23 I 2010

I CZYTANIE 2 Sm 1, 1-4. 11-12. 19. 23-27
…Żal mi ciebie, mój bracie, Jonatanie. Tak bardzo byłeś mi drogi! Więcej ceniłem twą miłość niżeli miłość kobiet.
EWANGELIA Mk 3, 20-21
…Jezus przyszedł do domu, a tłum znów się zbierał, tak że nawet posilić się nie mogli. Gdy to posłyszeli Jego bliscy, wybrali się, żeby Go powstrzymać. Mówiono bowiem: „Odszedł od zmysłów”.

Chrystus wraz z uczniami głosi Słowo i uzdrawia, a tłum potrzebujących jest tak wielki, że nie mają czasu nawet się posilić. Postawa ta wzbudza przerażenie nawet u bliskich Jezusa. Dziś wielu z nas, jak i tzw. ludzi Kościoła, by powiedziało, że taka postawa jest niebezpieczna. Może nawet zainteresowało by się nią jakieś centrum odkrywające różne sekty i ruchy, a może jakieś służby podjęły by się obserwacji; a może jakieś odgórne czynniki zasugerowałby jakiejś kurii biskupiej, że koniecznie trzeba by sprawę przebadać, patrz – ukrócić; a może jakieś media, przy pomocy eks zakonników i eks profesorów teologii wraz z dyżurnymi komentatorami religijnymi z poczytnych tygodników i młodziutkimi, rozintelektualizowanymi mnichami w okularach bez oprawek, rozpracowały by kolejną sektę i wołały: zgłaszajcie do nas sprawę, jeśli jakiś ksiądz zacznie Cię molestować i wmawiać Ci ze potrzebujesz kierownictwa duchowego, bo to na pewno sekciarz.

Oburzamy się może wewnętrznie na coraz liczniejsze dowody niewiary wśród ludzi, że Jezus naprawdę przyszedł, aby uzdrawiać i sprawiać cuda w ludziach i że Mu naprawdę zależy na każdym człowieku; oburzamy się może, że nie dostrzega się, że taka posługa jest tylko konsekwencją przyjętego w prawdzie, nie odrzuconego powołania Bożego, o którym czytaliśmy wczoraj?

A my sami?

Czy rzeczywiście nadal wierzymy, że Jezusa TAK działa i że jest to możliwe także i w naszym życiu? Czy biegniemy do Niego?