Dziesięć dni temu, IPN wraz z prokuratorem generalnym, poinformowali, że badania toksykologiczne, jakim poddano szczątki zmarłego w 1987 r. ks. Franciszka Blachnickiego, wykazały ślady substancji trujących. Wynikałoby z tego, że założyciel Ruchu Światło Życie został prawdopodobnie otruty. Według zeznań świadków, stan zdrowia kapłana pogorszył się po trudnej rozmowie, jaką miał odbyć z małżeństwem Gontarczyków – swoich bliskich współpracowników. Dziś wiemy, że oboje byli współpracownikami Służby Bezpieczeństwa, zadaniowanymi w kierunku ks. Blachnickiego i dzieła, jakie prowadził na emigracji. Stworzona przez tego kapłana Chrześcijańska Służba Wyzwolenia Narodów, oraz prowadzony przez niego ośrodek ewangelizacyjny w Carlsbergu, były w połowie lat osiemdziesiątych miejscami starającymi spajać polską emigrację, oraz oddziaływać na sekularyzującą się Europę. Organizowane przez ks. Blachnickiego marsze, rekolekcje, czy konferencje nieustannie były solą w oku polskich (i zapewne nie tylko) władz komunistycznych. Jednocześnie też warto pamiętać, że również dla wielu hierarchów działalność założyciela Oaz była trudnym i wymagającym wyzwaniem, głównie ze względu na bezkompromisowość jego wypowiedzi i postaw, jakie prezentował. Jeśli należy widzieć w nim proroka tamtych czasów, to na pewno miał jedną z cech typowo prorockich – siłę radykalizmu, niezrozumianą przez wielu i nieakceptowaną przez “mających władzę”. Jakąkolwiek władzę. W zasadzie jedynym, który rozumiał (a może bardziej czuł) myśl i sposób działania ks. Blachnickiego, był Jan Paweł II, który już od czasów krakowskich wspierał charyzmatycznego kapłana w jego różnorakich inicjatywach.

Zawsze ciekawe są pierwsze reakcje na ważne wydarzenia. Dlatego z ciekawością przeczytałem wywiad, jakiego udzielił portalowi “wPolityce.pl” po konferencji IPN-u ks. Marek Sędek, Moderator Generalny Ruchu Światło-Życie. Można było spodziewać się słów zadziwienia, może nawet pewnej bojaźni wobec tak zdefiniowanej przyczyny śmierci Sługi Bożego. Wynikałoby bowiem z oficjalnych  ustaleń, że ciche męczeństwo samotności, niezrozumienia, czy świadomości obumierania stworzonych przez siebie dzieł (czemu Blachnicki dawał wyraz w swoich wypowiedziach i pismach), zostało uwieńczone męczeństwem przelanej krwi. Sam ks Blachnicki w swoich prywatnych zapiskach, a także w Testamencie, jasno opisywał “ciemne noce ducha”, jakie przeżywał w Carslbergu. Fakt otrucia kapłana każe zastanawiać się nad poszczególnymi składowymi owych “ciemnych nocy”, również tych, które zafundowali ks. BLachnickiemu bliscy ludzie. Różni ludzie. Pojawia się też – jak najbardziej słuszne – pytanie o to, czy można założyciela Oaz nazywać męczennikiem, co dla procesu beatyfikacyjnego ma niebagatelne znaczenie.

Tymczasem następca ks. Blachnickiego wydaje się nie być w ogóle zainteresowany okolicznościami śmierci Założyciela Oaz! Nie wierzy w jego męczeństwo? Nie wierzy w naukę Kościoła o męczeństwie? A może sprawa ma jeszcze jakieś dno, o którym nie wiemy? 

Ks. Sędek, zapytany wprost, czy oficjalne potwierdzenie przyczyny śmierci ks. Blachnickiego zmienia coś dla Ruchu Światło-Życie, odpowiada z rozbrajającą szczerością:

Prawie nic. Wiedzieliśmy, że był prześladowany, inwigilowany, że przeszkadzał. A to, czy bezpośrednią przyczyną śmierci było otrucie, czy – jak było w akcie zgonu – zator płuc, niewiele – gdy chodzi o Ruch Światło-Życie, jego tradycję, charyzmat i formację – dla nas zmienia.

Kuriozalne stwierdzenie…

To, czy na czele Założycielem Ruchu był męczennik, czy nie – niewiele zmienia!? Nic nie znaczy dla “tradycji, charyzmatu i formacji Ruchu”? 

