Bardzo rano, w pierwszy dzień tygodnia przyszły do grobu, gdy wschodziło słońce. (Mk 16,2)
Mówi się, że czas leczy rany. Gdy jednak nie można w żaden sposób wyrazić swej zranionej miłości, ból staje się nie do wytrzymania. Niewiasty – według relacji św. Marka – idą do cmentarnego ogrodu Józefa z Arymatei wczesnym rankiem, gdy pierwsze promienie słońca padają na ziemię. Można odczytać w tym wydarzeniu pewien pośpiech, jakąś niecierpliwość. Może taka była natura ich miłości? Prędka, konkretna, do bólu (nomen omen) praktyczna? Nie ociągająca się. Gotowa do działania.
Swoją drogą warto zastanowić się nad tym, co czynisz wczesnym rankiem – jak bardzo ciało i uczucia są nieskore do pobudki, do działania. Każdy początek dnia może jawić ci się bardziej jako nowy rozdział ciężkich do znoszenia trudów, aniżeli radosna okazja do pełnienia czynów miłości. Wielu z niecierpliwością już od samego rana wyczekuje szansy na odpoczynek i nasycenie się przyjemnością. Nie ma się wtedy co dziwić, że Bóg nie powierza ci poważnych zadań, wymagających wysiłku i odpowiedzialności, wszak ty nie traktujesz poważnie Jego darów – kolejnego dnia życia, danych ci sił, talentów, a nawet własnego powołania. Wszak:
Komu wiele dano, od tego wiele wymagać się będzie; (Łk 12,48)
Paradoksalnie, może droga przez życie byłaby mniej uciążliwa, gdyby nie ta opieszałość utrudniająca pobożne i uczciwe przeżywanie kolejnej “nowej szansy” danej przez Pana o poranku…
Niewiasty więc, skoro świt, spieszą do Grobu.
Nie ma z nimi Matki Jezusowej. Ona trwa, ma nadzieję i czeka – a może już wie, bo zanim jeszcze słońce wzeszło to Baranek przyszedł pokazać świetliste rany, Tej, która zaufała… Tak czy inaczej, Ona nie musi biec do Grobu. Już kiedyś, gdy odnalazła Go po trzech dniach nerwowych poszukiwań usłyszała nutę wyrzutu w słowach Syna, dlatego teraz nie biega nigdzie i nie szaleje.
Poranek to moment nowego rozdania, kolejnego początku, szansy na coś lepszego, aniżeli dzień wcześniej. Kres dnia poprzedniego, jest jednocześnie momentem odnowienia możliwości człowieka. Niewiasty przeżywają tę chwilę w żałobie, ale jednocześnie wypełnione są miłością, tylko ona bowiem może przenieść człowieka poprzez wszelkie granice. Uniesione nią nie zastygają w bezczynności, nie pogrążają się w bierności, lub w pełnej bólu stagnacji. Czy w jakiś szczególny sposób przeżyły tamtego rana dotyk jutrzenki na swoich, mokrych może jeszcze od łez, twarzach? A może nie zwróciły na to uwagi – praktyczna miłość, nauczona pokornie służyć, nie zauważa poetycznych asocjacji… Gdyby przystanęły chwilę, może dostrzegłyby jak cień cofa się przed mocą brzasku i przy odrobinie skupienia przypomniałyby sobie Izajaszowe proroctwo:
Lud, który siedział w ciemności, ujrzał światło wielkie, i mieszkańcom cienistej krainy śmierci światło wzeszło. (Mt 4,16)
To pośpieszne wyjście z ciemności nocy, aby namaścić ciało Ukrzyżowanego, nasuwa skojarzenia z poszukiwaniem Najcenniejszego Skarbu, jakim jest dla duszy wybranej Pan – Deus Absconditus, Oblubieniec z Pieśni nad Pieśniami, prawdziwa Perła. Przez całą Biblię, od wypędzenia z ogrodu Eden wiarołomnych praojców, aż po tęskne wołanie Ducha i Oblubienicy w Apokalipsie, człowiek poszukuje Boga.
Boże, Ty Boże mój, Ciebie szukam; Ciebie pragnie moja dusza, za Tobą tęskni moje ciało, jak ziemia zeschła, spragniona, bez wody. (Ps 63,2)
Ale już za chwilę Anioł-Młodzieniec wypomni im, że szukają nie Tego, którego szukają – przecież szły namaścić CIAŁO, a nie spotkać ŻYWEGO.
Niegdyś, po rozmnożeniu chleba, tłum szukał Chrystusa nie po to, aby zmienić swój sposób myślenia i odrzucić połatane bukłaki pomysłów na życie. Szukali Go, gdyż chcieli się nasycić – tu i teraz. Gdyż rozpoznali w Nim kogoś, kto może dać chleb – za darmo, do sytości i bez większych zobowiązań. Bóg jednak nie jest od zaspokojenia wszystkich naszych potrzeb na ziemi. Jego Królestwo zaczyna się w naszej woli (jeśli przyjmiemy Jego prawa dla naszych społeczności), ale nie jest stąd. Gdy wzgardzisz Jego prawami, będziesz wiecznie głodny i nienasycony, i nic nie wypełni twej duszy, przed którą przecież wieczność! Doświadczysz głodu i fiaska swych starań na ziemi, oraz piekielnej tęsknoty na wieki. Wzgardzony Chrystus – ów kamień odrzucony przez budujących – rozsadza systemy, najbardziej uświęcone hierarchie, czcigodne instytucje. Mimo, że władza ojcowska w rodzinie pochodzi od Boga, to i taką władzę rozsadzi moc Ewangelii, jeśli nie będzie poddana Jego Prawom! A co dopiero władza urzędników Państwowych! A nawet – strach pomyśleć – kościelnych… (Czyż nie dlatego doświadczamy kryzysu pasterzy dusz? Nie jest to jakaś opinia “katolickiego fundamentalisty”! O takim kryzysie mówią wszyscy – od prawa, do lewa.)
Poszukujesz rzeczy często przyziemnych, naturalnych, często będących wypełnieniem swych zranień, a możesz odnaleźć Wodę Żywą – jeśli tylko szukasz szczerze, prawdziwie, autentycznie, na kolanach, w mocy sakramentów i pod opieką świętych. Szukaj niestrudzenie, od wczesnego ranka, nawet jeśli jest jeszcze ciemno. Nie zważaj na mrok, na żal i na smutek. Pukaj. Naprzykrzaj się. Daj wszystko. Zawalcz, aby przezwyciężyć ociężałość władz duszy i własnego ciała! Słońce jest, choć może skryte jeszcze za firmamentem twoich perspektyw – ŚWIATŁO ZAWSZE GDZIEŚ JEST!