniem. Gdzie król doświadczał spokoju i radości? W swoim domu i w swoim pałacu, czyli w miejscach, które miał pod kontrolą. Lęk, myśli niepokojące i widziadła przychodziły wtedy, gdy nie mógł się kontrolować – podczas snu.

Można dążyć do poddania kontroli wszystkiego dookoła siebie – ludzi, pracy, funkcjonowania domu – ale zawsze będą przestrzenie, w których dojdzie do głosu jakaś prawda o nas, miejsca nad którymi nie mamy władzy.

Czy miewasz złe sny i bliżej nieokreślone niepokoje?

Pycha króla łączy się z podkreśleniem jego “ego”. Mówi o “swoim” domu, “swoim” pałacu. Są takie miejsca, które nazywasz swoimi, a jeśli ktoś tego nie uszanuje, niejako “wejdzie” na Twój teren, poprzestawia coś, pozmienia, nie uszanuje ich – wpadasz w złość. Gdy jesteś lepiej wychowany to starasz się to kamuflować, chować w sobie, udawać, tworzyć pozór – wówczas trudniej ci odnaleźć prawdę o sobie, o swej pysze. Być może w ten sposób ukrywasz na dnie serca wiele nie wyznanych grzechów… Być może sumienie odzywa się w Tobie tylko nocą, albo w momentach, gdy się nie kontrolujesz, gdy nikt nie patrzy…

Czy myśli, jakie powstają w Twojej głowie przed snem to widziadła, czy pocieszenia?

Król w czasie snu umierał z lęku, gdyż zobaczył, że jego władza jest co prawda ogromna, ale nie jest umieraniem dla innych i może być mu w każdej chwili zabrana przy pomocy dowolnego wydarzenia. Był władcą, ale nie ojcem; zniewalał, ale nie obdarowywał wolnością; uprowadzał, ale nie uwalniał. Posiadał wszystkich, ale z nikim nie był. Był otoczony mnóstwem ludzi, ale czuł się samotny. Typowy przykład człowieka uzależniającego innych od siebie. Posiadanie i zniewalanie nie zaspokoją naszego głodu uczuciowego. (O. AP)

Pamiętaj, że widziadła przydarzają się tu człowiekowi, który odniósł wielki sukces. Nabuchodonozor to nie jest pierwszy lepszy nieudacznik, ale ktoś komu się “udało”, osiągnął wiele, cieszy się własną potęgą – i to go upaja oraz usypia. Często się nam wydaje że miarą błogosławieństwa bożego jest to, że nam coś po ludzku wychodzi. Cóż, w myśl tego założenia, to Zbawicielowi się nie udało… 

Może masz taki obraz siebie – udało mi się w życiu, mam pieniądze, rodzinę, żonę, męża, dzieci, jestem w miarę pobożny, modlę się, jeszcze czynię wobec Boga więcej niż inni, w pracy doszedłem do pewnego pułapu swoich możliwości. Ale coś cię niepokoi – jakiś grzech, który Bóg dopuszcza, jakieś niezadowolenie z siebie, sytuacja, której nie możesz skontrolować, a która wyprowadza cię (w większy, lub mniejszy sposób) z równowagi. Jeśli jedna, czy kilka drobnych spraw Cię uwierają, przy ogólnym samozadowoleniu, czy samouśpieniu – to znak, że diabeł zaciemnia Twoje patrzenie na swoje życie, że karmisz się jego kłamstwami i przesiąkasz jego sposobem myślenia. Nie żyjesz błogosławieństwami Jezusa! Piąty rozdział Mateuszowej Ewangelii (Kazanie na górze) niewiele dla Ciebie znaczy. Pycha żywota zagarnęła twoje życie.

(3) Toteż wydałem polecenie, by sprowadzono do mnie wszystkich mędrców babilońskich, żeby mi dali wyjaśnienie snu. (4) Zjawili się więc wykładacze snów, wróżbici, Chaldejczycy i astrologowie. Opowiedziałem im sen, ale nie mogli mi podać jego wyjaśnienia. 

