Blog ks. Jacka Gomulskiego

Miesiąc: grudzień 2015 (Page 1 of 3)

O światłości rozbijającej skały…

Jerusalem-0581

Uroczystość Bożego Narodzenia.

I CZYTANIE Iz 9, 1-3. 5-6 …Naród kroczący w ciemnościach ujrzał światłość wielką; nad mieszkańcami kraju mroków światło zabłysło…
II CZYTANIE Tt 2, 11-14 …abyśmy wyrzekłszy się bezbożności i żądz światowych, rozumnie i sprawiedliwie, i pobożnie żyli na tym świecie...
EWANGELIA Łk 2, 1-14 …W tej samej okolicy przebywali w polu pasterze i trzymali straż nocną nad swoją trzodą….

Pasterz popatrzył na niebo.

Mrok sięgał wszędzie. Ogarniał skały, nieliczne pastwiska, zbite w ciasną gromadę owce, zmęczonych trudnym życiem towarzyszy. Jedynie dalekie zabudowania Betlejem dawały o sobie znać połyskującymi światełkami, liczniejszymi niż zwykle.

– Ludzie… – pomyślał pasterz z niechęcią.

W jego świecie nie było miejsca na ludzkie radości, zabawy, układy. Nie miał złudzeń, co do swych bliźnich. Wiedział co o nim myślą. Słyszał kiedyś niewybredne opinie, jakie o pasterzach wygłaszali mieszkańcy dolin – pasterze mieli być, według tych plotek, pijakami, rozpustnikami, złodziejami, ludźmi, gotowymi za pieniądze zrobić wszystko, mieli prowadzić się niemoralnie, a nawet obcować ze zwierzętami. Nie mieli nic wspólnego z dobrotliwymi wieśniakami, sielskimi pastuszkami, ani – tym bardziej – z pobożnymi faryzeuszami, co to troskliwe dbali, by nie otrzeć się o kogokolwiek nie znającego Pism. Za taką pobożność, to ja dziękuję – myślał pasterz i omijał szerokim łukiem synagogi. Zresztą i tak rzadko kiedy miał czas, aby w szabat zawitać do miasteczek. Po co? Rodziny nie miał, a widok domów, z których wprost biło ciepłem i dostojną, świąteczną radością sprawiał jakiś ból w okolicach pasterskiego serca. Za to świątynię nawiedzał, jak każdy dorosły Żyd, raz do roku. Tam czuł się bezpiecznie – samotny i anonimowy. Ofiar nie składał, tylko stawał na dziedzińcu mężczyzn, wznosił ręce ku Przybytkowi i tak trwał, kiwając się w bezgłośnej modlitwie. Wierzył, że Stwórca wówczas na chwile przerywa Ważne Zajęcia i kątem oka dostrzega jego potężną postać o sękatych, podniesionych w górę dłoniach. Zapewne to spojrzenie Pana trwało tylko chwilę (bo czemuż miałby Wszechmocny poświęcać więcej uwagi komuś takiemu jak on), ale wystarczało na cały rok chodzenia po górach i strzeżenia cudzych stad. Chociaż… Czy naprawdę wystarczało?… Ten smutek, ten ból…

Na wschodzie pojawiła się łuna. Pasterz zmrużył oczy, przyzwyczajone do przenikania ciemności i wypatrywania zagrożeń dla stada. Nie kojarzył tego typu blasku, a znał się na niebie i umiał określić położenie przeróżnych gwiazd, choć ich imiona były dla niego zagadką.

Światło przybierało na sile.

Pasterz przysłonił ręką czoło.

