Mówiły między sobą: Kto nam ODSUNIE (odsłoni, odtoczy; αποκυλισει – apokylisei) KAMIEŃ od wejścia do grobu? (Mk 16,3)

Jedynym uświadomionym a tym samym i zapisanym zmartwieniem niewiast biegnących w tamten wielkanocny poranek do Grobu, był problem kamienia. Wejście do wnętrza grobowej jaskini zostało w Wielki Piątek zamknięte olbrzymim głazem, jakby dopełnieniem śmierci Tego, który głosił Ewangelię wolności. Grób, kamień, straż i pieczęcie – uczyniono wszystko, co było tylko po ludzku możliwe, aby nie dopuścić do zrealizowania się obietnicy Jezusa:

Oto idziemy do Jerozolimy: a [tam] Syn Człowieczy zostanie wydany arcykapłanom i uczonym w Piśmie. Oni skażą Go na śmierć i wydadzą Go poganom, aby został wyszydzony, ubiczowany i ukrzyżowany; a trzeciego dnia ZMARTWYCHWSTANIE. (Mt 20,18-19)

A elita Izraela, dla której Jezus był śmiertelnym zagrożeniem, doskonale o tych zapowiedziach wiedziała!

Nazajutrz, to jest po dniu przygotowania, zebrali się arcykapłani i faryzeusze u Piłata mówiąc: Panie, przypomnieliśmy sobie, że ten zwodziciel powiedział za życia: Po trzech dniach powstanę. Poleć więc STRZEC GROBU aż do trzeciego dnia, żeby przypadkiem Jego uczniowie przyszedłszy nie ukradli Go i nie powiedzieli ludowi: został wzbudzony z martwych, i ten ostatni błąd będzie gorszy od pierwszego. (Mt 27,63)

Cały aparat ucisku i wszystkie możliwości ówczesnego systemu, zostały zaprzągnięte do definitywnego zamknięcia “sprawy Jezusa z Nazaretu” – i to z czynnym udziałem władz religijnych!

Nie jest łatwo wyzwolić się od wpływu tego typu duchowych “autorytetów”. Nie było łatwo w czasach Apostołów, w czasach proroków (gdy musieli przepowiadać rzeczy trudne, godzące w “pokój i bezpieczeństwo” o jakim mówili oficjalni, nadworni, prorocy), nie jest też łatwo obecnie. Wszak czytamy u Apostoła:

Bo gdy mówić będą: pokój i bezpieczeństwo, wtedy zagłada spadnie na nich nagle, jak bóle na niewiastę brzemienną, i nie ujdą. (1 Tes 5,3)

I jeszcze Jeremiasz przekazuje nam pełną zapalczywości groźbę Pańską:

Prorok, który ma sen, niech opowiada swój sen! Kto miał moje słowo, niech wiernie opowiada moje słowo! Co ma wspólnego słoma z ziarnem – wyrocznia Pana. Czy moje słowo nie jest jak ogień – wyrocznia Pana – czy nie jest jak młot kruszący skałę? Oto dlatego ZWRÓCĘ SIĘ PRZECIW PROROKOM – wyrocznia Pana – którzy kradną sobie nawzajem moje słowo. Oto się zwrócę przeciw prorokom – wyrocznia Pana – którzy używają swego własnego języka, by wypowiadać wyrocznie. Oto się zwrócę przeciw tym, co jako proroctwa głoszą sny kłamliwe – wyrocznia Pana. Opowiadają je i zwodzą mój lud kłamstwami i chełpliwością. Nie posłałem ich ani nie dawałem polecenia; w niczym też nie są użyteczni dla tego narodu – wyrocznia Pana. (Jr 23,27-32)

Wielu ludzi dzisiaj zastanawia się komu wierzyć, czyje YouTubowe kazanie jest prawdziwe a czyje jest fastfoodowym produktem spożywczopodobnym. Na którym straganie, pod którym kamieniem, na czyim biurku leży prawda? Kto broni nowoczesnych teologii a kto własnego grzechu? Kto jest wierny Tradycji Ojców, a kto dzieli się własnymi mniemaniami, marzeniami i snami? Kto wskazuje na rozum oświecony wiarą, a kto na rozum oświecony lękiem? Kto “proroctwa zachowuje i Ducha nie gasi”, a kto wielbi “pobożność pozbawioną mocy”? Kto pokłada ufność w Prawie, a kto – choćby na oślep – szuka znaków Pańskich?

