Czwartek, 3 grudnia 2015 r.

I CZYTANIE Iz 26, 1-6

On poniżył przebywających na szczytach, upokorzył miasto niedostępne, upokorzył je aż do ziemi, sprawił, że w proch runęło; podepczą je nogi, nogi biednych i stopy ubogich…

EWANGELIA Mt 7, 21. 24-27

Każdego więc, kto tych słów moich słucha i wypełnia je, można porównać z człowiekiem roztropnym, który dom swój zbudował na skale. Spadł deszcz, wezbrały rzeki, zerwały się wichry i uderzyły w ten dom. On jednak nie runął, bo na skale był utwierdzony.
Każdego zaś, kto tych słów moich słucha, a nie wypełnia ich, można porównać z człowiekiem nierozsądnym, który dom swój zbudował na piasku. Spadł deszcz, wezbrały rzeki, zerwały się wichry i rzuciły się na ten dom. I runął, a upadek jego był wielki.

Trudno jest przyznać, że przez dwadzieścia lat buduje się życie swoje i najbliższych na lotnym piasku.

Trudno jest radykalnie nazwać własne wysiłki miałkimi.

Trudno jest powiedzieć sobie, że mniemanie o własnej wierze było fikcją, a religia stała się kulturowym dodatkiem i zagłuszaczem wyrzutów sumienia.

Trudno jest wyspowiadać się z miliona kompromisów między życiem a zasadami, w które – ponoć – się wierzy.

Rozsypane małżeństwo po wielu latach, dzieci dokonujące zaskakujących rodziców wyborów moralnych, niedziela jako kolejny dzień pracy (takie czasy, proszę księdza), antykoncepcja katolickich małżonków (nie jesteśmy jeszcze gotowi na dziecko), milcząca zgoda babć, dziadków i rodziców na wspólne pomieszkiwania przedślubne (przecież nie przestanę jemu/jej pomagać finansowo, to moje dziecko!), kierowanie się nowoczesną psychologią zamiast nauką Kościoła (nie mogę nalegać, aby mój syn chodził na Mszę, jest wolny i w wieku piętnastu lat wystarczająco dojrzały, aby samemu wybierać), życie według własnych pomysłów (dlaczego ktoś ma mówić co mam robić?)…

Na pewno budujesz na skale?