Obejdźcie Syjon dookola, policzcie jego wieże. (Ps 48,13)
Przechodząc pod murami naszego narodowego Syjonu, mój przyjaciel kapłan, przewodnik męskiej pielgrzymki, jaka w tym roku wyruszyła po raz szósty do św. Józefa Kaliskiego sprzed tronu Jasnogórskiej Matki, zacytował ów fragment Psalmu 48. Wrócił do mnie ten werset jakiś czas później, gdy – już samotnie – obchodziłem wały Jasnej Góry. Dlaczego psalmista chce, aby obejść Syjon? Cały psalm zmierza do uwielbienia Boga za tak dobrze obwarowaną twierdzę, jaką jest wzgórze Syjonu – twierdza króla Dawida, a potem – Jerozolima, miejsce zamieszkania Boga pośród ludu. Baszty Syjonu i jego mury to znak potężnej obrony i bezpieczeństwa, znak mocy Bożej, wobec której uciekają nieprzyjaciele.
Zaledwie ujrzeli, zdrętwieli, zmieszali się i uciekli. Drżenie ich tam chwyciło jak bóle kobietę, gdy rodzi, (Ps 48,6-7)
Obejść Syjon to przekonać się o potędze jego murów, a ich wzniosłość ma zaświadczyć o mocy Stwórcy przejawiającej się w konkretnych zwycięstwach.
Obchodzę więc Syjon, ale nie jestem w stanie rozpoznać tej siły, która wstrzymała potop szwedzki, ocaliła ducha i poddała Naród władzy prawowitej Królowej poprzez śluby prymasowskie. Widzę tylko ślady i cienie. Widzę resztki dawnej chwały. Widzę pozostałości mocy wiary. Widzę okruchy tego, co mogłoby być, gdybyśmy zamiast odcinać kupony od przeszłości, żyli nią tu i teraz.
Obejdźcie Syjon. Czym jest „obejście dookoła”? Paradoksalnie przychodzi mi na myśl scena krańcowo innego „obchodzenia” warownego miasta, zakończonego zdobyciem jego warownych murów. To Jozue obchodził Jerycho z Arką Przymierza przez siedem dni, aż pękły zaprawy kamienne a synowie Izraela zdobyli ów księżycowy gród. Codziennie pielgrzymowali dookoła niego z tym niezwykłym naczyniem, który był zapowiedzią wiekuistej Arki, jaką jest Maryja, królująca też na Jasnej Górze. Cóż to za wezwanie? Na pewno zachęta dla wszystkich, którzy – choć może oddawszy się Niepokalanej – wciąż pozostają księżycowi, bladzi, bez własnego życia, z ciemną stroną ukrytą przed wzrokiem bliźnich i przed oczami miłosierdzia. Niech pozwolą z wiarą okrążyć się, albo owinąć niepokalanym płaszczem Królowej.
Syjon i Jerycho. Dwa miasta krańcowo różne. Jedno będące domem, ochroną, miejscem, do którego można się wycofać, by nabrać sił. I drugie do nieustannego zdobywania. Syjon obchodzi się, aby umocnić się w wierze i nadziei. Jerycho – by walczyć. Pielgrzymka Syjońska to medytacja, rozważanie i wzbudzenie wiary. Pielgrzymka wokół Jerycha to zmaganie się ze sobą, przekraczanie swoich słabości, często niezrozumienie sensu swego trudu i wewnętrzny bój o zawierzenie.
Jaka pielgrzymka jest ci potrzebna? Do której Pan cię zaprosił? A może jedna, ta twoja, streszcza obie?
Mówi Pismo: „policzcie jego wieże”. Wieża była budowlą o dwojakim zastosowaniu – bądź, jako element murów obronnych, bądź jako dzwonnica. Czyli – albo służyła do wypatrywania przeciwnika, aby ostrzegać przed jego zbliżaniem się, a potem ciskać pociski z większą siłą i zasięgiem rażenia, ewentualnie by się schronić, albo by wzywać na modlitwę, ogłaszając zakres przestrzeni poddanej władzy Bożej.