Wraz z rozprzestrzenianiem się blasku pasterza ogarniało jakieś nieznane uczucie. Coś, jakby tęsknota, najpierw bolesna, uwierająca wiecznym niespełnieniem i poszukiwaniem nieodnalezionego, potem pełna niedowierzania, a wreszcie eksplodująca dziwną radością, inną od codziennych radości. Dało się w niej wyczuć nadzieje i pragnienia wykraczające poza jedno życie, tak jakby z głębi epok, z czasów zamierzchłych królów, ze zwojów prastarych proroków, z oczekiwań tysięcy synów i córek narodu zwącego się dumnie wybranym przez Boga, z bólu i rozpaczy zniewalanych przez silniejszych od siebie – z przeszłości dobiegało błaganie o spełnienie się pradawnych zapowiedzi. I, co najbardziej zaskoczyło pasterza, w tym potężnym chórze, odnalazł swój głos, szept może raczej, spokojny i pokorny, ale pełen skamieniałego cierpienia i pozornego pogodzenia się z codziennością.

Popatrzył na swych towarzyszy. Wydawało się, że i oni coś czują, bo pomału wstawali ze swych miejsc spoglądając nieufnie dookoła siebie.

Blask narastał, wdzierając się nie tylko w ich źrenice, ale także serca i umysły. Wiedzieli, że dzieje się coś niebywałego i nie jest to żaden omam, czy skutek działania wina, pętającego często ludzkie myśli.

Pasterz zamknął oczy. Miał nieodparte wrażenie, że nie wolno mu tak po prostu patrzeć na niebo. Wydawało mu się, że jego ludzkie spojrzenie jedynie zaciemnia obraz rzeczywistości, a dopiero przymknięcie powiek nadaje skałom, wzgórzom, owcom, współtowarzyszom i dalekim zabudowaniom Betlejem kształty, zapachy i kolory.

Wtedy usłyszał.

Pieśń odwiecznej tęsknoty splotła się z innym hymnem, jaśniejszym i czystszym od poprzedniego. Był to śpiew zachwytu i zauroczenia. Radość, która z niego biła, była utkana z tysięcy głosów, różnych od siebie, a przecież podobnie pełnych, obfitych. Śpiewały o dobrych pastwiskach, na które Pan prowadzi ludzi dobrej woli, o pastwiskach obfitujących zieloną trawą, o pastwiskach, poprzez które płyną strumienie żywej, wartkiej wody, o pastwiskach bezpiecznych, bo pilnowanych przez troskliwe oko Pana wszechrzeczy; Tego, który jest wielki i wspaniały; którego chwała jest niezmierzona; który jest żywą miłością; który z uśmiechem patrzy na synów ludzkich! Pieśń wysławiała prawdomówność Pana, który spełnia Swe obietnice – i to już, teraz, zaraz! Na oczach pasterzy! Więc niech nie stoją przerażeni – śpiewały głosy – niech nie patrzą nieufnie dookoła, niech uwierzą, wyjątkowo, swoim zmysłom, tak bardzo przecież wyczulonym na niebezpieczeństwa (a przecież nic złego się nie dzieje im i ich stadom), niech przyjmą do swych serc i trzewi tę prawdę – dziś przyszedł Mesjasz! A oni będą tego przyjścia świadkami!

Pasterz usiadł i złapał się za głowę.

Przeraził się tego, co doświadcza i co tak mocno wkracza w jego zwykłą, prostą codzienność.

Niemalże czuł wiatr będący dziełem tysięcy anielskich skrzydeł (wiedział, że owe głosy mogą dochodzić tylko z anielskich ust, bo kimże innym posługuje się Wszechmocny, aby oznajmić wielkie sprawy, a przecież świadkiem takich właśnie się – mimo woli – stawał) żywo machających na chwałę Pana Zastępów.

