Czyż nie jesteś odwieczny, Panie, Boże mój, Święty, który nie umierasz. Na sąd go przeznaczyłeś, o Panie, Skało moja, zachowałeś dla wymiaru kary. Zbyt czyste oczy Twoje, by na zło patrzyły, a nieprawości pochwalać nie możesz. Czemu jednak spoglądasz na ludzi zdradliwych i milczysz, gdy bezbożny niszczy uczciwego?
Ludzi traktuje jako ryby morskie, niczym płazów [gromadę], którą nikt nie rządzi. Wszystkich łowi na wędkę, zagarnia swoim niewodem albo w sieci gromadzi — tańcząc przy tym z radości. Przeto ofiarę składa swojej sieci, pali kadzidło niewodowi swemu, bo przez nie zdobył sobie łup bogaty i pożywienie jego stało się obfite. Ciągle na nowo zarzuca swe sieci, mordując ludy bez żadnej litości.
Na straży mojej stać będę, udam się na miejsce czuwania śledząc pilnie, by poznać, co przemówi do mnie, jaką odpowiedź da na skargę moją.
I odpowiedział Pan tymi słowy: „Zapisz widzenie, na tablicach wyryj, aby z łatwością odczytać je można. Jest to widzenie na czas oznaczony, lecz wypełnienie jego z pewnością nastąpi; a jeśli się opóźnia, ty oczekuj na nie, bo w krótkim czasie przyjdzie niezawodnie. Oto zginie ten, co jest ducha nieprawego, a sprawiedliwy żyć będzie dzięki swej wierności”. (Ha 1,12-2,4)
Niewody są to sieci rybackie stosowane na jeziorach oraz stawach. Składają się z dwóch skrzydeł połączonych matnią oraz jej końcową częścią zwaną kutlem. Skrzydła mają kształt wydłużonych prostokątów, matnia przypomina worek o wlocie w kształcie trapezu. Zadaniem matni jest zbieranie ryb zagarniętych przez skrzydła. O takiej pułapce zastawianej przez ludzi niegodziwych (dokładnie “bezbożnych”, czyli nie uznających Boga i Jego władzy nad stworzeniem, nie uznających Jego praw) pisze prorok Habakuk.
Czemu jednak spoglądasz na ludzi zdradliwych i milczysz, gdy bezbożny niszczy uczciwego? (Ha 1,13)
Pytania jakie zadaje sobie człowiek od niepamiętnych czasów. Czemu bezbożni mogą bezkarnie (przynajmniej tak się wydaje) wywierać ucisk na ludziach bogobojnych, czy prawych… Czemu? Jeremiasz odpowiada:
Leżeć musimy w hańbie i wstyd nas okrywa, bo zgrzeszyliśmy wobec Pana, Boga naszego, my i przodkowie nasi, począwszy od młodości aż do dziś; nie słuchaliśmy głosu Pana, Boga naszego. (Jr 3,25)
Przez wzgląd na niechęć do nawrócenia, oraz poddania Bożemu panowaniu wszystkich przestrzeni życia – prywatnych i państwowych – wydał nas Pan na pastwę ludzi nieprawych. Z nas oni wyszli, ale uwiódł ich duch tego świata, który sprzeciwia się Bogu. Ten, który mieni się księciem tego świata, nieustannie kusi i mami poczuciem władzy. Tak kusił samego Pana:
Wówczas powiódł Go [diabeł] w górę, pokazał Mu w jednej chwili wszystkie królestwa świata i rzekł do Niego diabeł: Tobie dam potęgę i wspaniałość tego wszystkiego, bo mnie są poddane i mogę je dać, komu zechcę. Jeśli więc upadniesz i oddasz mi pokłon, wszystko będzie Twoje. Lecz Jezus mu odrzekł: Napisane jest: Panu, Bogu swemu, będziesz oddawał pokłon i Jemu samemu służyć będziesz. (Łk 4,5-8)
Chrystus zaś przestrzegał i przestrzega wszystkich, którzy mienią się Jego uczniami:
Wiecie, że władcy narodów uciskają je, a wielcy dają im odczuć swą władzę. Nie tak będzie u was. Lecz kto by między wami chciał stać się wielkim, niech będzie waszym sługą. (Mt 20,25-26)
Niestety, wielu – a może wręcz wszyscy – wchodzący do tzw. polityki, czy to ze strony prawej, czy to lewej, czy z jakiejkolwiek innej, ulega pokusie “dawania odczuć władzy”. Wie o tej pokusie każdy, komu w jakikolwiek sposób powierzono zwierzchność nad kimś drugim. Na czym to polega? Na dwóch rzeczach. Najpierw, na głębokim przekonaniu, że da się sprawować ową zwierzchność – a mówiąc słowami Pana: da się “służyć innym” – poprzez egzekwowanie najbardziej absurdalnych zakazów i nakazów. Potem, na takim manipulowaniu ludźmi poprzez oddziaływanie na ich lęk, emocje, czy niskie instynkty, na takim wykorzystaniu słabości, aby przeprowadzić to, co uważa się za słuszne. Świetnie ilustruje taką postawę stwierdzenie: „Im więcej lekceważenia tym więcej obostrzeń”. Czyli – im bardziej się nas (rządzących) nie słuchacie, tym bardziej damy wam odczuć naszą władzę!
