Czwartek, 25 II 2010 r.

I CZYTANIE Est 14, 1. 3-5. 12-14
…Królowa Estera zwróciła się do Pana, przejęta niebezpieczeństwem śmierci. I błagała Pana, Boga Izraela, i rzekła: „Panie mój, Królu nasz, Ty jesteś jedyny, wspomóż mnie samotną, nie mającą prócz Ciebie żadnego wspomożyciela, bo niebezpieczeństwo jest niejako w ręce mojej.
EWANGELIA Mt 7, 7-12
…Proście, a będzie wam dane; szukajcie, a znajdziecie; kołaczcie, a otworzą wam. Albowiem każdy, kto prosi, otrzymuje; kto szuka, znajduje; a kołaczącemu otworzą.

Przychodzi mi do głowy bardzo niepoprawny komentarz, który na pewno zirytuje wielu wyznawców psychologii rodem z kolorowych pisemek. Z jednej strony mamy bowiem królową Esterę, która wyraźnie popada w stan depresyjny. Jest ona „przejęta niebezpieczeństwem śmierci”, a trzeba nam wiedzieć (odsyłam do księgi Estery), że owo niebezpieczeństwo ma kształt o wiele bardziej realny, niż stany lekowe większości współczesnych nam depresantów. I cóż robi owa kobieta, z dala od swego ludu, wyniesiona na szczyty godności Babilonu? Otóż ona po prostu się modli! Chwyta się jedynej nadziei, jak jej pozostała. Mimo bogactwa i znaczenia Estera zachowała prostotę spojrzenia na Boga, jakby z wyprzedzeniem setek lat realizując wezwanie Chrystusa: „Proście a będzie wam dane”. Bóg (o którym niegdyś słyszała) jest jej bliski, choć Estera nie należy może do grona najbardziej pobożnych kobiet izraelskich. Jest On dla niej jedyną nadzieją.

Dziś tę nadzieję odebrano wielu mężczyznom i kobietom doświadczających podobnych stanów co biblijna Estera. Miejsce Boga zajęły przeróżne rzeczywistości, którym zaufano, jako ostatnim deskom ratunku. Od psychologii z jej przeróżnymi formami terapii, traktowanymi często jak niemalże drogi duchowości (choć są to jeszcze formy pozytywnego radzenia sobie z depresją), aż po ucieczkę w siebie, w egoizm, w nałogi, w autodestrukcję i bezrozumny emocjonalizm.

Obawiam się, że Estera nikogo by dzisiaj nie uratowała…