Dziś rano przeczytałem facebookowy wpis jednego z publicystów, będący komentarzem do niedzielnej Ewangelii. Komentarzem, muszę to przyznać, niezwykle inspirującym…

Napisał on między innymi:

Są takie rzeczy, których nie da się przyspieszyć. Historia Apostołów z dzisiejszej Ewangelii, którzy „zrozumieli” pewne rzeczy po długiej drodze, a potem jeszcze dochodzili do pojmowania ich lepiej jest tego znakomitym przykładem.  Zrozumienie, nadanie sensu, jego odkrycie, doświadczenie działania Boga w ciemności, tragedii, samotności naszego życia to nie jest coś, co można na sobie czy tym bardziej na innych wymusić, co można im przedstawić do wierzenia. (…)
Pokój, zrozumienie, oswojenie przychodzi po wielu latach, a czasem dopiero nadejdzie. Zwątpienie, szukanie, szamotanie się w wątpliwościach to jest droga wiary.

Przeczytałem i choć w pierwszej chwili pokiwałem ze zrozumieniem głową nad współczuciem, z jakim ów intelektualista pochyla się nad ludzkim zwątpieniem, to jednak uznałem, że należałoby zaprotestować. Bo przecież Chrystus mówiący do Apostołów “Pokój wam!”, nie mówi o czymś, co dopiero nadejdzie, nie kusi ich żmudną wizją odległego pokoju serca, ale udziela im Daru, który jest na wyciągnięcie ręki. Łaska i wiara spotykają się ze sobą.

To prawda, że nie da się przyspieszyć wędrówki drogą paschalną. Trzeba przejść przez wszystkie stacje swoistej Via Crucis (musimy podążyć za Panem przez Krzyż, co nie znaczy, że mamy się tego bać i przed tym jakoś bardzo uciekać), aby wreszcie obumarł w nas stary człowiek. Podobnie było w przypadku Apostołów – dotkniętych lękiem i nieumiejętnością zebrania na nowo własnego doświadczenia, by pogodzić je z proroctwami Pisma i zapowiedziami Ukrzyżowanego. Zrozumienie przyszło do nich jednak nie drogą przemyśleń i kontemplacji własnych mroków, ale poprzez przylgnięcie do Żyjącego. 

Niektórzy twierdzą, że odkrycie sensu tragedii i samotności naszego życia nie jest czymś, co naturalnie wynika z prawd przedstawionych przez Kościół do wierzenia. 

To nieprawda. 

Rozjaśnienie ciemności Wieczernika następuje od razu, gdy staje w nim Zmartwychwstały. 

W końcu ukazał się samym Jedenastu,
gdy siedzieli za stołem,
i wyrzucał im brak wiary oraz upór,
że nie wierzyli tym,
którzy widzieli Go zmartwychwstałego.
(Mk 16,14)

Nie uwierzyli, czyli – “nie chcieli uwierzyć”, a nie “nie mogli”. Mieli – dosłownie – “zatwardziałe serca”. Gdyby nie byłoby to zależne od ich woli, wówczas nie spotkaliby się z wyrzutem.

Św. Łukasz zaś zwraca uwagę na inną reakcję uczniów:

Oni natomiast, przelękli i przestraszeni
myśleli, że widzą ducha.
Lecz On zapytał ich:
Dlaczego jesteście zaniepokojeni
i dlaczego wątpliwości budzą się w waszych sercach? (…)
A gdy oni nadal nie wierzyli
z powodu radości i zdumienia,
powiedział do nich:
Czy macie tu w tym miejscu coś do jedzenia?
(Łk 24,37-38.44)

Upór prowadzący do niewiary zrodził się na bazie lęku, poczucia bezsensu, zaniepokojenia i zdziwienia. Cokolwiek nie przeżywali Apostołowie prowadziło to nie do przylgnięcia do Pana, ale do niewiary i niechęci do podążania za proroctwami Pism.