Nie wątpił, że to dzieje się naprawdę. Ani przez chwilę nie przestał ufać swoim zmysłom. Wierzył w przyjście Mesjasza i nie zdziwiło go to, że takie wydarzeni właśnie następuje. Kiedyś przecież musi On przyjść. Wierzył w wszechmoc Boga i istnienie Jego anielskich posłańców. Tylko jedno mu nie pasowało w tym całym obrazie – on sam. Czuł, że do tego nie pasuje. Czuł, z każdą chwilą coraz mocniej, że powinien zniknąć, zapaść się pod ziemie, że jest niegodny słuchania cudownych głosów, że jego życie kompletnie nie pasuje do tej pieśni, która przedzierała się przez jego myśli. Czuł, że coś go dławi, niby wewnętrzny szloch, czy krzyk lęku. Jakby coś próbowało się z niego wydostać, ale nie potrafiło – słowo, uczucie, czy może jęk.

Ktoś trącił go w bok. Otworzył oczy.

– Idziesz. Do Betlejem.

To nie było pytanie, raczej stwierdzenie oczywistego faktu.

Wstał i lekko kołysząc się na boki z ogromu przeżywanego wzruszenia, którego nawet nie umiałby nazwać i wyrazić, ze łzami płynącymi po spękanych policzkach, przeczuwając w niewytłumaczalny sposób, że jest jednym z głównych (jeśli nie głównym) aktorów wielkiego widowiska, całkiem, jakby bez niego nie mogłoby się ono odbyć – poszedł w stronę miasta Dawidowego, nad którym jaśniała potężna łuna.

Głosy nadal śpiewały.

Tekst powstał w 2011 r. Chyba nic lepszego nie umiem dziś napisać…

Idźcie do Betlejem!

O uwielbieniu, w którym się bardziej myśli niż czuje…

Wtorek IV Tygodnia Adwentu. Maryja rozpoznaje działanie i dlatego Go uwielbia.

I CZYTANIE 1 Sm 1, 24-28 ... spełnił Pan prośbę, którą do Niego zanosiłam... I oddali tam pokłon Panu.
EWANGELIA Łk 1, 46-56 ...W owym czasie Maryja rzekła: "Wielbi dusza moja Pana i raduje się duch mój w Bogu, Zbawicielu moim..."

Mówi się, że modlitwa uwielbienia jest jednym z najbardziej bezinteresownych rodzajów modlitwy; modlący się nie stawia wówczas na pierwszym miejscu siebie i swoich potrzeb, ale pozwala skupić swoje poznanie na Bogu, kontemplując Jego wielkość.

To wszystko prawda, tyle że w dużej mierze nie dorośliśmy – i  uparcie dorastać nie chcemy – do odczepienia się od samych siebie.

Niektórzy dodatkowo mylą emocjonalny zapał modlitewny, pełen ekspresji w śpiewie i spontanicznych okrzyków z autentycznym uwielbieniem, ogarniającym całego człowieka, a nie tylko jego sferę uczuciową. Inni jeszcze tak się przyzwyczaili do owego uwielbieniowego zapału, że zatracili umiejętność rozpoznawania tajemnicy Krzyża, sprowadzając ją do przykrego etapu w życiu, który trzeba jak najszybciej porzucić.

Doświadczenie chwały, jakie wyśpiewuje Maryja w swym hymnie ma swój początek w Jej rozpoznaniu działania Bożego; zaczyna się w kontemplacji czegoś, co fachowo nazywa się „historią zbawienia” – ślady Boga w życiu Izraela (Maryja jest n nierozdzielnie związana ze swym ludem, to trochę tak, jakby każdy z nas odbierał historię Polski od Piastów po współczesność, jak prywatne dzieje własnej rodziny) oraz Jej własne przeżycia tworzą nierozdzielną całość i pozwalają odpowiedzieć na pytanie jaki jest Bóg: miłosierny, wszechmogący i wierny obietnicom. Maryja zachwyca się Bogiem, ale nie jest to sztucznie wykreowana emocja, ani przeżycia egzaltowanej nastolatki, lecz głęboko przyjęta prawda. Emocjonalna radość rodzi się dopiero po zrozumieniu faktu czynnego działania Boga oraz po decyzji uczestnictwa w tymże działaniu.