Kto – w tej kakofonii słów – wypowie Słowo odsłaniające zasłonę wielkiego zamętu?

Gdy tysiące ludzi pourywało bezpośrednie kontakty ze swoimi starszymi rodzicami, bo pouczeni słowami hierarchy, zachowują rodzinny “social distancing”. Czy ktoś zbada ile zgonów zostało spowodowane depresją, utratą sensu życia, czy brakiem kontaktu z nielicznymi, którzy jeszcze odwiedzali babcię czy dziadka? Poczucie samotności, pustka, panika wylewająca się z telewizora, odebranie możliwości zachowywania codziennego, czy coniedzielnego rytuału chodzenia do kościoła (trzeba się wyszykować, przejść, poruszać, spotkać z ludźmi) jest nie mniej – a może nawet bardziej – zabójcza i okrutna niż niejeden wirus!

Gdy tenże dostojnik, a wraz z nim wielu innych katolickich deistów przekonuje, że nie można mówić o gniewie bożym, o karze, czy nawet o jakiejkolwiek ingerencji Stwórcy w stworzenie. Logicznym byłoby wówczas pytanie o sensowność modlitw w ogóle, bo skoro Bóg nie ingeruje…

Gdy pasterze nie chcą/nie potrafią/nie mogą wywalczyć przesunięcia zakończenia zakazu większych zgromadzeń w świątyniach o jeden dzień, aby mogli tam przyjść zagubieni grzesznicy przynajmniej w Niedzielę Miłosierdzia… W dzień, o którym Pan powiedział, że jest ostatnią szansą dla wielu dusz!

Gdy Oblubienice Chrystusa zamiast modlić się na kolanach o miłosierdzie Boże i pokutować za biednych grzeszników (jakby to ujęła Maryja w Fatimie i s. Faustyna w Dzienniczku) oraz medytować Słowo odkrywające prawdę o rzeczywistości – szyją maseczki… Te same maseczki, o których jakiś czas wcześniej minister zdrowia mówił, że nie wie do czego są potrzebne! Wychodzi na to, że wiele zakonów także nie wie do czego jest potrzebnych… Można się więc spodziewać, że i tak liche źródełko powołań wkrótce się definitywnie wyczerpie. Są przecież fajniejsze organizacje pozarządowe, czy stowarzyszenia charytatywne, aniżeli te w których ślubuje się czystość, ubóstwo i posłuszeństwo…

Gdy wielu kapłanów, których racja bytu opiera się na wypełnianiu polecenia Pana, aby szafowali Jego Ciałem – pozamykało zupełnie świątynie, zanim ktokolwiek wspomniał o takiej konieczności…

Gdy pod zamkniętymi kościołami w trakcie Triduum Paschalnego gromadzą się wylęknieni ludzie, rozglądając się cichcem, czy nikt ich nie nagra, nie zrobi zdjęcia – bo tak bardzo chcą nakarmić się Chlebem Życia…

Gdy z placu św. Piotra słyszymy, że jesteśmy przestraszeni, zagubieni i bezradni… A wywołujące wzruszenie widoki skąpanego w deszczu placu wydają się cenniejsze nad realne wezwanie do pokuty! Przy czym okazuje się, że figury retoryczne o “szpitalu polowym” nie wytrzymały zderzenia z rzeczywistością, bo gdy prawdziwie potrzebny jest pokarm dla dusz, to miejsce, w których można by się nim nakarmić pozostają zamknięte…

Gdy aparat ideologiczno-państwowy okazuje się wszechwładny i rości sobie prawo do decydowania o Kościele… I pasterze nie protestują! Jakby bardziej utożsamiali się z prawami Państwa, aniżeli z odwiecznymi prawami swego Kościoła!