Nabuchodonozor nie może znieść, że w jego wspaniałym, budowanym mozolnie świecie jest jakiś błąd, że na tym cudownym gmachu spokoju i kontroli jest rysa. 

W zasadzie nawet się nie trudzi, aby coś z tym zrobić. Z jego słów dalej przebija pycha: “wydałem polecenie… sprowadzono do mnie”. Król nie przyjmuje do siebie prawdy, że sam musiałby się natrudzić, aby coś tu zmienić, aby pojąć siebie i swoje życie. Zupełnie jak ktoś, kto przyjeżdża na rekolekcje, licząc na “magiczne sztuczki” rekolekcjonisty (albo chodzi na terapię przekonany, że wspaniały terapeuta coś niego wydobędzie, przy minimalnym wysiłku własnym, lub nieszczerości), mądrość nauk, cudowną rozmowę, ale sam nie chce zdać sobie trudu przyjrzenia się sobie, autorefleksji. Zapomina przy tym, także i tego, że to Pan jest sprawcą chcenia i działania.

Król jest wyraźnie zirytowany tym, że ktoś mu nie dał tego, czego on oczekuje – wyjaśnienia snów. Kiedy ogarnia cię pyszna irytacja, bo ktoś nie spełnia Twoich oczekiwań? Przypomnij sobie takie sytuacje.

(5) W końcu przybył do mnie Daniel, któremu na imię według imienia mojego boga Belteszassar, a w którym mieszka duch świętych bogów. Opowiedziałem mu sen. 

Bóg się jednak lituje nawet nad pyszałkami. Jak się lituje? Wiedziała to Maryja, która wyśpiewała, że litość Boża objawia się wtedy, gdy Pan “rozprasza [ludzi] pyszniących się zamysłami serc swoich. Strąca władców z tronu” (Łk 1,51-52).

(6) Belteszassarze, przełożony wykładaczy snów! Wiem, że w tobie mieszka duch świętych bogów i że żadna tajemnica nie stanowi dla ciebie trudności. Oto mój sen, który widziałem; wyjaśnij mi go!
(7) W mojej głowie, na moim łożu, widziałem takie obrazy: Patrzałem, a oto – drzewo w środku ziemi, a jego wysokość ogromna. (8) Drzewo wzrastało potężnie, wysokością swą nieba sięgało, widać je było aż po krańce ziemi. (9) Liście jego były piękne, a owoce obfite, dawało ono pożywienie wszystkim. Pod nim szukały cienia zwierzęta lądowe, na jego gałęziach mieszkały ptaki powietrzne, z niego żywiło się wszelkie ciało. (10) Patrzyłem, w moim łożu, na obrazy [istniejące] w mojej głowie, a oto Czuwający i Święty zstępował z nieba.
(11) Wołał On głośno i tak mówił: „Wyrąbcie drzewo i obetnijcie gałęzie, otrząśnijcie liście i odrzućcie owoce! Zwierzęta niech uciekają spod niego, a ptaki z jego gałęzi! (12) Lecz pień jego korzeni pozostawcie w ziemi, i to w okowach z żelaza i brązu wśród polnej zieleni. Niech zwilża go rosa z nieba, a trawę polną niechaj dzieli ze zwierzętami! (13) Jego ludzkie serce niech ulegnie odmianie, a niech otrzyma serce zwierzęce; siedem okresów [czasu] niech nad nim przeminie! (14) Według postanowienia Czuwających [taki jest] dekret, sprawa rozstrzygnięta przez Świętych, aby wszyscy żyjący wiedzieli, że Najwyższy jest władcą nad królestwem ludzkim. Może je dać, komu zechce, może ustanowić nad nimi najniższego z ludzi”.
(15) Taki jest sen, jaki widziałem, ja, król Nabuchodonozor. Teraz zaś, Belteszassarze, podaj mi jego znaczenie, bo wszyscy mędrcy mojego kraju nie mogli go wyjaśnić, ty zaś możesz, bo posiadasz ducha świętych bogów».

Drzewo bywa w Biblii także symbolem Izraela, jako narodu (por. Ez 17,1-24), ale także pojedynczego człowieka (por. Ps 1,3).