Obchodzę mury Jasnej Góry. Słyszę ckliwe piosenki religijne z płyt sprzedawanych przez zakonników. Widzę nastraszonych ludzi. Mijam dzieci ponoć dumnego Narodu – zamaskowani z obawą patrzą na niezamaskowanych. Słucham, nadawanego z głośników, zapętlonego ostrzeżenia przed groźnym wirusem. Spoglądam na pusty plac przed ołtarzem polowym, na którym – miast stojących pielgrzymich tłumów – leżą porozrzucane, białe, plastikowe krzesełka turystyczne. Widok, niczym po zakończonej imprezie… Jakieś dziecko, oprowadzane po wałach, pyta mamę: „A po co te krzesła?” Właśnie… Nieco pode mną, w którejś sali, polscy biskupi obradują po raz pierwszy od wiosny tego pandemicznego roku. Czy te obrady to spojrzenie z duchowej wieży w poszukiwaniu nieprzyjaciela? Strażnicy wszak winni stać na czatach…
Jeśli Pan nie zbuduje domu, na próżno trudzą się jego budowniczowie; jeśli Pan nie ochroni miasta, na próżno czuwają straże. (Ps 127,1)
Czy Pan buduje wciąż ten dom? Czy chroni? A może jeszcze inaczej – czy pozwalamy, aby nas ochronił?
Obchodzę więc ów duchowy Syjon, jakim jest Jasna Góra i wypatruję biblijnych baszt. Widzę majestatyczne stacje Drogi Krzyżowej, zbudowane niczym na olbrzymich blankach, niby wieżach, wzniesionych na potężnych głazach. Tak, w krzyżu można się schronić, a każde podjęcie go, ciężkie i trudne jak głaz, dostarcza materiału do zbudowania wieży. Gdzie się więc można schronić z udręką swojej duszy, z przeżywaniem ataków Złego, z wątpliwościami i pustką? Tam, gdzie są ludzie, co – niczym żywe kamienie – chcą dźwigać swój krzyż (powołania, wierności, miłości, relacji, prawdy) by iść za udręczonym Panem. Wierzący, pielęgnujący nieskalany depozyt apostolskiego przepowiadania, to materiał na baszty. Na takim fundamencie można wznieść gmach, z którego da się dostrzec nadciągające zastępy nieprzyjaciół.
Zbudować wieżę, aby móc się schronić przed pociskami nieprzyjaciół – najpierw duchową w sobie, a potem materialną, opartą o Łaskę, miłość braterską i własność. Może będą to okopy Świętej Trójcy, a może strzelista wieża góry św. Michała… Wieżą Dawidową jest Maryja, w której – poprzez dobrowolne niewolnictwo chronię się od jakiegoś czasu rozpoznając owoce Jej opieki. Chronić się w Maryi, to Jej ufać, ufać w to, że słucha mojego i twojego wołania, zwłaszcza poprzez Różaniec. To rozważać nieskalane Słowo poszukując Jego znaczeń w codzienności – i tej wielkiej i tej małej. To przyjmować z pokorą trudną rzeczywistość – to chyba najgorzej wychodzi, jeśli w ogóle… Chronisz się w Niej? Jeśli nie, to niechybnie rozerwą Cię na strzępy pociski wydarzeń uruchamiających twoją pychę, nieczystość, lenistwo. Ewentualnie rozsadzi cię stary niewypał leków i urazów lub miny kompleksów, zahamowań lub odwrotnie, próżnej i głupiej brawury.
Na wieży wypatruje się wroga, czyli rozeznaje rzeczywistość. Odnajduje się odpowiedzi na pytania wynikające z życia. Ostrzega przed zagrożeniem. Czuwający na wieży strażnik powinien być nawet przeczulony, lepiej bowiem wzbudzić fałszywy alarm, niż przeoczyć nieprzyjaciela. A co mówi Pismo, ten Boży Strażnik naszych dusz i sumień?
Stróże twoi jak szarańcza, a twoi urzędnicy jak mnóstwo koników polnych, które osiadają na murach w czasie zimna; wschodzi słońce, a odlatują, i nie wiadomo, gdzie ich miejsce. (Na 3,17)
Czyli – mnóstwo strażników, ale nie wiadomo skąd są i po co, i czego strzegą.