Gdy liczy się skrupulatnie zgony mające być spowodowanymi przez wirusa, ale nie liczy się już morderstw starców i nienarodzonych…

Gdy w pozamykanej ze strachu przed chorobą Wielkiej Brytanii aborcję uważa się za coś niezbędnego do życia i pozwala się dokonywać jej w domach prywatnych…

Gdy rządzący Narodem zbudowanym na chrześcijańskim fundamencie swoimi decyzjami pokazują, że tenże fundament nie jest opoką, na której trzeba się oprzeć a wierność Krzyżowi i Ewangelii trzeba włożyć do muzealnej gabloty…

Gdy na naszych oczach zmienia się oblicze świata i Kościoła, a niewielu ma odwagę zinterpretować to, co się dzieje w świetle Pisma i Tradycji… A przecież całkiem niedawno często przytaczano słynny ustęp Katechizmu zapowiadający “ostatnią próbę Kościoła” oraz oszustwa pseudomesjańskie. Nawiasem mówiąc, ostatnio podano, że nabrała przyspieszenia Agenda ONZetowska 2030…

Przed przyjściem Chrystusa Kościół ma przejść przez końcową próbę, która zachwieje wiarą wielu wierzących. Prześladowanie, które towarzyszy jego pielgrzymce przez ziemię, odsłoni „tajemnicę bezbożności” pod postacią oszukańczej religii, dającej ludziom pozorne rozwiązanie ich problemów za cenę odstępstwa od prawdy. Największym oszustwem religijnym jest oszustwo Antychrysta, czyli oszustwo pseudomesjanizmu, w którym człowiek uwielbia samego siebie zamiast Boga i Jego Mesjasza, który przyszedł w ciele.
To oszustwo Antychrysta ukazuje się w świecie za każdym razem, gdy dąży się do wypełnienia w historii nadziei mesjańskiej, która może zrealizować się wyłącznie poza historią przez sąd eschatologiczny. Kościół odrzucił to zafałszowanie Królestwa, nawet w formie złagodzonej, które pojawiło się pod nazwą millenaryzmu, przede wszystkim zaś w formie politycznej świeckiego mesjanizmu, „wewnętrznie perwersyjnego”.
Kościół wejdzie do Królestwa jedynie przez tę ostateczną Paschę, w której podąży za swoim Panem w Jego Śmierci i Jego Zmartwychwstaniu. Królestwo wypełni się więc nie przez historyczny triumf Kościoła zgodnie ze stopniowym rozwojem, lecz przez zwycięstwo Boga nad końcowym rozpętaniem się zła, które sprawi, że z nieba zstąpi Jego Oblubienica. Triumf Boga nad buntem zła przyjmie formę Sądu Ostatecznego po ostatnim wstrząsie kosmicznym tego świata, który przemija. (KKK 675-677)

Martwimy się o zrozumienie tego, co się dzieje. Chcemy odsłonięcia prawdy. Nie widzimy wyjścia w naszym niezrozumieniu. Zastanawiamy się kto nam rozjaśni tę sytuację, w jakiej jesteśmy. Kto odsunie ten kamień? Kto ma moc otworzyć pieczęcie?