Wspomniany „Czuwający” to anioł – ten który nigdy nie śpi, nie spóźnia się, a jego zadaniem jest wypełnić wolę bożą w oznaczonym czasie. Warto zauważyć, że anioł jest tu zarówno wyrazicielem wyroku, a jednocześnie głosem miłosierdzia. Bóg nie chce zniszczyć króla, ale zmienić jego sposób myślenia. Anioł nie każe zniszczyć całego drzewa, ale każe pozostawić korzeń, pień, z którego jeszcze coś może wyrosnąć. Odrzucenie przez Boga jest często pozorem, bo jest aktem „ku nawróceniu”. Prawdziwe odrzucenie może mieć miejsce tylko wtedy, gdy człowiek nie będzie w stanie już dokonać wolnego wyboru – po śmierci. Wielkich pyszałków należy nawracać mocnymi środkami…

Zaznaczmy, że król, mimo wszystko posiada jakąś iskierkę rozsądku, widzi w Danielu męża bożego, chce go słuchać. Nie każdego pyszałka stać na to, aby otworzył ucho na innego człowieka.

Kogo słuchasz? Kto jest dla Ciebie Danielem?

(17) Drzewem, które ujrzałeś, jak rosło i stało się potężne, tak że wysokość jego sięgała nieba i że było widoczne na całej ziemi, (18) którego liście były piękne, a owoce obfite, na którym było pożywienie dla wszystkich, pod którym przebywały zwierzęta lądowe i na którego gałęziach gnieździły się ptaki powietrzne – (19) jesteś ty, o królu. Wzrosłeś i stałeś się potężny, a wielkość twoja wzrastała i sięgała aż do nieba, panowanie zaś twoje aż po krańce świata. (20) To natomiast, że król widział Czuwającego i Świętego zstępującego z nieba i mówiącego: „Wyrąbcie drzewo i zniszczcie je, tylko pień jego korzeni pozostawcie w ziemi i to w żelaznych i brązowych okowach wśród polnej zieleni; niech go zwilża rosa z nieba, niech dzieli los ze zwierzętami polnymi, aż nie upłynie nad nim siedem okresów czasu” – (21) to jest wyjaśnienie, królu, i postanowienie Najwyższego, które dopełni się na królu, moim panu. (22) Wypędzą cię spośród ludzi i będziesz przebywał wśród lądowych zwierząt. Tak jak wołom będą ci dawać trawę do jedzenia, a rosa z nieba będzie cię zwilżać. Siedem okresów czasu upłynie nad tobą, aż uznasz, że Najwyższy jest władcą nad królestwem ludzkim i powierza je, komu zechce. (23) To zaś, że wydano polecenie, by zostawić pień i korzenie [oznacza, że]: Pozostawią ci królestwo, skoro uznasz, że Niebo sprawuje władzę. (24) Dlatego, królu, przyjmij moją radę i okup swe grzechy uczynkami sprawiedliwymi, a swoje nieprawości miłosierdziem nad ubogimi; wtedy może twa pomyślność okaże się trwałą.

Sen dzieje się w ciemnościach, wtedy, gdy człowiek jest rzeczywiście sam. Nabuchodonozor był sam na kilku płaszczyznach – z wyboru, z pysznego oddalenia się, może także z faktu trwania w udawanych relacjach (musiał mieć na dworze cały harem, a przyznajmy, że w takim środowisku trudno o prawdziwe więzi). 

Drzewem, jakie ujrzał był on sam – ogarniający mnóstwo stworzeń, jakby dający im życie, pełny owoców i piękna. 

