A jeżeli kto chce złożyć w darze ptactwo jako całopalenie dla Pana, niech złoży w darze synogarlicę lub młodego gołębia. Kapłan przyniesie go do ołtarza, złamie mu główkę i zamieni go w dym na ołtarzu. Krew jego wyciśnie na ścianę ołtarza. Potem oddzieli wole jego wraz z piórami i wyrzuci je na popielisko, na wschód od ołtarza. Następnie kapłan naderwie jego skrzydła, jednak nie oddzielając ich całkowicie, i zamieni w dym na ołtarzu, na drwach leżących na ogniu. To jest CAŁOPALENIE, OFIARA SPALANA, miła woń dla Pana. (Kpł 1,14-17)

Ostatnimi czasy Pan Bóg wskazuje mi księgę Kapłańską, a dokładnie jej początek, jako odpowiedź na serię pytań, z jakimi się borykam. Na pierwszy rzut oka niewiele interesujących rzeczy da się tam znaleźć – same przepisy liturgiczne… i to w wydaniu starotestamentalnym… Zasady składania różnych ofiar, prawa o tym co można uznać za czyste a co za nieczyste, przepisy organizacyjne kult świątynny. Warto sobie jednak przypomnieć, że w myśli biblijnej ofiary i czystość rytualna były drogą do świętości, w myśl Bożego przykazania:

Uświęćcie się więc i BĄDŹCIE ŚWIĘTYMI, bo Ja jestem święty: Ja, Pan, Bóg wasz! (Kpł 20,7)

Pamiętam, że O. Augustyn Pelanowski wspominał, że księga ta jest duchowym przewodnikiem dla kapłanów, również tych żyjących obecnie. Pamiętam też, że Orygenes, ten wielki komentator Słowa Bożego, żyjący na przełomie II i III w. wygłosił szereg homilii poświęconych właśnie księdze Kapłańskiej. Słusznie więc można ją nazwać swoistą mapą wskazującą drogę do świętości Boga. Przypomnijmy sobie, że hebrajskie słowo „kadosz”, tłumaczy się jako “święty”, a oznacza to co oderwane, oddzielone, wyłączone z użytku powszechnego, specjalnie przeznaczone. Dlatego złożenie ofiary zakłada wyjęcie czegoś – rzeczy, osoby, jakieś przestrzeni duchowej – z użytku doczesnego i przeniesienie jej do sfery nadprzyrodzonej. Uświęcenie czegoś. Oddanie czegoś. To nie tylko rodzaj zawierzenia, czyli pewnej ufności w opiekę i prowadzenie, ale także rezygnacja z chęci stanowienia o czymś. W ten sposób dochodzi się do świętości – jedności z Bogiem, który jest po trzykroć Święty.

***

Prof. Paweł Śpiewak stwierdził kiedyś, że w starożytnej księdze midraszy odnajdujemy następującą wątpliwość: 

Dlaczego nauczanie dzieci zaczyna się od studiowania Księgi Kapłańskiej, a nie od Księgi Rodzaju? Ponieważ dzieci są czyste i czyste są ofiary. Niech czyste zajmuje się czystością. 

Bardzo ciekawa to rada dla wszystkich, którzy chcieliby edukować swe dzieci odrywając się od pozytywistycznych założeń współczesnej pedagogiki (bądź mniej lub bardziej zakamuflowanej anty-pedagogiki). Rozpocząć wychowanie i przekazywanie mądrości (a nie wiedzy) od nauki na temat tego co święte, czyste i niewinne! Z tego krok tylko do poznania co piękne, dobre i prawdziwe! Czyż “nowych ludzi plemię”, które tak często przywoływał Prymas Tysiąclecia, nie powinno być właśnie na tym wychowane?

Ech… Któż to pojmie…

***

Powróćmy jednak do naszych rozważań, opartych na fragmencie księgi Kapłańskiej – jak widzimy, zachodzi istotowy związek między pojęciem czystości, niewinności i świętości oraz ofiary. To powiązanie zaowocowało w Starym Testamencie szczegółowym ustawodawstwem, mającym chronić rytualną czystość, w Nowym zaś wypełniło się w wezwaniu do naśladowania Chrystusa. Jego życie wskazuje bowiem czystość, niewinność, ofiarę i świętość.