Podobną myśl wyraził Krzysztof Jankowiak (jakiś czas temu wsławił się artykułem w Więzi, atakującym praktykę odmawiania modlitwy do św. Michała Archanioła po Mszy św., pełni – wraz z żoną, posługę odpowiedzialnego za Centralną Diakonię Misyjną) w oficjalnym oświadczeniu Ruchu:

Od dawna jesteśmy przekonani o świętości życia ks. Franciszka Blachnickiego. Dlatego dla Ruchu Światło-Życie wyniki dochodzenia prowadzonego przez IPN nie rodzą potrzeby zmian ideowych czy w programie ewangelizacyjnym i formacyjnym wynikających z nauczania soborowego przekazanego nam przez Czcigodnego Sługę Bożego. Ujawnienie trudnej prawdy przynagla nas do większej wierności charyzmatowi Założyciela, który „życie swoje oddał za Kościół”, abyśmy w świecie współczesnym byli Kościołem żywym.

Pięknie brzmiąca nowomowa… Jeśli Założyciel jest męczennikiem, to istota jego świętości leży w czym innym, aniżeli chcieliby to widzieć odpowiedzialni Ruchu. Jeśli są przekonani o świętości Założyciela, to czemu, mając wiedzę o kulisach jego śmierci, nie ujawnili się z nią publicznie, woląc się z tą “trudną prawdą” nie mierzyć. Czy to jest owoc świętości?

Ale wróćmy do kuriozalnego wywiadu.

„Spodziewaliśmy się tego od początku” – mówi ks. Sędek o potwierdzeniu faktu otrucia ks. Blachnickiego.

Nieoficjalne informacje na ten temat mieliśmy wcześniej. Przed oficjalną sekcją zwłok była tzw. sekcja kościelna. Już wtedy okazało się, że w ciele ks. Franciszka znaleziono podwyższoną obecność metali ciężkich.

Zaraz. Jak to? Już wcześniej wiedziano o tym, że coś jest na rzeczy? Już jakiś czas temu (Kiedy? Ks. Sędek nie podaje daty owej ekshumacji kościelnej. Możemy domniemywać, że miała ona miejsce po  rozpoczęciu procesu beatyfikacyjnego, a przy okazji przeniesienia szczątków kapłan do Krościenka, czyli w 2000 r.) pojawiły się podejrzenia – a może twarde fakty? – że miało miejsce otrucie? I nikt z tym nic nie robił? Nie wszczynał śledztwa? Nie zadawał pytań? Na zastanawiał się kto był sprawcą? 

Co więcej – i co budzi moje szczególne zaniepokojenie – pamiętam, jak kilkanaście lat temu, w pierwszej dekadzie XXI w., panie z Diakonii Stałej – czyli osoby teoretycznie najbliższe Zmarłemu – często mówiły, że pogłoski o otruciu ks. Blachnickiego są nieprawdziwe, a dążenie do badań szczątków Założyciela jest niesłuszne. Argumentem podstawowym było stwierdzenie, że wszystkie tego typu działania – dodatkowe badania, śledztwo, czy w ogóle mowa o jakichś anomaliach związanych ze śmiercią ks. Blachnickiego – to przeszkadzanie w procesie beatyfikacyjnym, czy nawet wręcz przeszkoda w beatyfikacji. Wielokrotnie osoby związane z Ojcem Blachnickim w ostatnich latach jego życia sugerowały naturalne przyczyny jego śmierci (choć ponoć, jak twierdzi ks. Sędek, coś się mówiło, coś wiedziano) związane np. z oparami z popsutej sklejarki drukarni w Carlsbergu. Tak mówił ks. Kazimierz Ćwierz w niedawnym filmie dokumentalnym „Blachnicki. Życie i Światło”, wyprodukowanym przez TVP:

Ja nie popieram teorii, że ks. Blachnicki został otruty, Zresztą nie wiem skąd ona się wzięła.

Skąd ten lęk? Czy Instytut Niepokalanej Matki Kościoła, albo niektóre z jego członkiń miały jakąś sekretną wiedzę na temat tego, co zaszło w Carlsbergu w lutym 1987 roku? Czy się nią z kimkolwiek podzieliły?

Pytań jest jeszcze więcej. Choć, nawet obecnie, większość podejrzeń o ewentualne zatrucie ks. Blachnickiego, jest kierowana w stronę Andrzeja i Jolanty Gontarczyk, to wcale mnie jestem pewien, czy to jedyny ślad w tej sprawie. Czyżby w otoczeniu charyzmatycznego kapłana było tylko jedno źródło informacji zadaniowane przez SB?  Znany jest przecież przypadek Cezarego Lisa.