Potężne drzewo ogarniało mnóstwo stworzeń, czyli tych, których od siebie uzależniał. Drzewo było jednak spięte lękiem przed samotnością. Nikt nie osiągnie dojrzałości do bycia z innymi, kto nie potrafi żyć bez innych. Nie cieszy nas tak naprawdę obecność drugiej osoby ani nawet tysięcy ludzi, jeśli ich kurczowo sobą zniewalamy. Pięść zaciśnięta musi w końcu puścić to, co ukrywa. Przerażenie wynikające z odkrycia, że jestem samotny i świadomość, że nikt mnie nie kocha, pomimo tego, że mnóstwo osób sobą zniewalam, może być początkiem wiary i początkiem odrodzenia. Nabuchodonozor stworzył taki uzależniający mechanizm w relacjach międzyludzkich, ponieważ nie miał relacji do Boga. To, że nie czerpiemy miłości od Boga i że nie obdarowujemy Go miłością sprawia, że obżeramy się jak szarańcza ludzkimi emocjami, afektami i trzymamy innych w zniewalających związkach tak, jak trzyma się ptaki w klatkach. Myślę, że drzewo, które przyśniło się Nabuchodonozorowi mogło być równie dobrze wizją drzewa genealogicznego, ale na pewno była to przede wszystkim wizja jego osobowości – klatka uczuciowego głodu samotności, zniewalająca całe mnóstwo stworzeń. Przyśnił mu się istny „folwark zwierzęcy” Orwella, choć w jego mniemaniu wydawał się być człowiekiem, który opiekował się całymi narodami. (…)

Tyranem emocjonalnie zniewalającym nie musi być król – może nim być każdy człowiek: kobieta i mężczyzna, matka i ojciec, mąż i kochanek, porzucona matka, zniewalająco kochająca swe dzieci i niewierny mąż, który uzależnia od siebie kolejne kobiety, szukając u nich mleka, które niedostatecznie płynęło z matczynej piersi. Nabuchodonozorem może był młody mężczyzna i dziewczyna, którzy zniewalająco się kochają i ubóstwiają swoje uczucia. Może być ojciec, który zniewala swą dumą i apodyktycznością całą rodzinę, a także szef firmy, który paraliżuje strachem innych oraz prezydent państwa, który staje się tyranem dla swych podwładnych, albo przełożony zakonny, który żąda nieustannych dowodów posłuszeństwa. Oni wszyscy szukają tak naprawdę miłości i gdy nie potrafią jej znaleźć, to wymuszają uległość przy pomocy paraliżującej tyranii. Wcześniej czy później każda niewola uczuciowa musi przejść śmiertelną próbę przeobrażenia albo po prostu skończy się śmiercią. Wcale nierzadko taki rodzaj uczucia przechodzi w postać zupełnie w sobie sprzeczną – w nienawiść. Mówi się wtedy o enantiodromii.

Według Heraklita z Efezu każda rzecz wpada po jakimś czasie w przeciwieństwo. Zła miłość staje się w końcu umiłowaniem złośliwości, a osoba uwielbiana staje się znienawidzoną. Jest to kara za ubóstwienie, za nagromadzenie energii emocjonalnej w jakiejś osobie, która nawet gdyby była bogiem, nie potrzebowałaby aż takiej adoracji. Wielu ludzi popełnia samobójstwo z powodu miłości zawiedzionej lub zdradzonej, albo odrzuconej, wielu też posuwa się do zabójstwa jako aktu rozpaczliwej chęci posiadania kogoś jedynie dla siebie. (O. AP)

Pamiętamy skrajność reakcji króla opisaną we fragmencie o trzech młodzieńcach, których kazał wtrącić do ognistego pieca. Najpierw „wyraz jego twarzy zmienił się” w stosunku do nich, a już za chwilę, obsypuje ich zaszczytami (por Dn 3, 19,21.95-97). Współcześnie zapewne zdiagnozowano by u Nabuchodonozora chorobę afektywną dwubiegunową, która polega na szybkim przechodzeniu z gniewu do niewspółmiernej łagodności, z manii nadaktywności do depresji. Uprowadzonych z Jerozolimy żydów czyni dygnitarzami państwowymi, po krótkim czasie strąca do jaskini lwów, a po tygodniu wydobywa stamtąd i traktuje jak ukochanego syna. Tak było w przypadku Daniela. Król z pasją miłuje i z pasją nienawidzi. Wszystkie emocje przeżywa skrajnie i bardzo intensywnie. Chce być opiekuńczy, ale jest odstręczający. Próbuje być ojcowski, wręcz „tatusiowaty”, ale staje się zabójcą w relacji do często tych samych osób. Balansuje pomiędzy wymuszaniem miłości i szacunku a chęcią mordu wobec tych, o których myśli, że go odtrącają. Emocje są w nim olbrzymią, nieokiełznaną siłą.