Każdy strażnik musi wytężać duchowy wzrok, pobudzać umysł i serce, aby rozpoznać podstęp wroga. Nieprzyjaciel jest znany, ale zdołał zainfekować oczy i wpuścić do krwiobiegu wirusa niewiary, delikatnego zwątpienia i oddalenia się od mocy pobożności. Trzeba więc – zgodnie z zasadą agere contra – jeszcze bardziej ufać, jeszcze mocniej z wiarą żyć, jeszcze więcej podejmować decyzji „z wiary”, a nie ze zdrowego rozsądku, czy gołej wiedzy. Ten trud codzienności, który człowiek pragnie zostawić, jest niezbędny, bo jest najprostszym wymiarem krzyża.
Podejmujesz go? Chcesz podejmować?
Mówi psalmista: „policzcie jego wieże”. Pan Jezus też mówił o wieży i liczeniu:
Kto z was, chcąc zbudować wieżę, wpierw nie siądzie i nie obliczy wydatków, czy będzie miał na [jej] wykończenie? Gdyby bowiem położył fundament i nie miał za co dokończyć, wszyscy, którzy by na to patrzyli, zaczęliby się z niego wyśmiewać mówiąc: Ten człowiek zaczął budować, a nie może dokończyć. Albo czy król, który chce wyruszyć na wojnę przeciw innemu królowi, nie siądzie wpierw i nie zastanowi się, czy jest w stanie z dziesięcioma tysiącami stawić czoło temu, kto z dwudziestoma tysiącami idzie przeciwko niemu? Jeżeli zaś nie, wysyła posłów, gdy tamten jest jeszcze daleko, i prosi o zawarcie pokoju. Tak samo więc żaden z was, jeżeli nie wyrzeknie się wszystkiego, co posiada, nie może być moim uczniem. — Dobra jest sól, ale czymże by ją zaprawić, jeśliby się zepsuła? Ani dla ziemi, ani do nawozu nie byłaby przydatna; wyrzuciłoby się ją. Kto ma uszy do słuchania, niechaj słucha. (Łk 14,28-35)
Czy masz na wykończenie swej wieży? Ktoś zapyta przytomnie: A co trzeba mieć?
Chrystus w dalszej części zachęca do wyrzeczenia się wszystkiego. Ciekawe. Powinien raczej zachęcać do gromadzenia pieniędzy czy materiałów budowlanych… A może tym co trzeba mieć jest pokorą i chęć oddania wszystkiego w Jego ręce?! Trzeba mieć smak wiary, ufności w Jego Opatrzność, wierności Słowu.
Wykończy się wieżę wierząc.
Jemu, a nie sobie.
Ja nie mam sił, pomysłów, czy spektakularnych zdolności. Ale mam Jego życzliwość i obietnice błogosławieństwa, która będzie się realizowała jedynie gdy pokornie zgodzę się na własną niemoc. Mam Łaskę, której nie jestem właścicielem, ale sługą. Nie wolno mi budować na swoich zdolnościach, ale – Bogu dzięki – niewiele ich mam! To jest błogosławieństwo – trudne, niczym przetrącone biodro patriarchy Jakuba – gdy człowiek odkrywa, że zdolny i twórczy jest jedynie w grzeszeniu! Ale mając już tę wiedzę, można jeszcze bardziej kurczowo schwycić się szaty Anioła, i krzyczeć, że się jej nie puści, aż nie wydrze się Panu Łaski dla grzesznika!
Liczę więc wieże Syjonu mej duszy i widzę dwie kolumny św. Jana Bosko, niczym punkty orientacyjne – Niepokalaną i Eucharystię.
Liczę baszty duchowe, które Pan postawił, i widzę Słowo i Sakrament. A wszystko zwieńczone Krzyżem.
Obchodzę Syjon – Kościół, który jest moją Matką – i pragnę ocalenia pośród ruin. Ochrony wobec nadciągających ze wszech stron nieprzyjaciół. Pragnę niezburzonej wieży, mocno wkopanej w Chrystusowy fundament i spojonej Tradycją Apostolską. Pragnę dać ocalenie innym, których Pan dał zrodzić. Pragnę przetrwać, mimo burz i pokus, mimo grzechu i słabości, mimo nędzy natury i nieustannego błądzenia.
Pragnę wieży Dawidowej. Miasta ucieczki. Nowej Arki. Góry ocalenia.
Ktoś także?