Rozumiem, że wątek Gontarczyków będzie dziś mocno eksploatowany, przez władzę i ludzi Kościoła. Jest to bowiem wątek wygodny, choćby ze względu na działalność Jolanty Gontarczyk (obecnie Lange) w środowiskach lewicy. Jednak budzi on moje mocne wątpliwości – czy rzeczywiście zabójcy kapłana afiszowali by się potem swoją działalnością wśród polonii niemieckiej? Przecież Gontarczykowie po powrocie do kraju występowali w polskiej telewizji oczerniając Blachnickiego i skupione wokół niego środowisko. Trudno o jaśniejsze ściągnięcie na siebie podejrzeń… Podobną myśl wyraził, we wspomnianym przeze mnie filmie dokumentalnym, gen. Andrzej Kowalski, były szef Służby Wywiadu Wojskowego, mówiąc o powrocie Gontarczyków do PRL:

…zostały w ten sposób ukryte inne źródła. Nasza uwaga ma się w ten sposób skoncentrować tylko na Gontarczykach, po to, abyśmy nie szukali nikogo więcej.

Paradoksalnie, mój niepokój wzmacnia wypowiedź ks. Sędka z cytowanego wywiadu. Wypowiedź zadziwiająca i niezrozumiała, biorąc pod uwagę kto i o kim mówi – człowiek stojący na czele katolickiego ruchu o założycielu tegoż Ruchu, kapłanie uważanym za proroka i świętego!

Są przesłanki, które dopiero trzeba zweryfikować, że ks. Blachnicki nie musiał być zamordowany z powodu wiary, ale mogły być inne motywy tej zbrodni. (…) Doktor Robert Derewenda z IPN swojego czasu poinformował o istnieniu przesłanek do rozpatrywania także motywów finansowych. Międzynarodowe Centrum Ewangelizacji Ruchu Światło-Życie w Carlsbergu było okradane. Ks. Blachnicki w ramach działania tamtejszego wydawnictwa umawiał się na współpracę z protestantami gdy chodzi o materiały ewangelizacyjne. I ginęły pieniądze, ponoć prawie 1,5 mln niemieckich marek. Być może zostali przez ks. Franciszka i jego współpracowników zdekonspirowani i postanowili go otruć? 

Brzmi to tak, jakby obecne władze Ruchu nie były kompletnie zainteresowane tragedią swego Założyciela! Nie zainteresowane prawdą! 

Ktoś może powiedzieć, że w wywiadach się nie mówi o rzeczach mogących utrudniać śledztwo, nie podaje się do publicznej wiadomości różnych spraw mogących spłoszyć ewentualnego sprawcę. Owszem. Ale to by znaczyło, że podejrzenia nie muszą iść w stronę tych, o których całe media trąbią, jako o najbardziej prawdopodobnych wykonawcach zbrodni. Ponadto, skoro w ogóle ks. Sędek wypowiada się na ten temat publicznie, to nie może robić niejasnych uników, ale obowiązuje go – choćby jako duchowego dziedzica apostoła prawdy, jakim był ks. Blachnicki – maksymalna możliwa szczerość i jasność w temacie tej śmierci. A tej nie ma, i co więcej, nie było w środowisku odpowiedzialnych za Ruch. Coś – jak się okazuje – podejrzewano, coś się spodziewano, może coś wiedziano. I wszystko ukrywano. 

Jeszcze więcej zamieszania robi oświadczenie, jakie Moderator Generalny zamieścił niedługo po owym wywiadzie dla “wPolityce.pl”. Okazja, aby przestawić akcenty, przeprosić za ignorancję i nieszczęśliwe wypowiedzi, podkreślić miłość do prawdy – utknęła w dziwnym tłumaczeniu o braku autoryzacji wywiadu oraz o błędnym odczytaniu intencji ks. Sędka. Niestety, takie oświadczenia, tylko umacniają w przekonaniu, że władze Ruchu i osoby, niejako z urzędu bliskie ks. Blachnickiemu, nie są zainteresowane pełną prawdą o czasach Carlsberskich tego, któego nazywają Ojcem.

Mam wrażenie, że chodzi tu o sprawy daleko ważniejsze i mające duże konsekwencje, aniżeli te, o których z lubością rozpisują się liberalni katoliccy publicyści, stający w obronie ofiar pedofilii w Kościele… Empatia wobec ludzi skrzywdzonych nie obejmuje, jak widać, ks. Franciszka Blachnickiego.

