Wtorek, 19 czerwca 2012 r.
I CZYTANIE 2 Krn 18, 25-31a. 33-34

EWANGELIA Mt 5, 43-48 Jezus powiedział do swoich uczniów: „Słyszeliście, że powiedziano: «Będziesz miłował swego bliźniego», a nieprzyjaciela swego będziesz nienawidził. A Ja wam powiadam: Miłujcie waszych nieprzyjaciół i módlcie się za tych, którzy was prześladują; tak będziecie synami Ojca waszego, który jest w niebie; ponieważ On sprawia, że słońce Jego wschodzi nad złymi i nad dobrymi, i On zsyła deszcz na sprawiedliwych i niesprawiedliwych. Jeśli bowiem miłujecie tych, którzy was miłują, cóż za nagrodę mieć będziecie? Czyż i celnicy tego nie czynią? I jeśli pozdrawiacie tylko swych braci, cóż szczególnego czynicie? Czyż i poganie tego nie czynią? Bądźcie więc wy doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski”.
– Nie walczcie z małym, ani z wielkim – woła syryjski władca do swych żołnierzy. On wie, kto jest prawdziwym nieprzyjacielem. Zna wroga. I choć nasze sympatie są pewnie po stronie połączonych sił Izraela i Judy, to wypada w tym miejscu zastosować się do Chrystusowej rady, w myśl której, synowie ciemności są roztropniejsi od synów światłości w sprawach tego świata.
Czy znasz swego wroga? Ale nie małego, czy wielkiego, lecz samego króla!
Można nienawidzić ludzi sobie nieżyczliwych, tropić ich poczynania, pozwalać, by żółć zalewała serca i wątroby mieszając w umysłach. Można codziennie rozpoznawać coraz to nowych wrogów – w Ojczyźnie (jej wrogów także), w Kościele, wśród dalszych i bliższych sąsiadów, w rodzinie, pośród znajomych. I można przy tych wnikliwych obserwacjach mieć rację.
I cóż z tego?
Owszem, prawda ma to do siebie, że chce być nazywana, domaga się ujawnienia. Ale co robić, gdy doprowadza nas ona tylko do niechęci czy (co gorsze) do nienawiści? Może też tak zakwasić i zaciemnić nasze spojrzenie, że rzeczywistość, że poprzestaniemy na tropieniu coraz to nowych wrogów, wypełniając sobie czas błogim poczuciem samozadowolenia – że tacyśmy prawi i sprawiedliwi.
A przecież – nie walczcie z małym, ani z wielkim, lecz z samym królem…
Walka, do której prowadziłoby cytowane zdanie syryjskiego władcy, jest straceńcza, ale jedyna właściwa. Nie ogniskuje się bowiem na ludziach, nie kieruje emocji przeciwko nim, nie koncentruje na rzeczach nieważnych, lecz prowadzi do sedna. Jest w niej miejsce na prawdę o ludzkich czynach, ale jeszcze bardziej na obnażenie mechanizmów podejmowania człowieczych decyzji. Jest w niej przestrzeń na odnajdywanie rzeczywistości taką, jaka jest, ale także na odkrycie ostatecznego celu wysiłków. I wreszcie – prowadzi do autentycznej sprawiedliwości, w której wyroki nie zastępują „małego” „wielkim”, czy na odwrót, lecz składają swe ostrza u stóp Stwórcy, który ustanowił ład we wszechświecie. Jak zawoła św. Paweł – „nie walczymy bowiem przeciw krwi i ciału, lecz przeciw pierwiastkom duchowym zła na wyżynach niebieskich”.
Sancte Michael Archangele, defende nos in proelio…