Czy nie jest to modelowy wręcz przykład arogancji?
Prorok tak opisuje działanie mającego władzę bezbożnika:
Ludzi traktuje jako ryby morskie, niczym płazów [gromadę], którą nikt nie rządzi. Wszystkich łowi na wędkę, zagarnia swoim niewodem albo w sieci gromadzi — tańcząc przy tym z radości. (Ha 1,14-16)
Cała histeria wokół tzw. “pandemii”, rozpętana i umiejętnie a to wygaszana, a a to podsycana, jest przykładem Habakukowego proroctwa. Ktoś (kto tak naprawdę?) wyraźnie traktuje ludzi jak zwierzątka, jak stadko bezosobowych istot, którymi “nikt nie rządzi”. Ten ktoś zapomina jednakże, że ludzie nie są stadem bezrozumnych owiec. Nawet jeśli doprowadzi się człowieka do swoistej bezrozumności, ma on wciąż swoją obiektywną godność! Jest podmiotem! Jest osobą!
Zapomina też, ów ktoś, że to nie on rządzi narodem, państwem, czy konkretną społecznością. Rządcą jest Bóg. W sposób szczególny Królową naszego Narodu jest Bogurodzica. Jest tragedią duszy konkretnego polityka, zwłaszcza gdy jest człowiekiem ochrzczonym, zlekceważenie tego wymiaru publicznej służby, jakiej się oddaje. To nie jest tak, że jesteśmy niby bezpański pies, którego można sobie przygarnąć i wytresować według własnych upodobań! Jesteśmy własnością Pana!
Jakże gorzko smakuje widok polityków uzurpujących sobie prawo do regulowania szczegółowymi przepisami – dodajmy, że absurdalnymi – sposobu życia ludzi w ich prywatnej przestrzeni! Do regulowania również życia kościelnego i – co za tym idzie – duchowego! Za takim sposobem myślenia (“mam władzę, to mi wolno robić to, co wydaje mi się słuszne w danym momencie”) kryje się bezmiar pychy.
Wspominam często w tych dniach postawę św. Jana Pawła II, który wielokrotnie podkreślał podmiotowość pacjenta wobec omnipotencji lekarskiej. Dość dobrze ukazywała to scena rozmowy papieża z lekarzami w klinice Gemelli, przypomniana przez Pawła Woldana w sztuce “Totus Tuus”. Jan Paweł II został postawiony przed koniecznością drugiej (po ratującym mu życie zabiegu zaraz po zamachu) operacji. Tak o tym pisze Sebastian Musiół w Gościu Niedzielnym:
Decyzję o dacie tej drugiej operacji – i zakończeniu kuracji szpitalnej – podjął sam Papież, który postanowił walczyć o to, żeby stać się raczej „podmiotem swojej choroby” aniżeli „przedmiotem leczenia”. – Całe życie broniłem praw człowieka – powiedział swoim lekarzom – dzisiaj tym człowiekiem jestem ja sam.
Podmiotem swojej choroby! Nie “przedmiotem leczenia”!
Jakże boli, gdy politycy, będący ludźmi ochrzczonymi, katolikami, ba! – publicznie odwołujący się do wstawiennictwa Królowej tego Narodu, ba! – będący lekarzami! – gardzą tą personalistyczną a zarazem głęboko ewangeliczną wizją podejścia do człowieka, jaką ukazał św. Jan Paweł II.
Pogarda ta wyraża się w głębokiej wierze w literę prawa (może nawet nie prawa, co czegoś na wzór “ukazów” carskich), w kary, w moc przepisów, a także w dopuszczaniu lub wręcz prowokowaniu emocjonalnej atmosfery manipulującej świadomością ogółu. Łatwo jest nastraszyć. Łatwo bawić się w inżynierię społeczną. Można to zrobić. Można ulec takiej pokusie sterowania emocjami i zachowaniami – oczywiście w imię zbożnych idei, ratowania życia i zdrowia. Można. Ale, czy wolno.