Dzisiaj, pośród nas, żyje wielu Nabuchodonozorów: idealizują swoją miłość, aby za chwilę poczuć się rozczarowanymi tymi osobami, którymi byli jeszcze czas jakiś temu zafascynowani; żyją przez pewien czas w zauroczeniu, aby za chwilę odczuwać wstręt i nienawiść do tych samych osób. Nie są wytrwali w uczuciach, ale za to intensywni. Są zbyt wysoko, by można było ich prawdziwe kochać, dlatego każdy udaje wobec nich miłość, a oni wyczuwając nieszczerość wobec siebie, doprowadzają się w krótkim czasie do morderczej podejrzliwości. Zapewne król budził śmiertelne przerażenie, gdyż nikt nie wiedział, co za chwilę może go spotkać: awans czy śmierć. Jakiż to stres! Życie w takich skrajnościach – od zauroczenia i uzależnienia aż po nienawiść i odtrącenie doprowadza do załamań i depresji – wręcz pragnienia śmierci. Z całych sił kontrolują tych, których zniewalają, penetrują ich życie, żywią zazdrość i podejrzliwość, wymagają deklaracji i absolutnej wierności, a jednocześnie nienawidzą i złoszczą się pogardzając tymi, których jeszcze nie tak dawno uwielbiali. Nie tylko pragną niewolniczego uwielbienia, ale też sami uwielbiają i kochają „na śmierć”. Manipulują i szantażują, wymuszają miłość i czołobitność, żądają wierności i jednocześnie sami jej nie zachowują, zabezpieczając się poprzez „ukryte” relacje. Nie tylko są zdolni zabić z poczucia odtrącenia, ale też są w stanie sami siebie zniszczyć podcinając sobie żyły, albo głodząc się na śmierć. Pod tymi poplątanymi gałęziami uczuć, ukrywa się korzeń samotności, korzeń lęku przed osamotnieniem. Im większy lęk przed samotnością, tym silniejsze tendencje do kontrolowania innych, tym większe pragnienie zadawania komuś poniżającego bólu i tym bardziej nieopanowane szaleństwo manifestowania swoich emocji, które pożerają jak szarańcza. A schodząc jeszcze głębiej i patrząc na drzewo ich życia, można dojść do wniosku, że pielęgnują w sobie korzeń przekonania o bezwartościowości swojego istnienia, a także, że są źli, a nawet najgorsi. Przy takich „korzeniach” nie da się długo wytrzymać z samym sobą, dlatego z całą mocą przerzucają swoją wściekłość na innych, tę samą, którą żywią do siebie: inni są źli, inni zwodzą, są bezwartościowi, słabi, samotni. Nabuchodonozor miał na sumieniu wiele zbrodni i do jeszcze większych był zdolny. Oskarżanie daje poczucie władzy i złudne przekonanie, że odzyskało się kontrolę nad sytuacją i sobą samym. A jeszcze bardziej staje się to niebezpieczne, gdy władza daje możliwość oskarżania. Niektórzy, przerażeni swoimi skrajnymi uczuciami, wolą żyć przez jakiś czas w samotności, odsuwając się od wszystkich. Lękają się tej ogromnej siły emocjonalnej, która okazuje się wyniszczać ich samych i innych. Odczuwają także ogromną siłę autodestrukcyjną. Życzą sobie śmierci i odmawiają jakichkolwiek relacji z innymi. Żyją w autopotępieniu i nienawiści do samych siebie. Kto wie, czy nie na tym polegał wyrok Boga, który doprowadził Nabuchodonozora do pustynnej pokuty? Bóg bowiem jest nie tylko Bogiem naszych czynów i modlitw, ale też Bogiem naszej psychiki.

Jedyną osobą, zdolną podać królowi właściwe lekarstwo prawdy, był Daniel. Być może dlatego, że nie bał się ataków króla, bo wiedział, że jego panem jest Bóg Izraela, a nie poddany zezwierzęceniu pełen samouwielbienia tyran.