Wielu by wolało dziś uwznioślić niewiarę i szamotanie się w wątpliwościach. Niczego takiego jednak nie znajdziemy w Ewangeliach, zwłaszcza tych, mówiących o Zmartwychwstaniu. Ciemność nie jest drogą wiary, wręcz przeciwnie, jest owej wiary zaprzeczeniem, niezależnie od tego, co tę ciemność wywołuje. I to wyrzucał Apostołom Zwycięzca śmierci.

Postawa Apostołów nie ma też nic wspólnego z tym, co później św. Jan od Krzyża określił mianem “nocy ciemnej”. Wątpliwości nie są światłem, wręcz przeciwnie. Może nim być, co najwyżej, pragnienie Boga i pragnienie wiary. Niczego takiego jednak nie odnajdujemy w doświadczeniu zamkniętych w Wieczerniku uczniów.

Masz więc do wyboru – medytować nad sobą, kontemplując własne zagubienie, poczucie braku sensu, miałkość wysiłków; albo wpatrzeć się w Zmartwychwstałego, przylgnąć do słów Ewangelii i zaufać nim bardziej niż sobie. To pierwsze prowadzi do nieustannego zwątpienia i trwania w skupieniu na sobie, to drugie do otwartości i miłości, polegającej na wyjściu z siebie. 

Wszyscy Ojcowie Kościoła, ze św. Augustynem na czele, uczyli, że wiara niesie ze sobą wyzwolenie ze zwątpienia (które klasycznie było pojmowane jako dzieło diabła) i całkowitą pewność nauki Ewangelii. Na przekór tego wielu współczesnych intelektualistów deklarujących swój katolicyzm, coraz mocniej poddaje się umiłowaniu zwątpienia. Widzą w nim swoistą ścieżkę ku wierze, co jest charakterystyczne dla umysłu dotkniętego “nową teologią”. Tak opisywał to zjawisko Paweł Lisicki w książce “Dogmat i tiara”:

W myśli heterodoksyjnej tym, co najważniejsze, jest nie zawartość wiary, nie jej treść, nie posłuszne przylgnięcie do tego, co objawia autorytet, ale uznawanie i przeżywanie. (…) Nagle okazuje się, że źródłem wiary jest moja wola, żeby wierzyć, wola, która ustanawia to, co jest, mimo że tego czegoś nie widzę.

Człowiek w ten sposób rozumujący, nie wierzy Bogu, ale w przede wszystkim sobie samemu, ponieważ przylega do dogmatów wiary nie dlatego, że są objawione przez Boga, ale dlatego, że wydają się słuszne jemu, jego rozumowaniu czy szeroko pojętej wrażliwości. Oś religii przenosi się więc między skrajnościami – od Słowa Boga do słowa człowieka. Tak rozumiana wiara, jak pisze Lisicki, to:

raczej egotyczne uniesienie, to raczej pełne pychy zauroczenie się sobą i własnymi wątpliwościami niż to, co zwykło się określać wiarą.

Taki sposób przeżywania, a przede wszystkim – rozumienia wiary, wydaje się być dzisiaj “na topie”. Wiara staje się zależna nie tyle nawet od przeżywanych przez człowieka ciemności, co od samego “ego” owego człowieka. Jej źródłem jest subiektywne “poczucie” – czy to pozytywne, czy to negatywne – a nie obiektywny fakt rozumnego skonfrontowania się z prawdą, z Chrystusem, z faktem Jego zmartwychwstania. Ciemności Wieczernika rozproszył Ten, który wstał z grobu, a nie smutne rozmyślania zagubionych uczniów. Chrześcijanin nie jest sobą, gdy trwa w nieustannym zwątpieniu. Zaczyna nim być, gdy skłoni się ku przyjęciu świadectwa Apostołów i milionów ludzi, którzy swoim życiem – i śmiercią! – poświadczyli o prawdziwości Ewangelii.