Co więc stało się w Carlsbergu? Ile osób przebywających wraz z “gwałtownikiem Królestwa Bożego” było Judaszami, a ile “tylko” Piotrami? W jakim stopniu zinfiltrowano Instytut Niepokalanej Matki Kościoła, oraz Chrystusa Sługi? Jakie służby opracowywały temat ks. Blachnickiego – oprócz polskich – czy tylko niemieckie i radzieckie? A może jeszcze innych państw? Wszak Blachnicki często jeździł po świecie, a zainaugurowana przez niego Chrześcijańska Służba Wyzwolenia Narodów musiała być w zainteresowaniu różnych wywiadów. Ilu kapłanów, działających w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych w Ruchu Światło Życie było Tajnymi Współpracownikami bezpieki? Ilu z nich żyje dotąd i ma się dobrze? O czym nie napisano jeszcze w biografiach ks. Blachnickiego i monografiach poświęconych zarówno Oazie, jak i innym ruchom odnowy polskiego Kościoła?  Przecież fakt, że wciąż różne Służby mają w zwyczaju inwigilację przeróżnych ruchów, wspólnot i duszpasterstw katolickich, nie jest zbyt wielką tajemnicą.

Pytań jest naprawdę wiele. Okres dekady lat osiemdziesiątych był tragiczny dla polskiego duchowieństwa, wystarczy przypomnieć sobie zabójstwa księży Zycha, Suchowolca, Niedzielaka, a wreszcie bł. ks. Jerzego Popiełuszki. Zresztą, wygląda na to, że zarówno mord na kapelanie Solidarności, jak i śmierć ks. Blachnickiego, skrywają wiele podobnych tajemnic. Obaj byli podobnie “niechciani” przez reżim komunistyczny (do najwyższego, zagranicznego szczebla włącznie) oraz przez władze kościelne. I tu i tam byli solą w oku, choć widać, że była to ta sól, która nadaje smaku “tej ziemi”. 

I nie można puentować tych kwestii stwierdzeniem, że pewnie nigdy nie poznamy kulisów tej śmierci. Poprzestanie na tym, bez pełnej prawdy o wszystkich, którzy widzieli w ks. Blachnickim zagrożenie, bez rozpoznania osób duchownych, które realizował z determinacją zadanie zniszczenia tego kapłana i jego dzieła, bez uznania krótkowzroczności i małoduszności wielu wpływowych osób – będzie kolejną zdradą. Nie, nie tyle ks. Blachnickiego, co samego Chrystusa – jedynego Pana i Głowy Kościoła.

Jest też rzeczą znamienną, że całe środowisko związane z Ruchem Światło-Życie nie odczytało (i nie odczytuje!) znaku śmierci swego Założyciela, jako męczeństwa za wiarę. Sam ten fakt, ten brak, naturalnego – wydawałoby się – kultu męczennika, proroka naszych czasów, który potwierdził swą śmiercią to, co wyznawał ustami, jest zastanawiający. Może stoi za tym zbytnia ostrożność (“żeby nie zaszkodziło beatyfikacji”, tak jakby była ona li tylko wynikiem urzędniczych rozgrywek i dociekań, a nie efektem rozeznawania i Łaski), może niechęć do odkrycia pełnej prawdy, a może jest to jednak znak boży, który należy odczytać i pojąć. O czym on nam mówi? Może o odejściu Ruchu od charyzmatu wsłuchiwania się w wolę Bożą? Może o tym, że Ruch był charyzmatem danym jedynie na jakiś czas? A może o tym, że zbyt wiele zostało zbudowane na człowieku i jego talentach oraz osobistej charyzmie? A może o pokrętnych drogach niektórych ludzi Kościoła? 

W tej sprawie spełnia się Słowo naszego Pana, który nie tylko wzywał do wdzierania się gwałtem do Królestwa Bożego i zapowiadał męczeństwo swoim uczniom. Św. Łukasz zapisał:

Biada wam, ponieważ budujecie grobowce prorokom, a wasi ojcowie ich zamordowali. A tak jesteście świadkami i przytakujecie uczynkom waszych ojców, gdyż oni ich pomordowali, a wy im wznosicie grobowce. Dlatego też powiedziała Mądrość Boża: Poślę do nich proroków i apostołów, a z nich niektórych zabiją i prześladować będą. (Łk 11,47-49)

Do kogo Pan kieruje te słowa? Do uczonych w Prawie, których werset wcześniej charakteryzuje, jako tych, co wkładają na innych ciężary, jakich sami nie chcą tknąć. Wymagania prawdy są obligatoryjne. Dużo słów na ten temat padało w kontekście obrony dobrego imienia św. Jana Pawła II i kard. Sapiehy. Ale są olbrzymie pokłady spraw, o których nikt zbytnio nie chce mówić, gdyż dotykają pewnej mrocznej wspólnoty, jaką zadzierzgnęli niektórzy ludzie Kościoła i dawnej (czy tylko dawnej?) władzy. Sprawa śmierci ks. Blachnickiego do tej “strefy cienia” zdecydowanie należy. 

A z Boga nie można szydzić. 

Biada wam, uczonym w Prawie, bo wzięliście klucze poznania; samiście nie weszli, a przeszkodziliście tym, którzy wejść chcieli. (Łk 11,52)