Przytoczony na wstępie fragment Pisma jest ostatnim passusem z większego ustępu traktującgo o składaniu ofiar całopalnych, czyli całkowitych. Wyrażała ona ludzką wolę całkowitego poddania się Bogu i pełnego uwielbienia dla Pana. Ofiary całopalne składano w Świątyni Jerozolimskiej rano i wieczorem tak, aby spalała się ona cały dzień i całą noc, uświęcając tym samym pełny kolejne etapy czasu, określonego poprzez biblijny poemat o stworzeniu z księgi Rodzaju. Ofiara ta nie mogła być nigdy przerwana i dlatego nazywano ją ofiarą nieustanną. Jak wiemy, ustała ona jednak, na pewien czas, wraz z nastaniem niewoli babilońskiej. Reaktywowana zaś w czasach odbudowy Świątyni zniknęła zupełnie po zburzeniu Jerozolimy przez Rzymian.

Jako całopalenie mógł być złożony samiec z bydła (cielec, wół), drobnego bydła (baranek jednoroczny, baran, kozioł), oraz ptactwa (synogarlica, gołąb). Ten ostatni rodzaj całopaleń nazywano ofiarą najuboższych. Jeśli Żyd nie miał co złożyć Bogu w ofierze, czyli nie dysponował ani stadami wołów czy baranów, zawsze mógł postarać się o parę synogarlic czy gołębi, co nie przekraczało możliwości finansowych nikogo.

Pamiętamy też, że taką właśnie ofiarę złożył swego czasu św. Józef, gdy szedł do Świątyni przedstawić swego Syna Bogu. Napotkał wtedy starca Symeona i prorokinię Annę. W ten sposób cała czwórka, nawet piątka osób, bo wraz z Dziecięciem, zalśniła blaskiem czystości i niewinności. Dlatego też właśnie św. Józef jest niezwykłym patronem i przewodnikiem na drodze do ofiary, o której będzie mowa dalej.

***

Czytając o ofiarach z ptactwa, czy nawet z mąki uświadamiamy sobie, że nawet jeśli komuś wydaje się, że nie ma niczego, co mógłby by złożyć Bogu w ofierze, to jednak zawsze coś znajdzie! Zawsze mamy gdzieś jakieś “pięć chlebów i dwie ryby”! Jeśli wszystko co mam, jest darem Bożym (który Mu oddaję w ofierze, nie chcąc sobie przywłaszczyć dóbr, które Pan dał mi w dzierżawę: “dane – daję”), to i ze wszystkiego mogę uczynić duchowe “całopalenie”, współpracując tym samym z Ofiarą Chrystusa. W końcu przecież podstawowym rysem chrześcijańskiej duchowości jest idea ofiary – od ofiar ze zwierząt przez zbawczą Ofiarę Pana, aż po składanie duchowych ofiar wynikających z rozumnej miłości.

Do takiej postawy wzywa św. Paweł:

A zatem proszę was, bracia, przez miłosierdzie Boże, abyście dali ciała swoje na OFIARĘ MIŁĄ, ŚWIĘTĄ, BOGU PRZYJEMNĄ, jako wyraz waszej rozumnej służby Bożej. (Rz 12,1)

Wskazując na swój przykład:

Teraz raduję się w cierpieniach za was i ze swej strony DOPEŁNIAM NIEDOSTATKI UDRĘK CHRYSTUSA W MOIM CIELE dla dobra Jego Ciała, którym jest Kościół. (Kol 1,24)