Przecież nie mamy do czynienia z sytuacjami jasnymi i sprawdzonymi. Żaden naukowiec z czystym sercem nie wyda pewnej opinii na temat COWID-19, na temat leczenia czy sposobu chronienia się przed tym. Nawet nie wiadomo czy w ogóle można się przed tym uchronić. Błądzimy wokół teorii i hipotez. Ale jednocześnie, przy tak ogromnych wątpliwościach, wobec realnej niewiedzy, wobec braku naukowych podstaw do racjonalnego działania – podejmuje się decyzje co najmniej wątpliwe.
A przecież w sytuacji wątpliwej nie wolno działać!
Ta zabawa w bogów, jedynych władców ludzkiego postępowania skończy się źle. Każda pycha, czy to polityczna, czy lekarska, czy jakakolwiek zostanie ukarana.
Oto zginie ten, co jest ducha nieprawego, a sprawiedliwy żyć będzie dzięki swej wierności. (Ha 2,4)
Cóż nam pozostaje? Trwać cierpliwie w wierze.
Jest to widzenie na czas oznaczony, lecz wypełnienie jego z pewnością nastąpi; a jeśli się opóźnia, ty oczekuj na nie, bo w krótkim czasie przyjdzie niezawodnie. (Ha 2,3)
Co ma jednak zrobić naród, który jest chory? Który ma gorączkę duchową? Który jest targany raz w ogień, raz w wodę? Który zdetronizował swego Pana, oddając rządy nad sobą – i to jak widać rządy dusz – innym ludziom, zwykłym grzesznikom?
Nie podobało się Samuelowi to, że mówili: Daj nam króla, aby nami rządził. Modlił się więc Samuel do Pana. A Pan rzekł do Samuela: Wysłuchaj głosu ludu we wszystkim, co mówi do ciebie, bo nie ciebie odrzucają, lecz Mnie odrzucają jako króla nad sobą. Podobnie jak postępowali od dnia, w którym ich wyprowadziłem z Egiptu, aż do dnia dzisiejszego, porzucając Mnie i służąc innym bogom, tak postępują i z tobą. Teraz jednak wysłuchaj ich głosu, tylko wyraźnie ich ostrzeż i oznajmij im prawo króla, który ma nad nimi panować. I powtórzył Samuel wszystkie słowa Pana ludowi, który od niego zażądał króla. Mówił: Oto jest prawo króla mającego nad wami panować: Synów waszych będzie on brał do swego rydwanu i swych koni, aby biegali przed jego rydwanem. I uczyni ich tysiącznikami, pięćdziesiątnikami, robotnikami na swojej roli i żniwiarzami. Przygotowywać też będą broń wojenną i zaprzęgi do rydwanów. Córki wasze zabierze do przyrządzania wonności oraz na kucharki i piekarki. Zabierze również najlepsze wasze ziemie uprawne, winnice i sady oliwkowe, a podaruje je swoim sługom. Zasiewy wasze i winnice obciąży dziesięciną i odda ją swoim dworzanom i sługom. Weźmie wam również waszych niewolników, niewolnice, waszych najlepszych młodzieńców i osły wasze i obarczy pracą dla siebie. Nałoży dziesięcinę na trzodę waszą, wy zaś będziecie jego sługami. Sami będziecie narzekali na króla, którego sobie wybierzecie, ale Pan was wtedy nie wysłucha. Odrzucił lud radę Samuela i wołał: Nie, lecz król będzie nad nami, abyśmy byli jak wszystkie narody, aby nas sądził nasz król, aby nam przewodził i prowadził nasze wojny! (1 Sm 8,6-20)
Skoro naród nie chce wypełniać ślubów danych swojej Królowej i ucieka od uznania praw bożych w swoim życiu, to dostaje takich rządców, na jakich zasłużył. Nie ma w tej chwili, po żadnej stronie, takiej opcji politycznej, która we wszystkim, zdecydowanie, z odwagę i przekonaniem broniłaby bożych praw. Konsekwencje tego stanu, zakorzenionego w mentalności ludzkiej, będą tragiczne.
Rod Dreher w „Opcji Benedykta” pisał (mając na myśli warunki amerykańskie, ale uważam, że można to zastosować również do warunków polskich):
Wiadomo, jak zaciekłe i gwałtowne są partyjne batalie polityczne, ale chrześcijanie muszą pamiętać, że konwencjonalni amerykańscy politycy nie naprawią zła dziejącego się w naszym społeczeństwie i kulturze. Nie są do tego zdolni, bo zarówno po lewej, jak i po prawej stronie działają z pozycji, która ułatwia i poszerza ludzkie wybory, a to właściwie jest końcem polityki. Lewica i prawica spierają się tylko o to, gdzie wyznaczyć granice. Program żadnej z tych partii nie jest w pełni zgodny z prawdą chrześcijańską.