„Chwałą Boga jest żyjący człowiek” – mówi Pismo. Można by dodać, że „żyjący i uczestniczący w Jego woli”. Chcesz, aby dusza twoja wielbiła Pana wraz z Maryją? Spożywaj Ciało Pana (Twoje wówczas będzie Nim przepełnione, tak jak Jej ciało). Zaangażuj to, co Bóg dał ci jako najcenniejsze, czyli twój rozum, do poznawania Bożych spraw. Dostrzeż je w swoim życiu. Uznaj swoją niewspółmierność wobec Jego łaski, a jednocześnie swe wybranie.

I  dziękuj.

Nic nie czujesz?

Świetnie, zawołam prowokacyjnie. Tym bardziej dziękuj.

O pozdrowieniu…

00.159.18_PS2

Niedziela i Poniedziałek IV Tygodnia Adwentu. Maryja, gdy się wita, uszlachetnia serca. A Ty?

EWANGELIA Łk 1, 39-45 ... Oto bowiem, skoro głos Twego pozdrowienia zabrzmiał w moich uszach, poruszyło się z radości dzieciątko w moim łonie...

Trzykrotnie pojawia się w tym krótkim fragmencie wzmianka o pozdrowieniu, jakie przynosi Maryja Elżbiecie. Najpierw pozdrawia swą starszą krewną wchodząc do Zachariaszowego domu. Jej słowa wywołują nieopisaną radość u małego Jana a jego matkę otwierają na działanie Ducha Św. Wreszcie sama Elżbieta świadczy o swoim przeżyciu wspominając pozdrowienie Maryi.

Co było takiego owym powitaniu? Co było tembrze głosu Maryi, intonacji? A może coś specjalnego było w doborze wyrazów czy zdań? Lecz jeśli było to tylko zwyczajowe życzenie pokoju: „Szalom”, to czemu wywołało tak silne reakcje?

Musiał być w tym pozdrowieniu potężny ładunek życzliwości i miłości, bez cienia egoizmu, czy choćby nutki interesowności.

Na tym tle warto zwrócić uwagę na własne spotkania z innymi, a zwłaszcza z najbliższymi. Ile jest w tych spotkaniach wymuszeń, manipulacji, słów raniących, egoistycznych, pełnych pychy, czy wręcz nieokiełznanej złości… Jakie piekło potrafią sobie nawzajem uczynić małżonkowie, tylko dlatego, że są przekonani o własnej nieomylności… Ile dziś padnie z twoich ust słów rozbijających i otwierających serca innych na działanie „nie-świętego” ducha…

Może czasami lepiej jest wziąć wzór z  Zachariasza i milczeć?

O ciszy, która pozwala usłyszeć…

ivanov

Sobota III Tygodnia Adwentu. Bez ciszy nie usłyszysz, nie przyjmiesz i nie uwierzysz.

I CZYTANIE Sdz 13, 2-7. 24-25a Nie pytałam go, skąd przybył, a on nie oznajmił mi swego imienia…
EWANGELIA Łk 1, 5-25 …rzekł Zachariasz do anioła: «Po czym to poznam? Bo sam jestem już stary i moja żona jest w podeszłym wieku»…