W dominującej religijności katolickiej w wersji pop (nie mylić z religijnością ludową!) pojęcie ofiary bądź nie istnieje, bądź traktowane bywa magicznie. Nie wzywamy dzieci do składania ofiar – duchowych lub materialnych. Nie wychowujemy do poświęcenia, posłuszeństwa, czy wytrwałości. Jako dorośli zaś sami wyczekujemy chwil odpoczynku, przyjemności czy (lepszego bądź gorszego) relaksu. Bywa i tak, że idea ofiary zostaje prymitywnie zwulgaryzowana jako rodzaj duchowego handlu z Bogiem, w którym my coś dajemy od siebie oczekując wypełnienia naszych próśb. Zapominamy wówczas o miłości do Pana, o naśladowaniu Jego Krzyża, o pokornym przyjmowaniu Jego woli, o ufność wobec dopustów Opatrzności. Dzieje się tak, bowiem doniosłość i waga ofiary przestała być żywo głoszona jako element naszej relacji z Bogiem, część naśladowania postawy życiowej Chrystusa, Matki Najświętszej, czy świętych. Nawet osoby ciężko trudzące na niwie bożej łatwiej wejdą w rodzaj bezdusznego niewolnictwa opartego na tym, co język psychologiczny nazywa “powinnością”, aniżeli na wolnym darze z siebie!

***

Orygenes komentując księgę Kapłańską zwraca uwagę na duchowy sens natchnionych wersetów Biblii. Pisząc o ptakach ofiarnych widzi w nich znak ludzkiego spojrzenia:

Gołębice symbolizują oczy. Jeśli potrafisz dostrzec zasadzki diabła i uniknąć ich, złożysz Bogu ofiarę z gołębi.

Pomyśl, czytelniku! Używać oczu do rzeczy słusznych! Przekierować zdolność spoglądania w przyszłość z ciekawości i różnych odmian histerycznych lęków na rozeznawanie ukrytej prawdy i wolę bożą! A przecież nasze oczy, “zwierciadło duszy”, narzędzie do poznawania świata i Boga, są zatrute nieustannym syceniem się byle czym! 

Orygenes pisze dalej:

Ofiar szukaj w samym sobie, a znajdziesz je we wnętrzu swej duszy.

Czyli chodzi niewątpliwie o ofiarę dotykającą ducha. Ofiarą widzialną, Jedyną, złożoną raz na zawsze jest Ofiara Chrystusa uobecniana na ołtarzach całego świata po kres czasów. Tu chodzi o ofiary duchowe, do których Bóg zachęca, inaczej nie dawałby nam do czytania takiej księgi, jak Kapłańska.

Ale „błogosławione są te oczy”, które dostrzegają Ducha Bożego ukrytego wewnątrz, pod zasłoną litery; błogosławieni są ci, którzy słuchając tego, nadstawiają uszu „człowieka wewnętrznego”.

Ofiarować Bogu ptactwo, czyli oczy, to także ofiarować poznawanie świata. Oczami bowiem czytam, oglądam filmy, podziwiam piękno. Oddać oczy, to oddać na Jego usługi swój aparat poznawczy decydując się nie oglądać, nie czytać, nie podziwiać, nie zajmować się niczym, co nie byłoby nie ukierunkowane w sposób pewny na Prawdę, Dobro i Piękno. Jest to trudne zwłaszcza teraz, gdy intelekt ma niebywałą skłonność zajmowania się wszystkim i zawsze, nieustannie pragnąc nowych bodźców i pragnąc przeżywać przeróżne podniety. 

Oddać Bogu oczy, to pozwolić, pragnąć i szukać tylko tego co Bogu się podoba.

Sięgnijmy jeszcze do Orygenesa:

Ofiar szukaj w samym sobie, a znajdziesz je we wnętrzu swej duszy. Zrozum, że są w tobie także ptaki niebieskie. 

Do czego nawiązuje tym razem wielki komentator Pisma? Kto mówił o ptakach niebieskich?

Przyjrzyjcie się PTAKOM NIEBA, że nie sieją ani żną, ani zbierają do spichrzów, a Ojciec wasz niebiański żywi je; Czy wy nie jesteście o wiele ważniejsi niż one? (Mt 6,26)

Złożyć Bogu ofiarę z ptactwa to również złożyć ofiarę ze swej wolności ufając Bogu, że On zatroszczy się o nas i poprowadzi w swej Opatrzności. Nie tylko zaufać i nadstawić ucha na Jego Słowo, ale oddać część siebie, aby On mógł w nas panować. Czyż nie do tego prowadzi wszelkie zawierzenie i to, co nazywamy Intronizacją?