(25) Wszystko to spełniło się na królu Nabuchodonozorze. (26) Po upływie dwunastu miesięcy, gdy przechadzał się na tarasie królewskiego pałacu w Babilonie, (27) król odezwał się i powiedział: «Czy nie jest to wielki Babilon, który ja zbudowałem jako siedzibę królewską siłą mojej potęgi i chwałą mojego majestatu?» (28) Nim król jeszcze wypowiedział swoje słowo, padł głos z nieba: «Otrzymujesz zapowiedź, królu Nabuchodonozorze! Panowanie odstąpiło od ciebie; 

Pyszna duma z własnych osiągnięć, przejawiająca się w odebraniu Bogu miana źródła wszystkiego, jest charakterystyczna dla chwili przed upadkiem człowieka. Widzimy to w Słowie:

Serce ludzkie jest wyniosłe przed upadkiem, ale prawdziwą chwałę poprzedza pokora. (Prz 18,12)

Jakże podobna jest reakcja króla do tego co mówił ewangeliczny bogacz:

I powiem sobie: Masz wielkie zasoby dóbr, na długie lata złożone; odpoczywaj, jedz, pij i używaj! (Łk 12,19)

A przecież:

Cóż masz, czego byś nie otrzymał? A jeśliś otrzymał, to czemu się chełpisz, tak jakbyś nie otrzymał (1 Kor 4,7)

Mała rysa na pięknym obrazie, jakim były nie dające się skontrolować sny królewskie okazał się zapowiedzią utraty panowania… nad sobą… w pełnym tego stwierdzenia znaczeniu. Może gdyby, po usłyszeniu wyjaśnienia snu, król ukorzył się przed Panem, odnalazł pokorę – co zresztą radził mu Daniel – powstrzymałby naturalne konsekwencje swej pychy.

Nabuchodonozor traci władzę nie dlatego, ze jest to złośliwa kara Boga. Słowo podkreśla, że wszystko dzieje się z łaski Boga. Można powiedzieć, że los króla toczył się naturalnym biegiem, bo naturalną konsekwencją pychy jest upadek, upokorzenie. Dla człowieka czującego się w jakiejkolwiek przestrzeni życia mocnym, specjalistą, znawcą – a któż nie czepia się kurczowo tej świadomości, w końcu na tym opiera się wiele szkół terapeutycznych – jest nie do zniesienia świadomość, że można to stracić, być słabym, nieznającym się, niepewnym. Myśl o niedołęstwie jest nie do przyjęcia dla sprawnych. Dlatego to:

Nie potrzebują lekarza zdrowi, lecz ci, którzy się źle mają. (Mt 9,12)

Potrzebujesz lekarza, czy wciąż czujesz się silny? Pomyśl, w jakich przestrzeniach doświadczasz swojej mocy, umiejętności?

Może masz wiele przestrzeni, w których jesteś słaby i nie akceptujesz tego, i jedną, która przynosi Ci zadowolenie. Czy nie jest tak, że tą jedną starasz się “przykryć” tamte? Że Twoja pycha, zagnieżdżona w tej jednej rzeczywistości, pozwala Ci się karmić samozadowoleniem, świadomością, że nie potrzebujesz nikogo, że w tej przestrzeni wszystko sam byś zrobił najlepiej – ale gdy zwrócisz uwagę na wszystkie słabości i niemożności, to szalenie cierpisz, nie znosisz siebie, szukasz pociechy w grzechu? Czy nie jest tak, że bardziej chcesz aby definiowała Cię przestrzeń, na której się znasz, aniżeli przestrzeń twoich słabości? A przecież definiuje Cię miłość Twego Stwórcy i Odkupiciela! Tylko On może bowiem zaspokoić każdy brak – dlatego wyśpiewał niegdyś na wzgórzach galilejskich hymn o ośmiu błogosławieństwach!

(29) zostaniesz wypędzony spośród ludzi. Będziesz mieszkał wśród zwierząt polnych i będą ci dawać jak wołom trawę na pokarm. Siedem okresów czasu upłynie nad tobą, dopóki nie uznasz, że Najwyższy jest władcą nad królestwem ludzkim. 
(30) Natychmiast wypełniła się zapowiedź na Nabuchodonozorze. Wypędzono go spośród ludzi, żywił się trawą jak woły, a rosa z nieba zwilżała go. Włosy jego urosły [niby] pióra orła, paznokcie zaś jego jak [pazury] ptaka.