I mówi do mnie jeden ze Starców: «Przestań płakać:  Oto zwyciężył Lew z pokolenia Judy, Odrośl Dawida, tak że OTWORZY KSIĘGĘ I SIEDEM JEJ PIECZĘCI». I ujrzałem między tronem z czworgiem Zwierząt a kręgiem Starców stojącego Baranka jakby zabitego, a miał siedem rogów i siedmioro oczu, którymi jest siedem Duchów Boga wysłanych na całą ziemię. (Ap 5,5-6)

Nasza niewiedza, ślepota, przerażenie, nieumiejętność odsłonięcia prawdy jest i musi być jednym wielkim wezwaniem do Pana Dziejów – Odkryj, to, co niepojęte i budzące tak wielką trwogę! 

Spojrzawszy W GÓRĘ zauważyły, że kamień był odsunięty (αποκεκυλισται – apokekylistai), a był on bardzo wielki. (Mk 16,4)

ww górę

Bóg zadba o odsłonięcie tego, co ukryte. Uczyni to wobec tych, którzy nie będą zwlekać z posłuszeństwem miłości wobec tego co już objawił – w Słowie, przykazaniach, czy nawet drobnych natchnieniach Ducha. Człowiek narodzony z Ducha słyszy Jego szum, ale nie wie dokąd go jeszcze Pan zaprowadzi! Za każdym krokiem uczynionym w posłuszeństwie, Bóg będzie odsłaniał prawdę, choćby nie wiadomo jak była ona przywalona przez grzech, marność natury, czy przewrotność serc ludzi nieprawych. Byle – jak niewiasty – skoro świt wyjść z domu. Byle przerwać kwarantannę strachu. Byle zaufać. Byle nie dać się obawom i wątpliwościom, tak charakterystycznym dla intelektualistów o wiecznie zaciśniętych powiekach, zawsze broniących się przed posłuszeństwem słowom Pana:

Niech wasza mowa będzie: Tak, tak; nie, nie. A co nadto jest, od Złego pochodzi. (Mt 5,37)

Nie tylko grupce miłujących Go niewiast Pan odsłonił prawdę o pustce Grobu. Znali ją także pilnujący groty strażnicy. Znali ją arcykapłani i reszta duchowej elity Narodu Wybranego. Znał ją także rzymski prokurator, bez którego wiedzy niewiele się mogła dziać w tej zapyziałej prowincji Imperium. Dla niewiast jednak owo odsłonięcie było Radosną Nowiną, dla innych – przeraźliwą komplikacją w dobrze zapowiadających się planach zrównoważonego rozwoju Cesarstwa, Izraela, czy własnych karier. 

Zapewne wielu dojrzy to, co ukryte zostało za ciemną zasłoną naszej niewiedzy. Jeśli ta perspektywa kogoś rozbija, przeraża, czy nawet pcha w stronę fałszu i obłudy – to znak, że chwila na nawrócenie mija. Za moment może być za późno, bo nie będzie komu powiedzieć w imieniu Sędziego Wszechrzeczy: “Ego te absolvo”…

Jest napisane, że niewiasty musiały spojrzeć w górę, aby zauważyć, że to, co wydawało się zakryte, jest de facto odsłonięte. Choroba, pomyślność doczesna, zdrowie, a nawet śmierć sama – to są rzeczy, jakie odkrywamy patrząc w dół. Życie, autentyczne życie, rozpoznam tylko patrząc w górę, tam, gdzie: 

…przebywa Chrystus zasiadając po prawicy Boga (Kol 3,1)

To sformułowanie o patrzeniu w górę, użyte w powyższym fragmenciem Markowej Ewangelii, oznacza także “odzyskanie wzroku”. Tylko patrząc w stronę Domu Ojca rzeczywiście mogę widzieć – głębnie i ostrzej aniżeli dotąd. Odzyskiwali wzrok niewidomi dotknięci przez Jezusa, odzyskał wzrok także Szaweł po trzech dniach ciemności, gdy skruszał już dostatecznie podczas postu na ulicy Prostej (jakby to wszystko było takie proste…). Przyszły Apostoł Narodów wcześniej widział w wyznawcach Jezusa z Nazaretu tylko zabójców prawdziwej religii objawionej w dziejach Patriarchów i Proroków, widział w nich ciemną jaskinię śmierci i swoich śmiertelnych wrogów. Po niezwykłym spotkaniu pod Damaszkiem, podczas którego Zmartwychwstały utożsamił się ze swoim Kościołem, Szaweł uzyskał prawdziwą ostrość spojrzenia i poznał, że śmierć jest gdzie indziej, a to, co wcześniej uznawał za grób jest w rzeczywistości Życiem.