– Mówisz, kiedy nie trzeba, drogi Zachariaszu. Gdy zaś należałoby przemówić, zamieniasz się w głaz, i żadne słowo – świadectwa prawdzie, zrozumienia spraw trudnych i powikłanych, czy nawet pokornego uznania miłosiernej potęgi Najwyższego – nie pada z twych ust. Abyś więc poznał wartość słowa, zamilkniesz teraz. Nie uciekaj w zgiełk wiecznie kłębiący się wokół ciebie, nie daj się podejść licznym słowom, które niczym rój pszczół, pracowitych robotnic, będą wylatywać z ust twej dobrej żony. Zresztą, wspomogę cię, znając słabość synów ludzkich, i zamknę tę bramę twego serca jaką są usta, stając na jej straży. Musisz poznać wagę ciszy osadzonej w jej właściwym miejscu, a nie tam, gdzie sam – nieumiejętnie, och jak bardzo nieumiejętnie… – chcesz ją widzieć. Musisz zamilknąć, aby wreszcie usłyszeć słowo ci objawione, nie zadając pytań, jakie podpowiada nieskora do wierzenia popędliwość. Zanurzywszy zaś się w ciszę, po dokonaniu w niej, niczym w oczyszczającej wodzie, wszystkich obowiązkowych obmyć, jakie przewiduje Prawo – a chyba znasz je, Zachariaszu? – będziesz mógł przemówić z sensem i odkryć tajemnice objaśniające świat. Jest to przecież zadaniem każdego ojca na ziemi, a wtedy będziesz mógł się już nim nazywać. Dlatego teraz – sza! Z twego – nieco przymusowego, przyznaję to, milczenia – narodzi się prorok grzmiącego Głosu, przetaczającego się po sercach dzieci Izraela po wszystkie czasy, niczym rwąca fala Jordanu. Aby on umiał słuchać, być posłusznym, i upodabniać się do Słowa wiekuiście żyjącego, Ty teraz zamilcz.

Zachariasz otworzył oczy zaczerwienione od gryzącego dymu kadziła.

Był sam w Przybytku.

Otworzył usta, aby zaintonować psalm, lecz głos uwiązł mu w gardle.

Dookoła panowała cisza.

O dziadkach i ojcach…

Czwartek III Tygodnia Adwentu. Wybieraj czy będziesz świętym czy łajdakiem.

I CZYTANIE Rdz 49, 1a. 2. 8-10 Jakub przywołał swoich synów...
EWANGELIA Mt 1, 1-17 Rodowód Jezusa Chrystusa, syna Dawida, syna Abrahama...

Rodowód. Lista przodków. Katalog postaw, charakterów, wad i zalet, świętych i łajdaków. Szereg uwarunkowań, które zbyt często bierzemy za usprawiedliwienie własnych zachowań. Bagaż dziedzictwa, często wątpliwej jakości. Ale także, jak w genealogii każdego, przykłady życia uczciwego, pobożnego, prostego, a nawet prorockiego.

Rodowód Jezusa to Jego dowód osobisty. Rodzaj świadectwa: Oto, skąd pochodzę – potomek królewskiego rodu, syn wiary Abrahama, spadkobierca mądrości Salomona, a jednocześnie krew z krwi prostytutek, cudzołożnic i poganki. Czy z tak przedziwnych przodków musiał zrodzić się Mesjasz?

Nie jesteś zdeterminowany przez swoje pochodzenie, choćby było nie wiem jak grzeszne. Owszem nosisz takie a nie inne geny. Owszem, mając alkoholików w dawnych pokoleniach masz większe szanse aby poddać się nałogom. Owszem, atmosfera świętości domu dziadków i rodziców może wspomóc własny wzrost wiary. Jednak w każdej sytuacji Ty wybierasz. Ty decydujesz. Możesz zostać świętym albo łajdakiem.

Wbrew pozorom ta prawda jest trudniejsza, aniżeli pocieszanie się jakimś determinizmem, choćby podlanym sosem teologii grzechów pokoleniowych. Zmusza do świadomych wyborów. Do życia pokutą i ofiarą. Do tworzenia relacji według Ducha. Do nieustannego rodzenia się nie „z krwi, ani z żądzy ciała, ani z woli męża, ale z Boga” (J 1,13). Do realizacji Jezusowego pragnienia o nowej rodzinie: „kto pełni wolę Ojca mojego, który jest w niebie, ten Mi jest bratem, siostrą i matką” (Mt 12,50).

Wybieraj więc.

« Older posts

© 2024 Światło życia

Theme by Anders NorenUp ↑