Natomiast polityka „Opcji Benedykta” wskazuje, że nieporządek w amerykańskim życiu publicznym pochodzi z nieporządku wewnątrz amerykańskiej duszy. Zaczyna więc od propozycji, aby najważniejszym zadaniem polityki naszych czasów było przywrócenie wewnętrznego porządku, zestrojenie go z wolą Boga – tego samego telos, jaki posiada życie we wspólnocie zakonnej. Wszystko inne będzie naturalną pochodną tego działania.
Niestety, dramatu dopełnia niezdolność uczniów Pańskich – Kościoła – do wyprowadzenia kogokolwiek z tego uwikłania. Jakby brakowało przejęcia się duszami… Jakby zanikła wiara, że to dusza jest siłą człowieka, i to o nią trzeba walczyć, jej chronić, ją uzdrawiać.
Przypomina się fragment Ewangelii, czytany w kościołach dokładnie w dzień wprowadzenia (cichcem!) kolejnych restrykcji państwowych:
A gdy przyszli do tłumu, podszedł do Niego człowiek, upadł przed Nim na kolana, i prosił: Panie, zmiłuj się nad moim synem, bo jest lunatykiem i strasznie cierpi; często bowiem wpada w ogień i często w wodę. I przyprowadziłem go do twoich uczniów, ale nie byli w stanie go uzdrowić.
Jezus zaś odpowiedział: O, pokolenie bez wiary i przewrotne! Jak długo z wami będę? Jak długo będę was znosił? Przyprowadźcie mi go tutaj. Po czym skarcił go Jezus – i demon wyszedł z niego, i od tej godziny chłopiec był uzdrowiony.
Wówczas na osobności podeszli do Jezusa i zapytali: Dlaczego my nie byliśmy w stanie go wypędzić?
A On im na to: Z powodu waszej małej wiary. Zapewniam was bowiem, jeśli macie wiarę jak ziarno gorczycy i powiecie tej górze: Przenieś się stąd tam – przeniesie się; i nic nie będzie dla was niemożliwe. (Mt 17,14-20)
Uczniowie Chrystusa bez wiary nie są w stanie nikomu pomóc!
Ludzie Kościoła bez wiary nie mogą kogokolwiek poprowadzić!
Co najwyżej pozostaje im słać prozdrowotne (a tak naprawdę propaństwowe) apele i powielać zdroworozsądkowe rady…
A naród lunatykuje – chodzi z kąta w kąt za blaskiem kolejnego księżyca… A za tym pobłądzeniem kryje się – jak mówi Słowo – demon. I nikt nie może go wypędzić.
A naród wpada raz w ogień raz w wodę – i wszyscy są bezradni.
Gdy zamienimy prostą wiarę – opartą na Słowie, Tradycji i doświadczeniu świętych oraz przyjętą przez intelekt – na próby dostosowania się do zmienności świata oraz pogodzenie się z nieuchronnością zmian społecznych, wówczas jesteśmy bezbronni w walce, jaką toczy z nami świat i szatan. Używając obrazu ze wspomnianej Ewangelii – dziś uczniowie Pańscy proponują targanemu przez demona człowiekowi dużo entuzjazmu wiary i pracę nad polepszeniem samopoczucia przy jednoczesnym zaakceptowaniu swego trudnego stanu. Dlaczego? Bo nie wierzą w moc pokuty, modlitwy, sakramentów i nawrócenia. Bo nie wierzą w moc Bożą – w to, że Pan mocen jest zainterweniować w historię. Bo wierzą w moc wszelkich ludzkich hipotez – od socjologicznych począwszy a na moralnych skończywszy. Bo wierzą w medycynę, psychologię, czy “zdobycze myśli ekonomicznej”. Bo wierzą w moc “procesów dziejowych” i grozę procesów sądowych. Bo bardziej się obawiają głosów medialnych niż głosu gniewu bożego.
Trudno przyprowadzać lunatyka opanowanego przez demona do tak myślących uczniów Pana…
Takie dwa skrzydła niewodu – jedno bardziej świeckie, niejako państwowe, drugie bardziej kościelne – możemy zauważyć obok siebie. Jak uciec z tej matni, która grozi pozbawieniem podmiotowości lub osłabieniem wiary, albo jednym i drugim na raz?
Jest to widzenie na czas oznaczony, lecz wypełnienie jego z pewnością nastąpi; a jeśli się opóźnia, ty oczekuj na nie, bo w krótkim czasie przyjdzie niezawodnie. Oto zginie ten, co jest ducha nieprawego, a sprawiedliwy żyć będzie dzięki swej wierności”. (Ha 2,3-4)