Czy podobnie nie jest obecnie? Wszak każda plaga ma w sobie zapowiedź miłosierdzia, a nawet już nim jest! Czytam bowiem w Psalmach:

Wiem, Panie, że sprawiedliwe są Twoje wyroki i że mnie słusznie upokorzyłeś. (Ps 119,76)

Odsunięty wielki kamień zwiastował niewiastom początek czegoś diametralnie innego, aniżeli świat, który znały do tej pory. Zmartwychwstanie wywróciło wszystko do góry nogami. Odzyskana, czy uzyskana umiejętność patrzenia zmienia sposób funkcjonowania. Szaweł odrzucił papiery z Sanhedrynu i stał się gorliwym heroldem Jezusowego Królestwa. Plaga, jaką przeżywamy, odsłania zamysły serc, projekty i postanowienia, pokazuje co dla kogo jest naprawdę ważne i za co warto oddać życie. Jeśli potraktujemy na serio wnioski z tych odkryć – wszystko będzie inne. 

Kościół będzie trwać, bo nie zmogą go bramy piekła, ale może zmieści się w małych Wieczernikach poszczególnych rodzin. Pośród ludzi połączonych nie tyle więzami krwi, co decyzją radykalnego posłuszeństwa Słowu Ojca. Opuszczona Oblubienica będzie trwać na pustyni, schowana na czas jakiś przed wzrokiem Smoka. Ale prędzej czy później stanie przed nim gotowa na rozszarpanie, na “śmierć poza miastem”, na krańcowe upokorzenie i wydrwienie. Kto przy niej wytrwa, tego ciało będzie leżeć wystawione na widok wszystkich. Cały świat obejrzy wszystkie słabości, grzechy i upadki garstki wiernych. Nic i nikt nie zostanie oszczędzone. Niewielu będzie takich, którzy – jak zalecał Prymas Tysiąclecia – nie mają do ukrycia. Miłujący zhańbione Ciało Pana będą dręczeni, przymuszani do bezbożności, kuszeni łatwym osobistym sukcesem za wszelką cenę, zaspokojeniem swoich pragnień i szybkim pozornym rozgrzeszeniem ze swych win. Będą ze smutkiem oglądali ślady dawnej świetności – katedry, bazyliki i sanktuaria – wyjęte z ich rąk. Wielu z nich się pogodzi z takim stanem rzeczy. 

Kto się ostanie?

Cokolwiek uczniowie Chrystusa nie stworzą sobie teraz, jakiejkolwiek opcji nie wybiorą, wszystko to nie uchroni ich przed Smokiem i Bestią. Bowiem nie w pragnieniu ocalenia siebie jest ratunek, nie w miłości siebie, ale w miłości Boga i bliźniego (także – a może zwłaszcza – nieprzyjaciela), ofierze i pokucie. Opuszczony Bóg przygarnie opuszczoną Oblubienicę, a z nią jej dzieci, upodobnione do Baranka – poddane tylko Jego prawu, oczyszczone Jego Krwią, oddychające Jego tchnieniem.

Nowa Arka Noego będzie miała deski z cierpienia i gwoździe z dusz ofiarnych. Tak jak fale nowego potopu zaleją ludzkie serca, tak i Arka zostanie w nich zbudowana. Wielkim dziełem będzie ocalenie nawet kilku dusz, ukrytych w sercach prawdziwie kapłańskich.

Tylko kto ma takie serce?

“Na koniec moje Niepokalane SERCE zwycięży”!