Pierwszą konsekwencją pychy jest izolacja, gorzka samotność odrzucenia – prawdziwego bądź subiektywnego. Drugi skutek Słowo upatruje w swoistym zezwierzęceniu. Jednym z jego aspektów jest życie pozbawione smaku, piękna, radości. Innym – bezmyślność.

Zezwierzęcenie pyszałka to także rodzaj drapieżności, ostrości, nieliczenia się z innymi, ranienia ich.

Czy zdarzają Ci się czyny, o których byś powiedział, że są swego rodzaju zezwierzęceniem, może ześwinieniem, zbydlęceniem?

(31) Gdy zaś upłynęły oznaczone dni, ja, Nabuchodonozor, podniosłem oczy ku niebu. 

Miłosierdzie Boga podało dwa lekarstwa uniesionej pychą duszy włądcy. Pierwsze to słowa Daniela, jedynego, który nie był w swej duszy niewolnikiem króla, bo był sługa Kogoś innego. Daniel podał Nabuchodonozorowi słowa prawdy. Drugie lekarstwo to owo trudne i upokarzające doświadczenie zezwierzęcenia, które król przyjął i przeżył, nie próbując z niego uciekać. Dopadło go to, czego się obawiał w snach i… przetrwał. Przyjął siebie samego jako słabeusza! Uznał, że niewiele się różni od zwierząt! Nie stworzył sobie jakiejś mądrej teorii wyjaśniającej swoje niedomagania, ale zgodził się na samego siebie w rozbiciu!

Dopiero wtedy mógł wznieść oczy ku niebu, do Boga. I dopiero wtedy został wysłuchany.

Kto Ci mówi prawdę, tak jak Daniel? Czy doświadczasz takiego szaleństwa jak król – brak smaku życia, jakaś zwierzęca słabość, poczucie upadku?

Po dłuższym czasie król wspomniał o Bogu, jako Panu wszystkiego i zaczął się modlić.

Wtedy powrócił mi rozum i wysławiałem Najwyższego, uwielbiałem i wychwalałem Żyjącego na wieki, bo Jego władza jest władzą wieczną, panowanie Jego przez wszystkie pokolenia. (32) Wszyscy mieszkańcy ziemi nic nie znaczą; według swojej woli postępuje On z niebieskimi zastępami. Nie ma nikogo, kto by mógł powstrzymać Jego ramię i kto by mógł powiedzieć do Niego: «Co czynisz?» (33) W tej samej chwili powrócił mi rozum i na chwałę Jego panowania powrócił mi majestat i blask. Doradcy moi i możnowładcy odszukali mnie i przywrócili mi władzę królewską, i dano mi jeszcze większy zakres władzy. (34) Ja, Nabuchodonozor, wychwalam teraz, wywyższam i wysławiam Króla Nieba. Bo wszystkie Jego dzieła są prawdą, a drogi Jego sprawiedliwością, tych zaś, co postępują pysznie, może On poniżyć.

To doświadczenie nauczyło króla uniżenia się pod ręką Boga. Uznał on w Nim, tego, który panuje – ma władzę i moc nad wszystkim. Zszedł z piedestału (bardziej lub mniej zakamuflowanego) samouwielbienia, autobałwochwalstwa.

Wszystko co miał – było już na chwałę panowania Boga. Przestał przypisywać sobie, jakim jest wspaniałym władcą, ile zdziałał, co zrobił, co stworzył. Zaznacza udział innych ludzi w swoim powołaniu. Uznaje, że nie jest samowystarczalny.

Na koniec Nabuchodonozor uwielbia Boga! Coś, co nam się nie zdarza…

Spróbuj przyjrzeć się tym wszystkim przestrzeniom swego życia, w których nie dopuszcza innych do głosu, albo dopuszczasz w niewielkim, kontrolowanym przez siebie stopniu.