***

Zauważmy, że w tekście Pisma św. Są wymienione dwa rodzaje ptactwa, jako dopuszczalne, aby złożyć je w ofierze – synogarlica i gołąb. Oznaczają one dwa rodzaje ludzi – starszych i młodszych. Nie ma więc nikogo, kto byłby wykluczony z możliwości duchowych ofiar. Oba te gatunki ptaków są także powiązane z ideą czystości. Jak bowiem pisze Orygenes:

…istnieje bowiem opinia, że synogarlice żyją w jednym i czystym związku małżeńskim. 

Inni komentatorzy są zaś zgodnie, że gołębica jest znakiem pokoju i czystości, a jako taka stała się symbolem samego Ducha Bożego.

Wezwanie do ofiary z ptactwa może być więc rozumiane, jako proroctwo – zaproszenie do złożenia w ofierze swej czystości, przeżywanej w różnych stanach i sposobach życia – małżeńskim, bezżennym i kapłańskim. 

W innym miejscu Orygenes tłumaczy:

Jeśli zatem ktoś dotknął czegoś w taki sposób, czyli przez pożądanie kobiety, przez żądzę posiadania pieniędzy albo przez jakieś inne grzeszne pragnienie, to dotknął nieczystości i został zbrukany. Jeżeli zatem dotkniesz się czegoś takiego, powinieneś wiedzieć, jak masz złożyć ofiarę, abyś mógł stać się czysty, zgodnie z tym, co powiedzieliśmy wcześniej.

Nieczystość więc jest pragnieniem przywłaszczenia sobie – człowieka, pieniędzy, czy jakiejś innej rzeczywistości. Czyste zaś jest to, co nie jest dotknięte pragnieniem posiadania oraz pozwala działać w zgodzie z celem jaki nam i innym stworzeniom wyznaczył Pan.

Czystość integruje nas na nowo i prowadzi do jedności, którą utraciliśmy, rozpraszając się w wielości (Św. Augustyn, Confessiones, X, 29, 40).

I jak czytamy w Katechizmie Kościoła Katolickiego:

KKK 2338 Osoba żyjąca w czystości zachowuje integralność obecnych w niej sił życia i miłości. Integralność ta zapewnia jedność osoby i sprzeciwia się wszelkiemu raniącemu ją postępowaniu. Nie toleruje ani podwójnego życia, ani podwójnej mowy (Por. Mt 5, 37).

A ks. Walenty Gadowski w Apologetycznym Katechizmie Katolickim pisze:

Do nieczystości przywodzą zwykle: 1) spojrzenia zbyt ciekawe i lubieżne, 2) ubiór nieskromny, 3) mowy, książki, obrazy, piosenki z żarty gorszące, 4) tańce mniej przyzwoite i przedstawienia nieskromne w teatrach i w kinach, 5) pocałunki i uściski osób płci drugiej, 6) pijaństwo i brak umiaru w jedzeniu, 7) lenistwo i marzycielstwo.

Czy więc nie należałoby, odpowiadając na Słowo Boże oraz mając w pamięci, że przeżywanie czystości jest i tak obowiązkiem moralnym – świadomie i dobrowolnie oddać Panu tę sferę naszego życia? Szczególnie zaś w owym oddaniu warto pewnie skupić się na nieco szerzej potraktowanej kwestii oczu ciała i oczu serca. W nich bowiem rodzi się i przebywa pokusa, czego dowodem jest historia grzechu Ewy, która dopiero zaczęła pożądać owocu zakazanego, gdy wąż zwróciła nań jej uwagę. Dopiero wówczas jest napisane, że Ewa “zobaczyła” owoc i zapragnęła jej. Może warto więc oddać Panu Bogu ścieżki naszych grzechowych wypraw, łańcuchy zdarzeń prowadzących do zła, sekwencje własnych zainteresowań i wyborów, które stoją za ostatecznym aktem grzechowym.

Trzeba uświęcić, poprzez ofiarę, własną czystość – zarówno w wymiarze poświęcenia Bogu trudu w tej materii obecnego, jak i nie czerpania pysznej satysfakcji z łaski jej zachowania, oraz złożenia w Jego przebite dłonie wszelkiej walki o trwanie w tej łasce.

Wisi nad nami groza powszechnego zniszczenia. Wisi gniew Boży. Wisi zagłada świata, który opuścił Boga. W księdze proroka Nahuma czytamy ironiczne przestrogi skierowane przeciw bezbożnemu miastu, Niniwie:

Naczerp wody na czas twojego oblężenia. Umocnij twoje szańce. Wejdź w błoto i ugniataj glinę; weź formę ceglaną. Tam pochłonie cię ogień, wytnie cię miecz, pożre cię jak szarańcza; rozmnóż się jak chrząszcz, rozmnóż się jak konik polny. ROZMNOŻYŁAŚ SWOICH KUPCÓW ponad gwiazdy niebios; szarańcza wykluje się z oprzędu i uleci. STRÓŻE TWOI JAK SZARAŃCZA, A TWOI URZĘDNICY JAK MNÓSTWO KONIKÓW POLNYCH, które osiadają na murach w czasie zimna; wschodzi słońce, a odlatują, i nie wiadomo, gdzie ich miejsce. Ruiny Niniwy będą nie do odbudowania. DRZEMIĄ PASTERZE TWOI, królu asyryjski; ZASNĘLI TWOI MOCARZE – lud twój rozproszył się po górach, i NIE MA, KTO BY GO ZGROMADZIŁ. Nie ma lekarstwa na twoją klęskę, nieuleczalna jest twoja rana. Wszyscy, którzy usłyszą wieść o tobie, w dłonie klaskać będą nad tobą; bo na kogóż nie przechodziła wciąż twoja niegodziwość? (Na 3,14-19)

Czyż nie jest Niniwą świat dzisiejszy, owa globalna wioska, z której wszędzie blisko, która roi sobie, ze obroni się przed wszelkim zagrożeniem życia i zdrowia, której pilnują armie urzędników, bezbożników i handlarzy, której de facto nikt nie broni , której pasterze są wewnętrznie uśpieni?

A może Niniwą jesteśmy my sami?

Wiemy jednak, że Niniwa ocalała, gdyż przyjęła prorockie nawoływanie Jonasza, o czym zawiadcza sam Chrystus Pan. Mieszkańcy złego miasta podjęli pokutę, post i uznawali swe winy. Księga Jonasza wspomina, że nawet król zszedł z trony i przyoblókł wór pokutny. To piękny i wymowny obraz oddania władzy nad sobą wobec orędzia wzywającego do nawrócenia! Oddać? Komu? Tylko Bogu! Uznać Jego prawa ponad swoimi i przyjąć je, przybliżając się do Tego, który jest prawdziwie Święty.

Bóg wzywa do nawrócenia. Nikt jeszcze nie jest stracony. Jednym z jego przejawów może być pozytywne odkrycie złożenia daru z własnej czystości. Rozumiem go jako rodzaj konsekracji (wiem, że to termin niepewny teologicznie w tym kontekście, wymaga on pewnego dopracowania) czy poświęcenia – traktowania tej sfery życia jako oddanej Panu na własność. Byłby to akt woli, uznający boże panowanie w tej sferze. Nie chodzi tu jedynie o “poradzenia sobie” z wszelkimi formami nieczystości, o zdjęcie sobie z serca trudów walki, czy o nie przeżywanie pokus w tej materii. Chodzi o rozpoczęcie długotrwałego zapewne procesu oddawania – w efekcie – wszystkich przestrzeni swojego życia, w których wciąż króluje rodzaj bałwochwalstwa, owego bluźnierczego i obrzydliwego w oczach bożych kultu, w którym jedynym panem i władcą jest wciąż nienasycone ludzkie “ego”! Kolejne płaszczyzny, które muszą prędzej czy później zostać wyłączone z samostanowienia to pragnienie niezależności, pragnienie władzy, miłość bliźniego, pragnienie posiadania, kwestia prawdy i kłamstwa. Jest to o tyle trudne, zwłaszcza dla człowieka żyjącego “w świecie współczesnym”, że każda z tych przestrzeni życiowych jest w pewien sposób zraniona u zarania poprzez grzech drugiego człowieka. Owo zranienie wykoślawiło nawet myślenie katolickie! Ból, który objawia się, gdy któraś z tych płaszczyzn zostanie dotknięta – nawet bez złej intencji, nawet przez Słowo Boże – jest tak duży, że wielu “odchodzi zasmuconych”, jak ewangeliczny bogaty młodzieniec. Niestety, koncentrowanie się na usuwaniu przyczyn owego zasmucenia narzędziami “z tego świata” niewiele sprawia, poza zwiększoną świadomością bolesnych miejsc obecnych w życiu. Jedynie poddawanie ich bożemu miłosierdziu, karmienie się Panem obecnym w Eucharystii przyjmowanej i adorowanej, oraz w Słowie, może podprowadzić do uzdrowienia. Ale pełne wyzwolenie następuje wówczas, gdy Łaska zakróluje w nas. Gdy wszystko co stanowie człowieka, co dotyka woli, rozumu i emocji, duszy i ciała – jest Boże. Czyż nie do tego prowadzi “Traktat…” św. Ludwika Marii? Czyż nie tak było w Raju, w momencie pierwotnej świętości i zarazem pełnej bliskości z Bogiem? Czy nie o tym mówi Chrystus, gdy tłumaczy:

Kto chce zachować swoje życie, straci je; a kto straci swe życie z powodu Mnie i Ewangelii, zachowa je. (Mk 8,34-35)

Warto więc rozważyć poświęcenie swej czystości Bogu – czy w dziewictwie, czy to w życiu małżeńskim (może nawet – strach proponować – ślubując wstrzemięźliwość?), czy to żyjąc w celibacie dla Królestwa. Chodzi o poświęcenie swych oczu i swego ciała i uznanie, że nie dysponuje się nimi i tym co one symbolizują samemu, ale że Pan jest ich jedynym władcą i rządcą. 

Myśl, jak sądzę, warta przynajmniej rozważenia, na drodze uporządkowania samych siebie, pokuty ku nawróceniu, oraz przygotowania na nadejście Królestwa Bożego.

Może ktoś w tych rozważaniach usłyszy wezwanie przekraczające zamiary autora tych słów. To dobrze. Bóg nieustannie czeka na Abrahamów XXI w., albo na owych “sprawiedliwych” o których wspomniany patriarcha mówił Panu. Czeka na rozmaicie rozumiane dusze wybrane. Częściej jednak znajduje dusze chore, zniszczone, umierające, ślepe i głuche. Przecież nawet decyzje o wybraniu życia w celibacie dla Królestwa Bożego, czyli o wstąpieniu do seminarium czy zakonu jest podejmowana w oparciu o miliony doczesnych lub wręcz niezdrowych motywacji! Wizja kapłana jako swoistego funkcjonariusza kulturalno-oświatowego natrętnie wylewa się z różnych nośników informacji, a jeszcze bardziej jest obecna w parafiach, których pasterze pomylili miłość do Słowa i Krzyża z pragnieniem sukcesu społecznego, socjologicznego i ekonomicznego. Z małymi wyjątkami, zakony klauzurowe bawią się “tańcząc dla Pana” na filmikach Facebokowych czy Youtubowych oraz robią wszystko, aby uznano ich egzystencję za niepotrzebną. 

Czy to czas na powołania katakumbowe? Na zgromadzenia idące szlakiem bł. Honorata? Na seminaria tworzone tak, jak w krajach byłego ZSRR, czy komunistycznych Chin? Zwłaszcza przykład tego ostatniego państwa może być smutnym przyczynkiem do rozważań na tematy tego, co może nas czekać, gdy doświadczymy zderzenia brutalnej machiny władzy z “nowocześnie humanistyczną” machiną władzy kościelnej…

Wiemy jednak, że na końcu Jej Niepokalane Serce zwycięży! Dlatego idźmy Jej śladem – Tej, która ofiarowała swą czystość, a Pan przemienił Jej dar w najpiękniejsze dzieło świata! Idźmy śladem Jej przeczystego Oblubieńca, który – jak wiemy z Ewangelii św. Łukasza – ofiarował Najwyższemu właśnie dwa młode gołębie, ofiarę najuboższych. Złożył w darze czystość swoją oraz swej dziewiczej małżonki…